N.N. – nazwisko nieznane

N.N. – nazwisko nieznane

Bliscy zaginionych w Kolumbii są napiętnowani Przybyłem do Puerto Berrío w sobotnie popołudnie. Temperatura sięgała 38 st. C. Z dworca autokarowego nieużywanym traktem kolejowym, który przecinał rzekę, poszedłem w stronę miasteczka. Niemal 500 km dzieliło Puerto Berrío od Morza Karaibskiego, a już tu rzeka Magdalena była szeroka na jakieś półtora kilometra. Kolej zbudowano w połowie XIX w., żeby przewozić brytyjskie maszyny z wybrzeża do fabryk włókienniczych wznoszonych wówczas w Medellín. (…) Magdalena nie była jedyną rzeką w Kolumbii, która poniosła martwych na cmentarzysko czeluści. Na początku lat 90., kiedy kartel kokainowy z Cali święcił triumfy, jego sicarios (płatni mordercy) swoje ofiary zazwyczaj wrzucali do przepływającej przez miasto rzeki Cauca. Ciała długo płynęły z prądem – aż po łuk na rzece w miasteczku Marsella, na którym całe ich tabuny wplątywały się w gałęzie drzew albo były wyrzucane na mieliznę. Tamtejsi rybacy wielokrotnie wyciągali topielców z rzeki i wieźli do kostnicy. Zaś w Cali dla rodzin zaginionych organizowano specjalne przejazdy autokarowe do Marselli, po to, by rodziny mogły sprawdzić, czy ich synów lub mężów nie ma pośród zmarłych. (…) Jeśli zwłoki nie zostały przez nikogo zidentyfikowane, zabierano je z kostnicy na cmentarz, gdzie grabarz ściągał z nich buty przed pochówkiem. Grób znaczono krótkim „N.N.” (ningun nombre – nazwisko nieznane). Buty zaś ustawiano w rządku przed cmentarnym murem, obok pozostałych czekających na dzień, w którym rozpozna je może jakiś krewny ich właściciela. Za czasów, kiedy biznes kokainowy znajdował się w rękach słynnych zabójców, jak Pablo Escobar, podobne historie o Kolumbii niejednokrotnie publikowano w gazetach, w odległych zakątkach świata. Potężne kolumbijskie kartele narkotykowe nie istniały jednakże od ponad 20 lat. Podczas gdy kolumbijska odnoga biznesu rozszczepiła się na setki minikarteli, wielką kasę robiły teraz kartele meksykańskie. Produkcja i przemyt kokainy to wciąż lukratywny interes, aczkolwiek ci, którzy poszli w ślady Escobara, nauczyli się cenić dyskrecję. (…) Ciała, które wyławiano z Magdaleny i chowano jako „N.N.” w Puerto Berrío, owszem, mogły należeć do wrogów dzisiejszych handlarzy narkotyków. Niemniej mogli być to i szpiedzy guerrilli, donosiciele armii, demaskatorzy albo inne osoby, które – na swoje nieszczęście – wiedziały lub widziały odrobinę za dużo. W rzeczywistości nikt nie miał najmniejszego pojęcia, kim byli zmarli. Przy wyciągniętych z wody ciałach nie było bowiem żadnych dokumentów. (…) Większość wyławianych ciał nie należała jednak do tutejszych. Od progów rzecznych Hondy, miasteczka leżącego na północny zachód od Bogoty, zwłoki mogły zostać wrzucone do Magdaleny w jakimkolwiek miejscu biegu rzeki. • Na czele lokalnego stowarzyszenia zaginionych stała Teresa Castrillón, kobieta w średnim wieku, o głęboko osadzonych oczach, z którą kolejnego ranka po przybyciu do miasteczka spotkałem się na cmentarzu. (…) W ciągu ostatnich 25 lat wielu członków rodziny Teresy – matka, wujkowie, siostrzeńcy – zostało zabitych albo zaginęło. Jej ojca i brata zamordowano w tym samym czasie. Wyczytywała teraz nazwiska bliskich z listy zabitych i zaginionych wymalowanej na murach cmentarza. – Julio Sierra Taborda, zabity 13 lutego 1985 r. Jesús Sierra Taborda, zabity 12 grudnia 1985 r. María Ovidia Taborda, zamordowana 10 listopada 1988… Lista wyglądała niczym wypisana na pergaminie w odcieniach brązu, z udawanymi załamaniami na pozawijanych brzegach. Zacząłem liczyć nazwiska, ale było ich za dużo. Zabrałem się więc za rachunki – 30 nazwisk w pierwszej kolumnie pomnożone przez siedem kolumn oznaczało, że od 1985 r. w Puerto Berrío zginęło lub zniknęło 210 osób. Populacja miasteczka wynosiła 6 tys., może 8 – jeśli włączyć mieszkańców okolicznych gospodarstw. W rodzinie Teresy prawie wszyscy zajmowali się hodowlą bydła. Możliwe, że stali się celem ataku, ponieważ rozporządzali ziemią, na którą łasili się inni obszarnicy. Ale na co komu było zabijać jej męża? Pracował w lokalnym oddziale banku. Może zginął, bo był członkiem związku zawodowego pracowników banku. A może odrzucił czyjeś podanie o pożyczkę. Motyw zabójcy stanowił niewiadomą, podobnie jak i miejsce pochówku ofiary. Teresa skądinąd pogodziła się z tym, że prawdopodobnie nigdy nie znajdzie odpowiedzi na swoje pytania. Jej

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2018, 42/2018

Kategorie: Reportaż