Na ciebie szkoda kulki

Na ciebie szkoda kulki

Upowska czystka w Pustomytach

O rodzinie ze strony dziadka Karola przez lata nie wiedziałam nic. Tata i ciocia Jadzia w swoich wspomnieniach koncentrowali się na krewnych matki. Jeśliby mnie ktoś zapytał o pochodzenie mojego ojca, to bez zastanowienia zaczęłabym opowiadać o Wawrzkowach. Moja uwaga zupełnie odwróciła się od ludzi, których nazwisko noszę. Wystarczył mi Karol Surmiak, powstały niczym z morskiej piany. Oczywiście  gdybym zadała celne pytanie, z pewnością dostałabym odpowiedź. To tak jak z ciocią Krysią i partyzantką dziadka „Babicza”. Tylko skąd to pytanie wziąć?

Wzięłam je z internetu. Poszukując pewnego wpisu, w którym była mowa o mnie i mojej córce, wpisałam kiedyś do wyszukiwarki hasła: „Surmiak” i „Julia”. I wyskoczyło to:

Na pograniczu Siemianówki i Pustomytów znajomi Ukraińcy wymordowali w nocy z 20 na 21 maja 1944 r. rodzinę Surmiaków. Najpierw nożem zadźgano liczącego 80 lat Antoniego Surmiaka, kiedy wyszedł z mieszkania za potrzebą, pozostawiając otwarte mieszkanie. W mieszkaniu zamordowano Józefa Surmiaka i będącą w ciąży jego żonę Julię. Nad kobietą, która błagała o litość, mówiąc, że pochodzi z ukraińskiej rodziny, szczególnie się pastwiono. Dalszą ofiarą była Maria Surmiak, która rozpoznała napastników i zwracała się do nich po imieniu. Słyszały to ukryte dzieci, które zawiadomiły potem o mordzie. Dalszą ofiarą była Stefania Surmiak z Wojciechowskich, która ciężko ranna, zmarła z upływu krwi. Konając, uspakajała jeszcze ukrytą w łóżku, trzyletnią Zofię…

– A tak, tak, tak. To o nas – skomentował spokojnie ojciec. – Byłem tam później, w tym domu. Jeszcze krew była na ścianach. Bardzo dużo krwi, wszędzie.

Siemianówka leży 24 km na południowy zachód od Lwowa i 8 km na wschód od Dębianki. Założona w XIV w., jest dużą, choć precyzyjnie rzecz ujmując, „długą” wioską. W latach 40. XX w. liczy ok. 600 gospodarstw, ciągnących się z północy na południe na odcinku przeszło 5 km wzdłuż rzeczki Szczerek, będącej dopływem Dniestru. (…)

Wśród przeszło 2 tys. mieszkańców zaledwie 17 rodzin to Ukraińcy, przeważnie zresztą spokrewnieni z Polakami. W bliższym i dalszym sąsiedztwie leżą wsie, w których sytuacja jest odwrotna. Prawie sami Ukraińcy, niewielkie skupiska Polaków. Tak jest w Miłoszowicach, będących przedłużeniem Siemianówki w kierunku północno-wschodnim, oddzielonych od niej wąską, wpływającą do Szczerka, rzeczką Stawczanką. Kiedy zaczyna się czystka, mieszkańcy obu osad dogadują się. Ukraińcy z Siemianówki przenoszą się do Miłoszowic, a Polacy z Miłoszowic zajmują tymczasowo ich domy w Siemianówce. Kiedy którejś nocy na Miłoszowice napada banda UPA, miejscowy Ukrainiec Michał Żminka ratuje rodzinę polskiego sąsiada. Staje przed jego zagrodą i informuje napastników, że Polacy już uciekli, co jest nieprawdą. Sąsiedzi Żminki siedzą schowani w piwnicy. Uciekają dopiero rankiem, po pełnej dramatycznego napięcia nocy.

W maju 1944 r. obie wioski tworzą już dwa niemal idealnie czyste etnicznie twory. Siemianówka to teraz jedyna taka polska enklawa w okolicy. Napęczniały polskością wielgachny, łakomy kąsek, gotowy do schrupania w całości.

Książka WOŁYŃ w  naszej księgarni

Homogeniczność Siemianówki sprzyja konspiracji. Od początku wojny do wioski ściągają uzbrojone oddziały partyzanckie. Z biegiem okupacyjnych lat prawie każdy dorosły mieszkaniec jest w ten czy w inny sposób związany z AK. (…) Wiosną i latem 1944 trzeba przede wszystkim bronić cywilów przed szalejącymi upowcami. Bandy są już w każdej wiosce zamieszkanej przez grekokatolików. Do Siemianówki ze wszystkich stron ściągają Polacy szukający ratunku. Jest jeszcze drugi powód, dla którego wioska nad Szczerkiem uważana jest za azyl. Od lat mieszka tu kilka osób pochodzenia niemieckiego. Na ich prośbę szef cywilnej administracji niemieckiej powiatu deleguje swoich żołnierzy, by chronili ludność przed bandami. I tak wiosną 1944 r. instaluje się w osadzie 20-osobowy oddział Wehrmachtu. Kwaterują się w pobliżu kościoła. Są skutecznym odstraszaczem.

(…) Od słowa do słowa i okazuje się, że jeżeli Polacy potrzebują broni, to nie ma problemu, żołnierze Wehrmachtu chętnie pomogą. (…) Kiedy nadchodzi wieść o pogromie w Miedziakach i Huciskach, Niemcy jadą z Polakami prawie 100 km, żeby pomóc ocalałym. Ich dowódca, leutnant Hans Faber, pochodzi z okolic Kluczborka. Rozumie i mówi nieco po polsku. Część jego podkomendnych jest Ślązakami, reszta to Austriacy. Większość wcielona do Wehrmachtu siłą.

Cały tekst można przeczytać w „Przeglądzie” nr 26/2023, dostępnym również w wydaniu elektronicznym.

Fragmenty książki Katarzyny Surmiak-Domańskiej Czystka, Czarne, Wołowiec 2021

Fot. East News

Wydanie: 2023, 26/2023

Kategorie: Historia

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy