Z Kresów do Berlina

Z Kresów do Berlina

Kmdr Kalinowski: Nasz batalion był pierwszą polską jednostką, która walczyła w centrum stolicy Rzeszy Kmdr HENRYK LEOPOLD KALINOWSKI, w 1945 r. plutonowy, saper ochotnik 6. Warszawskiego Samodzielnego Zmotoryzowanego Batalionu Pontonowo-Mostowego, kawaler orderów wojennych Virtuti Militari i Krzyża Grunwaldu, Krzyża Walecznych, Krzyża Powstania Warszawskiego: Warszawski Samodzielny Zmotoryzowany Batalion Pontonowo-Mostowy był sformowany w Lebiedynie koło Sum na południowy wschód od Kijowa i składał się z Polaków, mieszkańców Wołynia i Podola. Był unikalną jak na ten czas specjalistyczną jednostką. Sprzęt przeprawowy miał rosyjski, a transport amerykański. Widocznie dowódcy rosyjscy obawiali się, że to jednorazowy przydział, i z braku części, amerykańskie samochody daleko nie pojadą, więc przekazali wozy polskiej jednostce. A my bez większych kłopotów technicznych dotarliśmy tymi 40 bojowymi studebackerami, jamesami i fordami od Kijowa do Berlina. Nasz batalion ze względu na bojową wartość i sprawność Rosjanie wykorzystywali cały czas na potrzeby swoich armii, poczynając od przeprawy pododdziałów 8. Armii Gwardii gen. W. Czujkowa przez Wisłę koło Wilgi w sierpniu 1944 r. Przyczółek Na początku lutego 1945 r. armia gen. Czujkowa wbiła się klinem między dwie armie niemieckie, sforsowała Odrę i zajęła przyczółek na jej zachodnim brzegu w pobliżu Czelina. Do Berlina były 64 km. Nasz batalion walczył w składzie rosyjskiej 2. Armii Pancernej Gwardii. Utrzymywaliśmy łączność pomiędzy zdobytym przyczółkiem a lasem pod Czelinem, gdzie były ukryte pozostałe siły; dostarczaliśmy amunicję i zaopatrzenie, przewoziliśmy rannych i poległych. Działaliśmy po obu stronach Odry. Co kilka godzin trzeba było usuwać szkody po ostrzale artyleryjskim i lotniczych bombach. Mieliśmy trzy kompanie liniowe, warsztaty, traki do cięcia drewna na deski, drużynę obrony przeciwlotniczej… Ja byłem w 2. kompanii liniowej. Po przeprawie na przyczółek kryliśmy się we wnękach wysokiego wału powodziowego. Niemcy nieprzerwanie zaciekle atakowali i próbowali odrzucić nas na drugą stronę Odry. Nie pomagały tysiące nalotów, dodatkowe siły. Przyczółek przypominał ziemię księżycową z lejami co kilka metrów, z lejami w lejach. Tylko jednego dnia naliczono ponad 5 tys. uderzeń lotniczych. Korespondenci wojenni twierdzili, że tak zrytej wybuchami ziemi nie widzieli ani pod Moskwą, ani w Stalingradzie. Pamiętam spotkanie z radzieckim majorem. Domagał się, żebym zaprowadził go do dowódcy naszego batalionu. Gdy znalazł się przed pułkownikiem, zobaczyłem z przerażeniem, że wyciągnął pistolet i położył na stole. Zagroził, że zastrzeli się, jeśli mu nie pomożemy. Odpowiadał za zaopatrzenie swego oddziału na przyczółku po drugiej stronie Odry. Był to czas, gdy przez kolejne trzy dni obrońcy byli pozbawieni żywności ze względu na rozkaz, żeby na rzece nie było żadnego ruchu. Nasz dowódca powiedział wtedy, że nie ukarze nikogo, kto samowolnie przewiezie w nocy żywność i amunicję. I tak było. Zaopatrywaliśmy wycieńczonych żołnierzy z karnych jednostek, które kierowano na najtrudniejsze odcinki frontu. Rosyjscy żołnierze lubili i poważali nas. Przecież wielu z nich nam zawdzięczało życie. Na pewno nie było takiej miłości jak w serialu o czterech pancernych, ale wzajemnie szanowaliśmy się jako doświadczeni żołnierze. Pierwszy słup graniczny My, Polacy z Kresów, tworzyliśmy zgraną, w jakimś sensie hermetyczną grupę. W Czelinie spotkaliśmy się z wielką polską historią, której Rosjanie nie znali. Przeżywaliśmy to po swojemu. Jak kiedyś rycerze, po przejściu przez Pomorze, dotarliśmy nad rzekę, gdzie przed tysiącem lat Chrobry wbijał słupy graniczne. I my wpadliśmy na taki pomysł – 27 lutego 1945 r. w nocy ppor. Władysław Cieślak, chor. Stefan Kobek, plut. Zenobiusz Janicki i ja postawiliśmy na brzegu Odry słup graniczny biało-czerwony z wizerunkiem Orła Białego i napisem „Polska”. Pod słupem zakopaliśmy butelkę z dokumentem, w którym napisaliśmy: „Oddział Wojska Polskiego pomagając Armii Czerwonej w rozgromieniu wroga – hitlerowskich Niemiec – walczył za Polskę niepodległą i demokratyczną. Na brzegu Odry zginęli niżej wymienieni podoficerowie: sierż. Majchrzak Mieczysław, plut. Fijałkowski Mieczysław, kpr. Wydrzyński Adolf, st. saper Chemus Stanisław, st. saper Woźniak Władysław, st. saper Habrych Zygmunt, szeregowcy: Pietrzyk Feliks, Rumyński Władysław, Dorożko Jan, Kolęda Stanisław. Zginęli na polu chwały. Cześć ich pamięci. 30 żołnierzy zostało rannych”. Podpisało się prawie 70 osób. Słup o świcie zniszczyła niemiecka artyleria. Butelka przetrwała

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 17-18/2008, 2008

Kategorie: Historia