ANDRZEJ GRABOWSKI Aktorem zostałem z głupoty i totalnego braku zainteresowań – Jaki pan ma stosunek do aktorstwa? – Jak do każdego innego zawodu, czyli normalny. Praca, to wszystko. – Czyli nie posłannictwo, hobby, misja? – Nie. Nigdy nie traktowałem siebie w tym zawodzie jako kogoś, kto niesie posłannictwo i kto mówi ludziom, jak mają żyć lub postępować. Zwłaszcza że na scenie i przed kamerą nie mówię swoimi słowami, tylko cudzymi. Znam jednak wielu kolegów, którzy by się obrazili, gdyby im ktoś powiedział, że są aktorami tylko dla pieniędzy. – Pan to robi dla pieniędzy? – I dla pieniędzy, i dla przyjemności. Aktorstwo daje mi osobistą satysfakcję. Owszem, doświadczyłem w tym zawodzie sporo męki i bólu, ale to nie jest nic nadzwyczajnego. Aktor wystawia się na ocenę publiczności, w pewnym sensie codziennie zdaje egzamin. Jeżeli jednak człowiek jest mocny psychicznie, a w tym zawodzie musi taki być, może się do tego przyzwyczaić. Jeżeli ktoś mi powie: jest pan słabym aktorem, to ja nie mogę się bronić tak jak matematyk, który łatwo może udowodnić że dwa plus dwa jest cztery, a nie trzy. A ja dla jednego jestem dobry, dla drugiego okropny. Pytania do Majchrzaka – Pytam o to, bo chcę pana skonfrontować z poglądem Krzysztofa Majchrzaka, z którym niedawno rozmawiałem. – Ach, mój ukochany… – On twierdzi, że show-biznes, seriale, teleturnieje, cała popkultura to maszyna do robienia ludziom wody z mózgu i kasy przez szefów wielkich korporacji medialnych; że kultura wróciła do kiczu dwudziestolecia międzywojennego; że generalnie jest dno. Co pan na to? – Szkoda, że najpierw nie porozmawiał pan ze mną, bo podsunąłbym panu kilka pytań do Majchrzaka. – Na przykład o co by go pan zapytał? – Zapytałbym go, dlaczego we wczesnych latach 70. grał w dobranockach dla dorosłych. Występował wtedy w pończoszkach i fikał nóżkami. To było posłannictwo? Kultura wysoka? Był wtedy Wilkenriedem narodów, a jego imię było Czterdzieści Cztery? Nie, on robił to dla pieniędzy. Dlatego niech nie pieprzy teraz głupot. Oczywiście, on może mieć poglądy na sztukę i show-biznes, jakie chce, ale niech pozwala innym ludziom być takimi, jakimi chcą być. – On pozwala, tylko krytykuje pewien styl bycia w show-biznesie. – Pamiętam, jak kilka lat temu w Międzyzdrojach Krzysztof Majchrzak zaatakował Czarka Pazurę, który jest bardzo dobrym aktorem. Pytał, jaką Pazura wybiera karierę: czy chce być aktorem, czy tylko wygłupiać się na estradzie. A to jest jego sprawa, co chce robić. Podobnie jak sprawą Majchrzaka jest to, czy resztę życia poświęci na ratowanie teatrów polskich i międzynarodowych, a także kina. To jest postawa w stylu: ja wiem. On być może wie, co jest dobre. Ja nie wiem. Krzysiu, nie gniewaj się na mnie, ale gdybym tego nie powiedział, byłbym hipokrytą. – A pan nie uważa, że coś złego się dzieje z polską kulturą? Że mamy coraz więcej kiczu? – Wie pan, wszystko zależy właśnie do tego, co kto uważa za złe i dlaczego. Co złego jest w rozrywce? Przecież ona nie istnieje przeciwko wielkiej sztuce i kulturze, lecz obok niej. Jurek Kryszak, świetny aktor, z którym kończyłem szkołę teatralną, powiedział: pieprzę teatr, mnie interesuje kabaret, wolę robić pieniądze, raz się żyje. I za co go potępiać? Że robi to, co chce, i do tego świetnie? Majchrzak jest świetnym aktorem. Jego problemem jest to, że wydaje mu się, że jego prawda powinna obowiązywać wszystkich. A ja pamiętam, jak po trzecim roku szkoły teatralnej chałturzyłem z Majchrzakiem w kręconych wówczas „Nocach i dniach”. Jeździliśmy konno po to, żeby zarobić pieniądze. Po prostu. Jestem zdania, że tylko krystaliczne postacie mają prawo do wypowiadania sądów absolutnych. Ani Majchrzak, ani ja krystaliczni nie jesteśmy. Ale pytał pan, czy nie dostrzegam kiczu… Parodia parodii – „Świat według Kiepskich”, w którym gra pan sławnego już Ferdka, tak właśnie jest traktowany. – Widzi pan, kiedy pojawiły się pierwsze filmy Chaplina, krytyka ogłosiła, że jest to rozrywka dla analfabetów. A dziś piszemy na ten temat prace doktorskie i panuje powszechna opinia, że to było wielkie kino o ponadczasowym znaczeniu. O „Rejsie” Piwowskiego krytyka pisała, że jest to wytwór pijanego umysłu. Do filmów Barei przylgnęło pejoratywne określenie bareizm, które miało być synonimem
Share this:
- Click to share on Facebook (Opens in new window) Facebook
- Click to share on X (Opens in new window) X
- Click to share on X (Opens in new window) X
- Click to share on Telegram (Opens in new window) Telegram
- Click to share on WhatsApp (Opens in new window) WhatsApp
- Click to email a link to a friend (Opens in new window) Email
- Click to print (Opens in new window) Print
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety