Najważniejszy dyrektor

Najważniejszy dyrektor

Nie tak dawno temu, gdy PiS przygotowywało ustawę o służbie zagranicznej, Zbigniew Rau wymyślił, że można rozdzielić funkcję dyrektora generalnego MSZ na dwie – na dyrektora generalnego i szefa służby zagranicznej. W ten sposób chciał bezboleśnie pozbyć się Andrzeja Papierza. Intryga okazała się bez sensu, bo Papierz zdążył wylecieć, ale struktura została.

Raczej nie na długo. Wszystko zmierza do tego, by dyrektora generalnego i szefa służby zagranicznej znów stopić w jedno, aby jedna osoba kierowała kadrami i pomocniczymi biurami. Zresztą personalnie to już się stało. Obie te funkcje pełni Rafał Wiśniewski.

Związek Sikorski-Wiśniewski sięga ubiegłego wieku! Czasów koalicji AWS-UW, gdy szefem MSZ był Bronisław Geremek i AWS wcisnęła mu na wiceministra Sikorskiego. Geremek nie był tym zachwycony, w efekcie powierzył Sikorskiemu mniej ważne zadania, m.in. nadzór nad Departamentem Polityki Kulturalnej. A tam działał skromny hungarysta, Rafał Wiśniewski. Tak zaczęła się ich współpraca, owocna, choć przerywana latami, kiedy Sikorskiego w MSZ nie było.

Nie było go np., gdy MSZ kierowała Anna Fotyga. Wtedy Wiśniewski wrócił z Węgier, gdzie był ambasadorem, i natychmiast został wiceministrem. Zasłużył się, był z tej ekipy, która z radością w roku 2005 witała w resorcie PiS. A później wyrzucała, pod haniebnymi zarzutami, zasłużonych dla Polski ambasadorów. Witold Waszczykowski też był wtedy wiceministrem.

W tamtym czasie Wiśniewskiemu wiatr wiał w żagle, ale zawiał trochę źle, bo Wiśniewski skłócił się z Andrzejem Sadosiem, totumfackim Fotygi, awansowanym z rzecznika na wiceministra. Chodziło o wpływ na Departament Promocji. To znaczy, kto lepiej potrafi promować panią minister i pana premiera (zgadnijcie, o kogo chodziło). Kto to dziś pamięta… A kto pamięta dziką awanturę obu panów w obecności pani Fotygi? Słowa padały wówczas mało eleganckie.

Wiśniewski zapłacił za to dymisją dosłownie dwa miesiące przed wyborami. I Bogu za to później dziękował, bo gdy w 2007 r. PO wygrała wybory, mógł się zameldować u boku Radosława Sikorskiego jako męczennik i antypisowiec. Został wtedy dyrektorem generalnym i tak rozwinęła się jego kariera.

Sikorski i Wiśniewski dokonali wspólnie bodajże trzech reorganizacji MSZ, robili to co parę miesięcy, można więc rzec, że w tych roszadach mają wprawę. Na przykład w roku 2009 działali tak: był Departament Konsularny i Polonii z jednym dyrektorem? Zrobiono dwa departamenty. Jeden – Konsularny, drugi – Współpracy z Polonią. I było dwóch dyrektorów. Było Biuro Administracji i Finansów? Zrobiono Biuro Finansów i Biuro Infrastruktury. I tak to się toczyło.

Potem, w roku 2011, Wiśniewski wyjechał na ambasadora do Danii. Bardzo zresztą za tą nominacją chodził, aż co poniektórzy śmiali się, że prawicowiec, a tak zabiega o wyjazd do lewicowego kraju. Do Warszawy wrócił na samą końcówkę rządów PO. A gdy przyszło PiS, u Waszczykowskiego i Sadosia nie miał już czego szukać.

Teraz znów jest górą. I jeńców, jak ktoś niedawno nagadał, brać nie zamierza. Bo zna MSZ i ma rachunki krzywd. No to zobaczymy…

 

 

Wydanie: 04/2024, 2024

Kategorie: Aktualne, Kronika Dobrej Zmiany

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy