Narasta wściekłość ludu

Niepokojące sygnały ze Śląska nadchodziły już od dawna. Leszek Miller twierdzi ponoć, że alarmował premiera, ale odpowiedzi długo nie było, aż nadeszła wymijająca. Na samym Śląsku sprawa była znana zarówno policji, jak i pokrewnym służbom, sprawującym nadzór nad bezpieczeństwem kraju. Bomba wybuchła wbrew wszelkim prawom logiki. Detonowali ją nie prokuratorzy, bądź policjanci, lecz dziennikarze, gdyż dopiero oni odważyli się zawołać głośno, iż trąd zagnieździł się w pałacu władzy sprawowanej tam niepodzielnie przez polityków AWS. Nieszczęsny wojewoda Kempski – już raz wplątany w aferę finansową we władzach własnego regionu i oskarżany, nie bez podstaw i powodów, o… w najlepszym wypadku – brak nadzoru, w najgorszym – o świadomy udział w przestępstwie – znowu popadł w tarapaty. On, promotor walki o czyste ręce władzy, przez prawicowe media gloryfikowany jako ten rycerz bez trwogi i zmazy, w walce z korupcją okazał się: albo skutecznie ochraniającym gangi przestępcze parasolem, albo świadomie tolerującym, może nie bez korzyści dla siebie, poczynania ludzi nieuczciwych. W jedno nikt nigdy nie uwierzy, że w sytuacji, gdy wróble śląskie ćwierkały na dachach o tym trądzie w pałacu władzy, jeden tylko wojewoda – czysty i niewinny – o niczym nie wiedział. Ja sam nie wierzę w podejrzenia o przestępczych działaniach wojewody Kempskiego. Raczej dopuszczam

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 2000, 50/2000

Kategorie: Felietony