Następcy Bułhakowa i Puszkina – rozmowa z prof. Alicją Wołodźko-Butkiewicz
W Polsce często uznanie zdobywa dopiero ta literatura rosyjska, którą zainteresował się Zachód Prof. Alicja Wołodźko-Butkiewicz – rusycystka, tłumaczka Gdy kiedyś się spotykali przeciętni Polacy, spokojnie mogli porozmawiać o Tołstoju, Bułhakowie albo Czechowie. Mieliśmy nieźle rozpoznaną literaturę rosyjską. Dzisiaj kojarzymy właściwie tylko Akunina, Doncową i Marininę. Co się stało? Zawiniła rusofobia? – Rusofobia na pewno nie pomogła. Bo gdy słyszę, że trzeba zerwać wszelkie kontakty kultury polskiej i rosyjskiej, ponieważ ten czy ów twórca jest zwolennikiem Władimira Putina, to się zastanawiam, czy chciano by czytać w Polsce Dostojewskiego, gdyby żył w naszych czasach. Polakożerca łatwo by nie przeszedł. – No tak, monarchista, ksenofob, Polaków nie lubił, choć miał ponoć polskie korzenie. Z Lwem Tołstojem też nie byłoby prosto. Wyklęła go Cerkiew prawosławna. Cóż, od 1989 r. minęło ćwierć wieku, całe pokolenie zostało wychowane w szkole co najmniej w niechęci do Rosji. Otworzyliśmy się na Zachód i odwróciliśmy się plecami do wschodniego sąsiada. Nie widzimy tam niczego dobrego. Chociaż są wyjątki. Gdy pod koniec minionego wieku „Rzeczpospolita” opracowała ranking najchętniej czytanych w Polsce twórców literatury światowej, na pierwszym miejscu znalazł się Michaił Bułhakow, a 40. (na 100 zgłoszeń) zajął Michaił Szołochow. Jeśli zaś chodzi o literaturę popularną, wymienione przez panią nazwiska, to Rosja odreagowywała wcześniejsze braki. W purytańskich czasach radzieckich nie było właściwie lekkiej literatury. Żeby kupić na specjalne talony książki Aleksandra Dumasa, Rosjanie musieli dostarczać do punktów skupu makulaturę – za parę tomów 20 kg. A ludzie dużo czytali, chcieli, by czytanie było też rozrywką. Zarówno w Rosji, jak i w Polsce. Była to zresztą inna epoka, bez internetu i możliwości komunikowania się bez przeszkód, spętana zakazami cenzury politycznej i obyczajowej. Potem przyszła wolność. Wolność pisania wszystkiego i o wszystkim. Czasem mam wrażenie, że tej wolności mamy za dużo. Nie jestem zwolenniczką cenzury, ale… Powstaje za dużo literackiej drobnicy? – Każdy grafoman może teraz publikować w sieci teksty, drukować, co chce, zrobić sobie PR i uchodzić za pisarza. Tym łatwiej, że bodaj trzy czwarte rosyjskiego życia literackiego przeniosło się do Runetu (rosyjskojęzyczna część internetu w Rosji – przyp. red.). Gdyby porównać zasoby literackie czy w ogóle kulturalne rosyjskojęzycznego internetu z polskim, to proporcje są jak ocean wobec jeziora. JAK ONI PISZĄ Bo ludności jest więcej. – Nie tylko. Paradoksalnie wpływ na szybki rozwój oraz popularność sieci miał słaby postęp techniczny. Choćby to, że w Rosji telefony źle działały, łączność była utrudniona, tymczasem poza granicami ZSRR rozrosła się tzw. trzecia emigracja – z lat 70. i 80. Emigranci oraz ich dzieci, często młodzi naukowcy, pozostawali w kontakcie z bliskimi w Rosji. I gdy rozpoczęła się era komputeryzacji i internetu, zaczęli intensywnie korzystać z nowych mediów. W sieci pojawiły się biblioteki – każdy umieszczał tam to, co lubił. Jedna z pierwszych, założona w 1994 r. przez matematyka Maksyma Moszkowa (czyli wtedy, gdy w Polsce internet dopiero raczkował), z czasem ogarnęła niemal całą literaturę rosyjską – od klasyki po najnowszą twórczość. W pierwszych latach istnienia sieć była swoistym samizdatem (lub – jak to niektórzy widzieli – salonem literackim, a jeszcze inni – śmietnikiem). W 1991 r. zlikwidowano ostatecznie w Rosji cenzurę polityczną, ale internet umożliwiał łatwiejszy i tańszy sposób upowszechniania twórczości niż druk. A nieznanych tekstów literackich mieli Rosjanie mnóstwo: utwory emigrantów publikowane przedtem tylko na Zachodzie, dzieła wielkich twórców tzw. Srebrnego Wieku (przełom XIX i XX w. – przyp. red.) i lat 20.-50. XX stulecia, a także autorów represjonowanych, nagle objawiły się Rosjanom nowe nazwiska, przez długi czas zakazane. To znaczy jakie? – Andriej Płatonow, Borys Pasternak, Osip Mandelsztam, Marina Cwietajewa, Nikołaj Gumilow, Maksymilian Wołoszyn, Warłam Szałamow i wielu innych. W tym trzech rosyjskich noblistów: Iwan Bunin, Aleksander Sołżenicyn i Josif Brodski. Wymieniać można długo. Zaczęto też publikować literaturę dokumentu osobistego, memuarystykę, dzienniki, zakazaną publicystykę – wspomnienia represjonowanych, notatniki, różne teksty pisane do szuflady. Jak się okazało, nawet Maksym Gorki, koryfeusz literatury radzieckiej, nie dogodził sowieckiej









