Nic nie mówię, a robi się śmiesznie

Nic nie mówię, a robi się śmiesznie

A więc nie mówił pan ani słowa, a tutaj trzeba i po polsku, i w jidysz.

– Najpierw, 37 lat temu, była to jednak pantomima, zespół studencki, który występował w klubie Stodoła. Zastanawialiśmy się z kolegami, co dalej robić. Zdobyliśmy weryfikacje aktorskie przed komisją państwową, której przewodniczył wspaniały człowiek, Aleksander Bardini, i zaczęliśmy szukać dla siebie miejsca. Wtedy dyrektor Szymon Szurmiej powiedział, że możemy występować u niego, a do spektakli teatralnych też przydadzą się ludzie, którzy ruchem, gestem, mimiką potrafią wypełnić całą scenę. Występowaliśmy w spektaklach pantomimicznych, a dodatkowo dyrektor zapraszał nas na scenę dramatyczną. Właśnie w spektaklu „Aktorzy żydowscy” wspominam te początki, gdy robiliśmy tłum albo zastępowaliśmy krzaki, tataraki, zwierzynę leśną i domową, ślepych i kulawych, tworzyliśmy cały ruchomy horyzont. Potem w naturalny sposób wciągnęliśmy się do ról aktorskich. Może czasami brakowało wiedzy, ale nic tak nie uczy jak regularna praktyka na scenie i pomoc kolegów, którzy coś podpowiedzą, zasugerują, że może trzeba głośniej albo ciszej, albo jeszcze inaczej.

Na zdjęciu, które krąży w sieci, ma pan skrzywione usta. Czy to też spuścizna pantomimy?

– Nie zastanawiałem się nad tym, ale dla mima grymasik to rzecz normalna.

I co z tej pantomimy zostało do dziś, kiedy ma pan za sobą liczne role mówione?

– Od roku prowadzę zajęcia z pantomimy w Centrum Kultury Jidysz, stworzonym i kierowanym przez Gołdę Tencer. Pracuję z paniami, które mają 75 lat lub więcej i roznosi je energia. Właśnie szykujemy spektakl, w którym pokażą swoje niezwykłe predyspozycje i talenty sceniczne. Centrum prowadzi najróżniejsze zajęcia, taniec, śpiew itd. Jest otwarte dla wszystkich chętnych.

Ilu w Teatrze Żydowskim jest prawdziwych Żydów?

– Nie mam zielonego pojęcia. Od 34 lat, odkąd tutaj pracuję, nikt nigdy mnie nie zapytał, czy mam korzenie żydowskie. Naprawdę nie wiem, jak jest w przypadku koleżanek i kolegów, może czasem się domyślam, ale to nie ma żadnych podstaw, a sam też nie pytam, bo nie chciałbym wchodzić w ich osobiste sprawy.

Ma pan wyraźne predyspozycje do ról komicznych.

– Vis comica to jeden z podstawowych elementów sztuki pantomimy. To u mnie przetrwało – nic nie mówię, a robi się śmiesznie. Czasami zdarza się, że przesadzam. Bo są role, w których trzeba mieć twarz pokerzysty, niczego niewyrażającą. Ale to też potrafi być śmieszne. Uwielbiam to. Stworzyłem nawet z dwoma kolegami kabaret Ramol, bo razem mamy ponad 180 lat. Trzech facetów i Gosia Trybalska grają skecze Roberta Górskiego.

A teraz jest Władysław Gomułka. Trochę śmieszny, trochę straszny.

– Starałem się podpatrzeć na starych filmach jego typowe gesty, zdaję sobie jednak sprawę, że znamy Gomułkę tylko z wystąpień publicznych, gdy mówił do tłumów. Nie wiemy, jak się zachowywał prywatnie, gdy nie musiał natężać głosu. Nie tworzę więc prawdziwego wizerunku. Podporządkowuję się koncepcji reżyserskiej.

Foto: Krzysztof Żuczkowski

Strony: 1 2

Wydanie: 2016, 21/2016

Kategorie: Kultura

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy