Nie chcą killer-coli

Nie chcą killer-coli

Amerykańscy studenci bojkotują napoje wielkiego koncernu Coca-Cola ma poważny problem. Wielu studentom w USA kojarzy się nie z amerykańskim stylem życia, lecz z morderstwami związkowców w Kolumbii. Inicjatywa „Powstrzymać colę zabójcę” (Stop Killer Coke) osiąga coraz większe sukcesy. Już 10 ośrodków akademickich w Stanach Zjednoczonych zerwało kontrakty ze sławnym producentem napojów chłodzących. Uczyniły to m.in. Rutgers University w New Jersey, kalifornijski Santa Clara University oraz największa prywatna uczelnia kraju – New York University. Jako ostatni do tej grupy dołączył 31 grudnia uniwersytet stanu Michigan, mający prawie 50 tys. studentów i trzy kampusy. Kiedy młodzi ludzie wrócili po feriach świątecznych, zastali puste automaty po napojach Coca-Cola, Sprite, Minute Maid czy Dasani. Uniwersytet anulował kontrakt z producentem, opiewający na 1,4 mln dol. Komentatorzy są zdania, że przez amerykańskie uczelnie przetacza się największa fala protestów od początku lat 70. Organizatorzy ruchu oskarżają koncern Coca-Cola o współodpowiedzialność za „cykl okrutnych morderstw, porwań i tortur”, którym poddawani są „prowadzący codziennie walkę na śmierć i życie liderzy związkowi” w ośmiu fabrykach firmy w Kolumbii. Inny zarzut to niszczenie środowiska naturalnego, wyrządzanie szkód rolnikom i sprzedaż zanieczyszczonych pestycydami napojów w Indiach. Studenci w Michigan już w listopadzie 2004 r. zażądali od władz uczelni podjęcia działań w tej sprawie. Koncern w odpowiedzi wynajął prywatną firmę Cal Safety Compliance Corporation, która przeprowadziła w Kolumbii dochodzenie i doszła do wniosku, że związkowcom w rozlewniach Coca-Coli nie dzieje się krzywda. Ale wysłannicy Cal Safety ocenili tylko stan obecny, tymczasem do zabójstw ośmiu działaczy związkowych doszło w latach 1989-2002. Zresztą organizatorzy protestów uznali, że Cal Safety, która otrzymała honorarium od Coca-Coli, nie zasługuje na zaufanie. „Ludzie uważają, że Cal to kreatura wielkich korporacji”, wyjaśnił Arthur Tannenbaum z senatu uniwersytetu nowojorskiego. Protestujący domagali się, aby Coca-Cola zgodziła się na wyznaczenie niezależnych ekspertów, którzy jeszcze raz rozpoznają sytuację w Kolumbii. Rozmowy na ten temat nie przyniosły jednak rezultatów i w grudniu 2005 r. uczelnie w Nowym Jorku i w Michigan anulowały swoje kontrakty. Do morderstw kolumbijskich aktywistów związkowych rzeczywiście doszło. Jeden z dramatów rozegrał się 5 grudnia 1996 r. w miasteczku Carepa, w którym firma Panamco produkuje napoje dla Coca-Coli. Do najpotężniejszych ludzi w Carepa należał szef paramilitarnych „szwadronów śmierci”, nazywany Calíche, zaprzyjaźniony z kierownikiem fabryki Ariostem Mosquerą. Ten ostatni gościł swoich druhów w barach i częstował darmową colą. Kiedy zaś negocjował ze związkowcami, groził im szwadronami śmierci. Działacze związku pracowników przemysłu spożywczego Sinaltrainal zamierzali złożyć skargę do centrali koncernu w Bogocie, lecz zbiry były szybsze. Lider związkowy Isidro Segundo Gil został zastrzelony na terenie zakładu. Ludzie Calíche podpalili biuro związkowców i rozdali pracownikom starannie wypełnione na firmowym komputerze deklaracje wystąpienia z Sinaltrainal. Kiedy opornym zagrożono śmiercią, wszyscy podpisali. 27 związkowców ratowało się ucieczką z miasta, gdyż bojówkarze przez dwa miesiące obozowali pod bramą fabryki. Przywódca związku, Luis Hernán Manco, musiał się ukrywać przez kilka lat. Los Isidra Gila jest symbolem prześladowań związkowców w Kolumbii. Nic dziwnego, że w branży napojów liczba członków związków zawodowych spadła w ostatnich latach z 3,5 tys. do 650. Ray Rodgers, kierujący inicjatywą „Stop Killer Coke”, twierdzi, że w zakładach Coca-Coli w Carepa, Bucaramanga i innych miastach najpierw zmuszono pracowników do wystąpienia ze związków, potem obniżono im miesięczne płace z równowartości 380 dol. do 130 dol. i odebrano ubezpieczenia zdrowotne. „Świat Coca-Coli jest pełen kłamstw, oszustw, korupcji oraz łamania praw człowieka na wielką skalę”, oskarża Rogers. Amerykańscy związkowcy przemysłu stalowego, pragnąc pomóc kolumbijskim kolegom, oskarżyli Coca-Colę przed sądem w Miami, ale szanse na sukces są minimalne. Nie ma bowiem dowodów, że koncern z Atlanty również ponosi winę za represje wobec członków związków zawodowych. Kolumbia jest krajem targanym przez przemoc, w którym lewicowi partyzanci, siły bezpieczeństwa, szwadrony śmierci i handlarze narkotyków walczą ze sobą od dziesięcioleci. W walkach i zamachach zginęło od połowy lat 80. ponad 35 tys. osób, w tym 2,5 tys. związkowców. Pablo Largacha Escallon, odpowiedzialny w Coca-Cola Servicios de Colombia za public relations, wyjaśnia, że w jego

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 03/2006, 2006

Kategorie: Świat