Nie Ejszyszki, tylko Bruksela

Nie Ejszyszki, tylko Bruksela

Ostatnio na konferencji w Kownie szef gabinetu politycznego ministra spraw zagranicznych Jan Parys powiedział, że nie wie, czy polscy żołnierze będą chcieli bronić Litwy, która nie przestrzega praw mniejszości polskiej. Uzasadnił to tym, że mniejszość polska na Litwie ma gorzej nawet niż mniejszość polska na Białorusi.
Zacznijmy od tego ostatniego. Mniejszość polska na Litwie jest dwukrotnie mniej liczna niż na Białorusi. Ma nie tylko swoje organizacje, takie jak Związek Polaków na Litwie i Polską Macierz Szkolną, by wymienić te najważniejsze, ale także swoje partie polityczne. W litewskim Sejmie reprezentowana jest Akcja Wyborcza Polaków na Litwie (ostatnio dodała do nazwy „Związek Chrześcijańskich Rodzin”), która ma zarówno posłów, jak i eurodeputowanych, bywała też w rządzących Litwą koalicjach. Na Litwie Polacy mogą się kształcić po polsku w ponad 100 szkołach podstawowych i średnich, mogą też po polsku studiować, wszak w Wilnie działa filia Uniwersytetu w Białymstoku. Wychodzą polskie gazety, nadaje polskie Radio Znad Wilii.
Na Białorusi Polacy mogą tylko o tym pomarzyć. Nie ma tam ani jednej publicznej szkoły z polskim językiem nauczania, nie ma polskiej partii politycznej, a Związek Polaków na Białorusi został spacyfikowany i obsadzony ludźmi Łukaszenki.
Przedmiotem sporu są pisownia nazwisk przedstawicieli polskiej mniejszości i dwujęzyczne tablice z nazwami miejscowości, w których zamieszkuje zwarcie mniejszość polska. Z pisownią nazwisk sprawa polega na tym, że zgodnie z traktatem z 1994 r. miało to być uregulowane dwustronną umową, do której Litwini się nie palą, ale której projektu strona polska też dotąd nie przedstawiła. Kwestię tę badał Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej w Luksemburgu, który uznał, że pisownia nazwisk jest sprawą wewnętrzną, którą ma regulować prawo wewnętrzne. Czyli tu litewskie. Z dwujęzycznymi nazwami miejscowości Litwini oczywiście nie mają racji. Standard europejski jest taki, że nazwy te są często dwu-, a nawet trójjęzyczne. Nawiasem mówiąc, my też długo mieliśmy problem z tym, by zgodzić się na tablice dwujęzyczne na Opolszczyźnie, Podlasiu czy Łemkowszczyźnie, zresztą wciąż drażnią one „prawdziwych patriotów”. Może więc trzeba by Litwinów spokojnie przekonywać, pokazywać nasze dwujęzyczne tablice, od których Polska jakoś się nie rozpadła. Ale my nie przekonujemy, my żądamy. Wszystko to nie upoważnia do twierdzenia, że mniejszość polska na Litwie jest prześladowana, pozbawiana praw. Ma ona, jak każda mniejszość narodowa, swoje problemy, które trzeba powoli, rozumnie, bez emocji rozwiązywać. My bez emocji nie potrafimy.
Twierdzenie, że mniejszość polska na Litwie ma gorzej niż na Białorusi, jest kłamstwem obraźliwym i krzywdzącym dla Litwinów.
Jan Parys swoją niemądrą wypowiedzią zaszkodził nie tylko i tak nie najlepszym stosunkom polsko-litewskim. On zaszkodził naszej pozycji w NATO. Cóż bowiem powiedział? Że zastosowanie art. 5 paktu NATO zależy od aktualnej oceny stosunków dwustronnych z państwem, któremu w myśl tego artykułu należy udzielić pomocy, gdy padnie ofiarą agresji. To zupełnie nowa interpretacja zobowiązań sojuszniczych w ramach NATO. Nowa, a dla Polski śmiertelnie niebezpieczna. Jeśli Polska czuje się zwolniona z zobowiązań sojuszniczych wobec Litwy, mając do niej pretensje (choćby urojone) o traktowanie polskiej mniejszości, to Niemcy mogą się poczuć zwolnione z takich zobowiązań wobec Polski, ponieważ nie akceptują planów poszerzenia granic Opola kosztem gmin, w których zamieszkuje mniejszość niemiecka, i wbrew protestom tej miejszości. A może Ameryka poczuje się zwolniona z takich zobowiązań, przypominając sobie, jak na wybór prezydenta Obamy zareagował w polskim Sejmie poseł partii dziś rządzącej, głosząc „koniec ery białego człowieka”, a jeden z ministrów polskiego rządu przekonywał o wyższości demokracji polskiej nad amerykańską z racji jej dłuższej tradycji. Może z takich zobowiązań poczują się też zwolnione państwa NATO będące członkami Unii Europejskiej, obrażone na traktowanie w Polsce organów Unii?
Naprawdę art. 5 paktu NATO obowiązuje niezależnie od tego, w jakim języku jest tablica na słupie przed wjazdem do Solecznik czy Ejszyszek.
Wypowiedź Jana Parysa nie tylko obraża Litwinów, przyczyniając się do dalszego psucia stosunków polsko-litewskich, ale też osłabia naszą pozycję w NATO i nasze bezpieczeństwo.
Prywatnie pan Parys może wygadywać najrozmaitsze idiotyzmy. Ale on nie jest osobą prywatną. On jest szefem gabinetu politycznego ministra spraw zagranicznych.
Po tym, co zrobił, powinien natychmiast wylecieć z MSZ, a minister w imieniu rządu powinien odciąć się od tej jego wypowiedzi, mówiąc wyraźnie, że nie było to stanowisko polskiego rządu, a Polska zamierza przestrzegać postanowień art. 5 i liczy, że będą one przestrzegane wobec Polski. Wszak to filar naszego bezpieczeństwa!
Ale może pogląd Jana Parysa podziela polski rząd? Nie byłby to pierwszy idiotyzm polskiej dyplomacji i polskiej polityki zagranicznej ostatnich miesięcy.

Wydanie: 2016, 39/2016

Kategorie: Felietony, Jan Widacki
Tagi: Jan Widacki

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy