Janina Ochojska o swoim życiu i pracy charytatywnej – Ostatnie dziesięć lat pani działalności to mnóstwo spotkań z osobami potrzebującymi. Czy czasami nie jest tak, że ci ludzie po prostu panią wkurzają? Czy nie myśli pani czasem, że mogliby sobie sami poradzić, wziąć życie w swoje ręce, a tylko czekają? Czy pani walczy z takimi uczuciami, czy mówi pani, ofiarowując im pomoc, że powinni coś zrobić? – To nie jest tak, że mnie wkurzają. Zauważam oczywiście problem niezaradności. Ale nasza pomoc jest skierowana do ofiar wojen, kataklizmów i biedy strukturalnej, czyli spowodowanej przemianami politycznymi i społecznymi. Umiejętność radzenia sobie w tych dziedzinach wygląda różnie, bo trudno wymagać od ofiary wojny lub kataklizmu, żeby poradziła sobie sama. Natomiast jest problem np. ludzi mieszkających na terenach popegeerowskich w Polsce czy w krajach takich jak Kazachstan. Jeżeli się wkurzam, to na coś zupełnie innego. Bardzo łatwo mówić o tych ludziach, że są pijakami, nie radzą sobie. Zapominamy, dlaczego się znaleźli w takiej sytuacji. W momencie przemian nikt o nich nie pomyślał, nie dał im szansy. Rozumiem, skąd to ich uzależnienie od pomocy się wzięło. Wkurzam się na tych, którzy tych ludzi zostawili. – Czyli na kogo? – Tych, którzy byli we władzach samorządowych, jak również tych, którzy byli we władzach wyżej. Tych, którzy mieli wpływ na to, żeby sytuacja takich ludzi wyglądała inaczej. – Osoba taka jak pani największą satysfakcję odczuwa, gdy ludzie, którym się pomaga, stają na własnych nogach. Ile takich przykładów może pani podać? – Myślę, że bardzo wiele. W niektórych przypadkach mogę to śledzić, np. w przypadku akcji Pajacyk znamy dzieci, które dożywiamy, wiemy, co się później z nimi dzieje. Inaczej wygląda to w przypadku pomocy ofiarom wojen. Pomoc docierała konwojami i pomagała im przetrwać, więc trudno określić, ile osób dzięki niej przeżyło. Natomiast dzięki zakładaniu stałych misji humanitarnych – np. w Afganistanie, Czeczenii – możemy powiedzieć coś o losach ludzi, którym pomagamy. Myślę, że w ciągu tych dziesięciu lat uratowaliśmy wiele istnień ludzkich. Międzynarodowe organizacje przeliczają ilość ton na ilość osobodni. Ale my tego nie robimy, bo trochę się krępujemy. – Na pewno zdarzają się pani takie pytania: dlaczego nie skupia się pani na Polsce i dlaczego pomaga pani Czeczenom – przecież to ci terroryści, którzy wdarli się do teatru w Moskwie? – Takie zarzuty zwykle stawiają ludzie, którzy tak naprawdę nie wiedzą, na czym polega istota działań takiej instytucji jak Polska Akcja Humanitarna. My nie dzielimy naszej pomocy na kraje. Wstydziłabym się za swój kraj, gdybyśmy uważali, że tylko my, Polacy, powinniśmy otrzymywać pomoc i że ci inni mają jakiś tajemniczy obowiązek pomagania nam, bo jesteśmy takim wspaniałym narodem. Jestem dumna z tego, że Polska potrafi się dzielić tym, co ma, udziela pomocy na tyle, ile może. Po powodzi w 1997 r. na konto Caritasu wpłynęło 10 tys. zł z Rwandy. Ten kraj mimo trudnej sytuacji chciał zamanifestować swoją solidarność z nami. I my postępujemy podobnie. To państwo decydują, komu i ile pomagamy. Jeżeli ktoś wpłaci pieniądze na pomoc dla Czeczenii, to muszą one pójść na ten cel i my się z tego rozliczamy. Pytanie o Czeczeńców jest bardzo trudne, bo nie mogę powiedzieć, że byli niewinni – tego sama nie wiem. Mogę państwu powiedzieć to, co ja wiem – Czeczeńcy są bardzo pokojowym i rodzinnym narodem. Często się chwalimy, że rodzina jest dla nas największą wartością, że dzieci są naszym skarbem, ale mamy pełne domy dziecka tych skarbów i pełno rozbitych rodzin. Na całą Czeczenię i Inguszetię jest jeden dom dziecka, gdzie jest 25 dzieci z rodzin patologicznych. PAH nie zajmuje się polityką. Dla nas ważne jest to, że cywilna ludność nie ma godnego życia i nie ma żadnej przyszłości. Prowadzimy tam dwa programy – program sanitarny i wodny, bo w Groznym w ogóle nie ma wody pitnej, więc za pomocą czterech ogromnych filtrów oczyszczamy wodę i rozwozimy do 156 punktów; wszystkie szpitale i szkoły dostają wodę od nas. – Czy zastanawiała się pani, jak tworzyć własny wizerunek? Rozumiem, że pani nie płacze z tymi ofiarami, bo to nie jest celem współczesnego społecznika. Pani ma być przede wszystkim skuteczna, ma pani zebrać
Tagi:
Katarzyna Długosz









