Nie mów do mnie Murzyn

Nie mów do mnie Murzyn

Afrykańczycy mieszkający w Polsce nie lubią słowa czarny. My przecież nie wołamy do was na ulicy: „Ej, biały” 20 września 2004 r. zabito w jego własnym mieszkaniu na Saskiej Kępie Joshuę Ehitoya, Nigeryjczyka. Ożenił się z Polką, miał plany… Dwa lata wcześniej niemal w ten sam sposób zginęła Dorothy Nkeiruka, również Nigeryjka. Afrykańczycy mieszkający w Polsce wysłali wiele listów, upominając się o bezpieczeństwo. Pisali: „Wasze popularne przysłowie to gość w dom, Bóg w dom…”. Wciąż czekają na odpowiedź, a mordercy do dziś są na wolności. Trudno powiedzieć, czy przez opieszałość policji. Trudno też powiedzieć, że w tych morderstwach chodziło o rasizm. Być może. Na początku lipca br. gazety obiegła wypowiedź Jana Węgrzyna, dyrektora Urzędu ds. Cudzoziemców: „Polska nie chce przechodzić przez złe doświadczenia krajów zachodnich, które stworzyły sobie dużo problemów, pozwalając w latach 60. i 70. na masową imigrację. Polska powinna faworyzować osiedlanie się tych, którzy się najłatwiej asymilują, czyli Słowian”. Simon Mol z Kamerunu, redaktor naczelny „Głosu Uchodźcy”, właśnie wysyła do gazet kolejne pisma z apelem, żeby pozwolono innym rasom czuć się w tym kraju bezpiecznie. Raj? Zobacz co tu mam – Mamadou Wague, wykładowca na Uniwersytecie Warszawskim, rozgląda się po ciasnym pokoiku doktoranckim na Służewcu. Nie dla bogactwa opuścił Gwineę. W 1978 r. przyjechał na studia. I został. Czas płynie szybko… Już spakował walizki. Jutro odlatuje do domu w mieście Kissidougou. Na miejscu przyjdą go powitać wszyscy bracia. W jego języku nie ma słowa kuzyn, każdy z klanu jest bratem. W Kissidougou ma trzy domy, gdzie może się zatrzymać. – Nie, bogactwo to nie ja – próbuje mi wytłumaczyć. – Bogactwo to klan. Zamieszka w domu brata. Odkąd zmarł, na głowie Mamadou jest przyszłość jego dzieci. Czarnoskóra kobieta, która uśmiecha się z portretu nad drzwiami, to babcia. Europejczykowi trudno pojąć pozycję starszej kobiety w jego rodzinie. Na przykład to, że ciocia wiele lat temu wychowała tam dla Mamadou kobietę na żonę. Był już w Polsce z kimś związany, ale musiał odmówić delikatnie, żeby nie urazić cioci. Europejczyk tego nie zrozumie. Powie: dzika Afryka… Naukowcy, lekarze, sportowcy, studenci, którzy czasem zostają didżejami albo handlarzami na stadionie, a czasem zatrzymują ich tu na zawsze białe kobiety. – Nie pytaj: „Afrykańczyk w Polsce”. Każdy kraj Czarnego Lądu to inna historia – poprawiają mnie miękko i trochę dziecinnie brzmiącym polskim językiem. Wielu uczyło się go od okolicznych mieszkańców Ośrodka dla Uchodźców w Dębaku. Nie wiadomo, ilu ich tak naprawdę jest. Dlaczego wybrali biały ląd? Simon Mol, poeta i dziennikarz, który musiał uciekać z Kamerunu za niepoprawny artykuł o korupcji, napisał: „Nie zada tego pytania nikt, kto wyuczył się koranicznego wersetu: kiedy miejsce, w którym jesteś, nie jest dobre, poszukaj innego. Po to Allah stworzył taki duży świat”. Murzynka nie brzmi tak jak „piękna” – W Kamerunie to nie do pomyślenia, żeby trzy osoby siedziały na jednej ławce, milcząc – Rufine Ambassa Assiene, czarnoskóra dziewczyna z burzą włosów splecionych w cieniutkie warkoczyki, kręci głową. – Są sobie obcy. Dlaczego mieliby rozmawiać? – pytam. W 13-milionowym kraju Rufine jest 279 języków, a jednak ludzie znajdują wspólny… Wielu rzeczy nie widziała w Kamerunie. Choćby pijaków śpiących na ulicy. – Tam też piją, ale wracają spać do domów. I to słowo, k… Tego słowa tam nigdy nie usłyszysz. Tak, tamto słowo też już słyszała. – Polak myśli, że jest sympatyczne, jak w waszym wierszyku dla dzieci. Ale gdy ktoś mówi do mnie „Murzynka”, nie czuję, że to coś dobrego. Nie brzmi tak, jakby powiedział „piękna”. W Kamerunie też jest takie jedno słowo na białych. Po polsku znaczy „świnia”. Dwa lata temu, dzień przed odlotem, Rufine zaznaczyła Polskę na mapie. Nawet nie wiedziała wcześniej, że to kraj wschodniej Europy. W szkole w Kamerunie poznawała Niemcy, Anglię, Hiszpanię, ale o Polsce w książkach nie czytała nic. Jak każdy obcokrajowiec, najpierw w Łodzi rok uczyła się trudnego języka. Całe dnie jedno pytanie: co to jest? Rufine odpowiadała: to jest krzesło, to książka… Pierwsze spacery wśród szarych łódzkich blokowisk. W jej kraju ludzie mieszkają w domach, tu gdziekolwiek Rufine

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2005, 31/2005

Kategorie: Reportaż
Tagi: Edyta Gietka