Nie śpieszmy się z atomem

Nie śpieszmy się z atomem

Prof. Ludwik Tomiałojć polemizuje ze zwolennikami energetyki atomowej

Ostatnio ukazała się seria artykułów (m.in. w „Przeglądzie” nr 50) reklamujących energetykę jądrową jako ponoć jedyne rozwiązanie na przyszłość, a nawet twierdzących, że jest ono już przesądzone: „Klamka zapadła. W najbliższych latach powstaną w Polsce co najmniej dwie elektrownie jądrowe” („Newsweek” 3/2009). Ich autorzy przywołują niemal wyłącznie opinie Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej (MAEA), choć jest ona stroną zainteresowaną prestiżowo i materialnie. W innych doniesieniach prasowych równie zdecydowanie bywa reklamowana energetyka węglowa – a już szczególnie – plany uruchomienia nowych kopalń węgla brunatnego, znanego z wytwarzania wielkiej ilości gazów cieplarnianych. Opcje atomowa i węglowa nie wyczerpują jednak istniejących możliwości. W bieżącej dekadzie powszechnie zaczęto też poszukiwać odnawialnych źródeł energii jako niewyczerpywalnych, uniezależniających kraje od zagranicznych kopalin, a zarazem korzystniejszych dla środowiska. Konferencje klimatyczne na Bali i w Poznaniu wskazały jednoznacznie, że energetyka będzie jedną z dziedzin gospodarki, w ramach której ma się rozegrać hamowanie zmian klimatycznych, przy równoczesnym unikaniu pogłębienia recesji. Jakie zatem możliwości stoją przed polską energetyką? Czy tylko energetyka wielkogabarytowa oparta na paliwach kopalnych, z alternatywą: albo energetyka węglowa, albo jądrowa?
Najważniejszy podział daje się przeprowadzić między diametralnie różnymi sposobami wytwarzania energii, uwzględniającymi prócz ekonomicznego także aspekt społeczno-ekologiczny. Dotąd rywalizujące między sobą socjalizm i korporacyjny kapitalizm obydwa kładły nacisk na maksymalizację produkcji i rozrzutne zużywa-nie energii, zapominając o czasach wytwarzania jej także w tysiącach drobnych wytwórni. Obecnie, wraz z koncepcją rozwoju zrównoważonego (zapisaną w naszej konstytucji i… zapomnianą), podnosi się znowu problem

energochłonności produkcji,

dodając potrzebę przewidywania na dziesięciolecia naprzód. Zgodnie z tym, w zrównoważonej gospodarce OBOK siebie mogą, i nawet powinny, istnieć różne odmiany energetyki. O ile będzie nas stać na ich równoczesne rozwinięcie.
Energetyka centralistyczna (państwowa) – oparta na wyczerpywalnych lub importowanych paliwach kopalnych oraz na centralnie finansowanych wielkich inwestycjach (elektrowniach konwencjonalnych lub jądrowych). U nas jest to kontynuacja planowania socjalistycznego, ale ten model jest rozwijany i w państwach silnie scentralizowanych (Chiny, Francja), i w zdominowanych przez potężne korporacje (USA).
Energetyka obywatelska („demokratyczna”), budowana oddolnie i lokalnie. Rozproszona, oparta na dywersyfikacji źródeł, unikająca dalekich przesyłów energii, lepiej wykorzystująca miejscowe zasoby oraz dająca miejsca pracy poza wielkimi aglomeracjami. To jakby powrót do młynów wodnych i wiatraków, ale w istocie futurystyczny zwrot ku miniaturyzacji
(S. Lem, „Summa technologiae”, 1974) i ku najczęściej w przyrodzie występującym źródłom energii. Model ten jest rozwijany równolegle obok energetyki konwencjonalnej, czego przykładem są Niemcy, Austria, Dania, Szwecja czy Kalifornia. W trakcie tego procesu coraz więcej gmin, wsi i miast (Freiburg) uniezależnia się od energetycznego systemu centralnego, odciążając go zarazem (www.sonnenseite.com). Zwykła arytmetyka dowodzi, że 1000 MW z wielkiej elektrowni to tyleż samo co po 1 MW wyprodukowanym w tysiącu drobnych wytwórni energii. Ale lokalna energetyka ma zdaniem Zielonych 2004 dodatkowe zalety, gdyż: a) wymaga mniejszego jednorazowo nakładu środków finansowych, co jest nie bez znaczenia dla społeczeństwa z wielkim długiem zagranicznym;
b) stawia na różnorodność rozwiązań, umożliwiając nieustanne doskonalenie; c) stwarza liczne miejsca pracy poza miastami; d) tworzy lokalny kapitał społeczny, uaktywniając grupy lokalne; e) obniża wydatnie ilość gazów cieplarnianych poprzez zarówno zwiększenie oszczędności energii wytworzonej (tzw. negawaty), jak i przez wytwarzanie jej z nikłą emisją; f) uniezależnia od importu surowców oraz ryzykownych technologii.
Decyzje energetyczne jako dotykające każdego obywatela powinny być poprzedzane dyskusją otwartą na różne opcje. Tymczasem trzy kolejne nasze rządy, i to różnej orientacji politycznej, oraz media publiczne lansują głównie energetykę jądrową. Chcą też wspierać rozwój wytwarzającej wielkie ilości gazów cieplarnianych energetyki węglowej, zamiast poddać ją gruntownej modernizacji, a potem stopniowo ograniczać jej udział. Zaoszczędzone zasoby węgla nie zmarnują się, mogą być wykorzystane w sposób bardziej opłacalny, o czym przekonywali profesorowie z AGH w prezydenckiej Radzie Ekologicznej w 1994 r. Mogą też stać się zapasami na dalszą przyszłość, gdyby za ileś pokoleń zaczęło zagrażać nowe zlodowacenie (T. Flannery, „Twórcy pogody”, 2008), o ile istotnie żyjemy w okresie międzylodowcowym.
Niesłusznie zatem przemilcza się wielki zwrot wykonywany w świecie

w stronę energetyki odnawialnej

oraz nie realizuje się przyjętej przez Sejm w roku 2001 „Strategii rozwoju odnawialnych źródeł energii”. Także my powinniśmy rozwijać dalekowzrocznie alternatywną opcję odnawialną, jak bogate w ropę kraje arabskie, jak firma Shell, jak Kalifornia i jak sąsiednie Niemcy, Dania czy Szwecja. Dla większego bezpieczeństwa energetycznego. Niech Czytelnicy sami ocenią, czy to, co nowatorzy i Zieloni wspierają, zasługuje na zlekceważenie.
1. Zapowiedzi i teoretyczne obliczenia. Światowi eksperci od energetyki odnawialnej wykazują, iż:
a) Słońce dostarcza nam tyle energii, że jej 0,3% wystarczyłoby do pokrycia zapotrzebowania całej ludzkości, a niewielki obszar Sahary mógłby dostarczyć energii elektrycznej z naddatkiem dla Europy, Bliskiego Wschodu i Afryki Północnej (www.trec-eumena.net);
b) Pokrycie wycinka pustyni o bokach 150×150 km lustrami kolektorów słonecznych mogłoby (szybko, nie za kilkanaście lat) dostarczyć ilości ciepła, które po przetworzeniu pokryłyby całe zapotrzebowanie USA na energię elektryczną (www.100milesofmirrors.com);
c) Gdyby nie hamulcowe lobby naftowo-węglowo-nuklearne, w ciągu 12-20 lat można by w USA przestawić energetykę, tak by z samego wiatru uzyskać 100% potrzebnej energii elektrycznej, i to pokrywając farmami wiatrowymi tylko 3% kraju (www.renewableenergyworld.com).
2. Inwestycje już działające. Sąsiadujące z nami kraje, nie tylko te w tropikach, są już zaawansowane w uzyskiwaniu ciepła i elektryczności z różnych źródeł odnawialnych. Przykłady:
a) Dania, Niemcy i Wielka Brytania otrzymują z nich 14-20% energii elektrycznej, a już dołączają do nich Austria, Szwecja, Szwajcaria, Hiszpania, Holandia, Watykan, Tajwan, Indie;
b) Ostatnio gubernator Arnold Schwarzenegger otworzył pierwszą większą (kilkanaście MW) elektrownię słoneczną na pustyni w Kalifornii;
c) Klimatycznie podobne do nas Niemcy zbudowały wiatrownie o łącznej mocy 20 tys. MW oraz 15 mln modułów fotowol-taicznych, co m.in. pozwoliło im wyłączyć 13 elektrowni jądrowych; teraz realizują program 10 tys. samochodów z napędem hybrydowym oraz 100% szkół ogrzewanych słońcem;
d) Niemcy widzą realną możliwość do roku 2040, a Rheinland-Pfalz do roku 2030, całkowitego przestawienia się na uzyskiwanie prądu ze źródeł odnawialnych (www.sonnenseite.com);
e) W Europie Zachodniej stworzono już 70 tys. „zielonych” miejsc pracy w samej fotowoltaice, a w Niemczech ok. 240 tys. miejsc w energetyce odnawialnej;
f) W Indiach więcej samochodów i pociągów jeździ na biodieslu własnej produkcji (z rośliny jatrofa) niż na importowanej benzynie.
Mimo imponujących faktów i eksperckich wyliczeń u nas zwolennikom energetyki odnawialnej trudno jest przekazać społeczeństwu informację o tym, że inne kraje budują nie jakieś „łuczywa”, lecz urządzenia coraz wydajniej wytwarzające energię ze źródeł odnawialnych. Np. w sąsiedniej Brandenburgii powstaje pięć fabryk modułów fotowoltaicznych (pierwsza z nich, OderSun, produkuje je od roku 2006 seryjnie we Frankfurcie nad Odrą, tuż przy granicy).
Niezupełnie prawdziwe są twierdzenia, jakoby energetyka jądrowa była „najskuteczniejszym środkiem prowadzącym do zmniejszenia poziomu CO2” lub „najbezpieczniejszym sposobem wytwarzania energii”, gdyż w obu ocenach pominięto istnienie energetyki odnawialnej, mającej jeszcze lepsze w tym zakresie możliwości.
Nadzieje wiązane z elektrowniami jądrowymi wydają się

przesadnie optymistyczne,

gdyż:
1. Istnieją wątpliwości co do opłacalności i celowości budowy już obecnie elektrowni jądrowej w Polsce sformułowane przez fizyków jądrowych i energetyków (np. prof. W. Ciechanowicza „Oswajanie z atomem”, „AURA” 3/2007, prof. K. Żmijewskiego i dr. W. Bojarskiego).
2. Według danych MAEA, tylko raz zdarzyła się awaria ze śmiertelnymi konsekwencjami (Czarnobyl), co jednak ukrywa liczbę ofiar. Ale ważniejszą miarą dla przewidywania przyszłości jest częstotliwość awarii jako mogących znów doprowadzić do katastrofy. Niezależny raport międzynarodowy (B.K. Sovacool, 2008, w: „Energy Policy”) pokazuje, że wytwarzające 16% energii elektrycznej elektrownie jądrowe były miejscem aż 40% awarii odnotowanych w światowej energetyce. Nie można też lekceważyć oceny Międzynarodowego Stowarzyszenia Lekarzy Przeciw Energii Atomowej, którzy sami lecząc ofiary w szpitalach Białorusi i Ukrainy, lepiej znają skutki Czarnobyla – od 4 tys. do 24 tys. zejść śmiertelnych plus ok. 200 tys. młodych inwalidów oraz 130 tys. ludzi na zawsze wypędzonych ze swych domów (według dokumentu BBC „The Tears of Chernobyl”) – niż to wiedzą mieszkający tysiące kilometrów od miejsca wypadku członkowie MAEA lub ONZ, do tego zainteresowani zatarciem niewygodnej prawdy (opinia prof. Legasowa – według dokumentu Discovery „The Battle of Chernobyl”).
3. O ile w latach 1984-1985 na świecie rocznie oddawano do użytku 32-33 nowe elektrownie jądrowe, to obecnie tylko dwie-trzy (patrz wykres). Rzekomy „renesans atomistyki” jest tak nikły, że w USA przez ostatnie ćwierć wieku nie otwarto ani jednej takiej elektrowni.
4. Bezpodstawnie pisze się o rozkwicie energetyki jądrowej, uwypuklając nawet luźne zapowiedzi budowy elektrowni jądrowych, a ignorując fakt, że 11% rozpoczętych budów nigdy nie ukończono oraz że znacznie szbsze jest tempo wyłączania starych elektrowni, grożących awariami (Froggatt i Schneider, „The global nuclear decline”, 2008).
5. Trzeba obywatelom ujawnić porównawcze koszty energetyki jądrowej, tradycyjnej i odnawialnej, i to bez zapominania o wydatkach na likwidację wyeksploatowanych elektrowni jądrowych. W Wielkiej Brytanii wydatki te oceniono na 2,8 mld funtów na jedną wyłączoną elektrownię (według Nuclear Decommissioning Authority). To sprawia, że łączne koszty budowy, eksploatacji i rozbiórki bloku elektrowni jądrowej urastają do ok. 25 mld zł. Za te pieniądze można by u nas: unowocześnić krajową sieć energetyczną, wdrożyć oszczędzanie energii i zacząć inwestować w przyszłościową energetykę odnawialną.
6. A kto w jaką energetykę inwestuje? Okazuje się (tabela 1), że firmy prywatne stawiają na energetykę odnawialną (w 2007 r. łącznie 71 mld dol.), podobnie jak sąsiadujące z nami kraje unijne, natomiast jądrową chcą rozwijać niektóre rządy, opierając się na pieniądzach podatników, bez pytania ich o zgodę.
Demagogiczny jest argument, że skoro Polskę otacza wianuszek elektrowni jądrowych (w Niemczech i Szwecji stopniowo zamykanych), to i my musimy je mieć. Jest to logika podobna do tej, jaką byłaby argumentacja, że skoro wszyscy dokoła się upijają lub mordują, to i my winniśmy popełnić takie szaleństwo.
I jeszcze o kosztach. Tabela 2 zawiera parę liczb, które z trudem wyszukałem i wypośrodkowałem, opierając się na rozproszonym i nieraz sprzecznym zagranicznym piśmiennictwie. Na pewno zawiera ona nieścisłości, ale to są jedyne dane dostępne dla zwykłego obywatela. Warto wyliczenia te uściślić, zamiast powtarzać mantrę, że energetyka odnawialna jest zbyt droga, bo argumentowano kiedyś, że i komputery są dla powszechnego użytku zbyt drogie. Ponaddwukrotnie jeszcze droższa energia z fotowoltaiki (20 zamiast ok. 10 eurocentów za kWh, jeśli liczyć z kosztami zewnętrznymi) tanieje o 5% rocznie i za dziesięć lat ma się zrównać cenowo z węglową i atomową. Ale ona jest już dziś i będzie zawsze wolna od ubocznych zagrożeń dla obywateli i negatywów środowiskowo-klimatycznych.
Z braku miejsca nie prostuję innych mitów jądrowych przytoczonych w apoteozach atomistyki, bo to jest dokładniej ujęte w publikacjach europejskich Zielonych (www.greens.efa.org/cms/topics/rubik/6/6659.energy@en.htm).
Podsumuję ogólnie. Świat przyrody jest pełen czystej i bezpiecznej energii: nuklearnej (ze Słońca), wiatrowej, geotermalnej, wodnej, z pomp wodnych, z biogazu z (odpadowej) biomasy, z biodiesli, a wkrótce zapewne także z nowo odkrytych grzybów i mikroorganizmów produkujących biodiesle, z ogniw paliwowych itd. Wobec takiej różnorodności może więc nie warto brnąć w rozwiązania najbardziej ryzykowne, trudno odwracalne i uzależniające kraj od zagranicy. Dziś wciąż niebezpiecznym i chyba stopniowo przemijającym „łuczywem”, do którego niektórzy usilnie chcą cofnąć, a może i nim „zapalić” świat, jest akurat energia nuklearna. Bo jest ona niebezpiecznie bliska możliwości wykorzystania do produkcji broni atomowej.
Ujmując szerzej, ludzkość stoi przed dylematem: w jakim stopniu wrócić do centralizmu energetycznego, czyli

monopolu koncernów paliw kopalnych,

czy też zacząć wzmacniać społeczeństwo obywatelskie budujące równolegle rozproszoną i bardziej „demokratyczną” energetykę opartą na miejscowych źródłach odnawialnych (Tomiałojć, 2008, w: „Czysta Energia” 6:
20-23). My, Zieloni, nie wymyśliliśmy tych nowych rozwiązań sami i nie wymądrzamy się. „W stuleciu kłamstwa” (Z. Bauman) staramy się tylko przekazywać obywatelom rzetelnie informację o tym, w jakim kierunku zmierza nowoczesna i rozważna myśl techniczna. Którą i u nas warto rozwijać obok jeszcze nieuniknionego przez jakiś czas uzależnienia od (oby modernizowanej) energetyki węglowej, i nawet nie wykluczając w dalszej przyszłości energetyki jądrowej, ale dużo bezpieczniejszej niż pochopnie lansowana dzisiejsza. Pokazujemy, że istnieje alternatywny program dla Polski, bliski programowi UE, oparty na zasadzie Rozwoju Zrównoważonego. Jest nim m.in. opracowanie prof. K. Żmijewskiego i dr. A. Kassenberga (2006) „Polityka energetyczna Polski – deklaracje i rzeczywistość”, Wydawnictwo Instytutu na rzecz Ekorozwoju. Jak i to, że obok bogatego piśmiennictwa specjalistycznego mamy cztery już wydania podstawowego podręcznika prof. W.M. Lewandowskiego „Proekologiczne odnawialne źródła energii”, Politechnika Gdańska, 2007. Warto, byśmy wykorzystali pełnię możliwości, jakie stwarzają krajowe zasoby nie tylko potencjalnej energii, ale i własne zasoby intelektualne. Wszystko po to, aby kierujący naszym krajem mogli podjąć rozważnie i dalekowzrocznie decyzje najlepsze dla obywateli, i tych z dzisiejszego pokolenia, i tych z przyszłych.
Zakończę prośbą. Jeśli w czymś się pomyliłem, to z zawierzenia źródłom trudnym dla mnie do sprawdzenia, a nie ze złej woli. Proszę wtedy o sprostowanie, ale twórcze, bo wybujałe polskie szyderstwo już wystarczająco nas wszystkich paraliżuje, hamując rozwój kraju.

Autor jest profesorem zwyczajnym, doktorem habilitowanym, wykładowcą rozwoju zrównoważonego na Uniwersytecie Wrocławskim, członkiem Rady Krajowej partii Zieloni 2004

Wydanie: 17/2010, 2010

Kategorie: Opinie

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy