Spory nad przeszłością

Spory nad przeszłością

Korespondencja prof. Andrzeja Walickiego z Janem Nowakiem-Jeziorańskim na temat PRL W maju 1999 roku Jan Nowak-Jeziorański przysłał mi swoją książkę Polska wczoraj, dziś i jutro (Czytelnik, Warszawa 1999) z dedykacją: „Panu Profesorowi Andrzejowi Walickiemu ze słowami uznania i zaproszeniem do polemiki”. Jan Nowak-Jeziorański, 25 maja 1999. Poznałem Jana Nowaka w roku 1978, w czasie pobytu w Woodrow Wilson International Center For Scholars w Waszyngtonie. Mój bliski kuzyn, Marek Walicki, będący wówczas szefem polskiej sekcji Głosu Ameryki, przez wiele lat współpracował z Nowakiem w Radiu Wolna Europa, a w USA był jego najbliższym przyjacielem. Miałem więc liczne okazje, aby spotykać się z Janem Nowakiem w domu Marka w Falls Church pod Waszyngtonem i wymieniać z nim myśli na temat sytuacji w Polsce. Od czasu do czasu spotykałem się z nim także w latach dziewięćdziesiątych, mieszkałem bowiem wówczas w USA jako profesor uniwersytetu Notre Dame w Indianie. Zaproszenie do dyskusji nad przysłaną mi książką było więc naturalne i chętnie je przyjąłem. Na mój list z dnia 6 sierpnia 1999 Nowak-Jeziorański odpowiedział obszernym wyjaśnieniem swego stanowiska w sporze o PRL, datowanym 15 sierpnia 1999. Po otrzymaniu mojej odpowiedzi z dnia 9 września 1999 posłał mi z kolei swój artykuł w „Gazecie Wyborczej” (13-14 XI 1999) pt. „Sojusz lewicy czy demokracji?”. Potraktowałem to oczywiście jako dalszy ciąg naszej dyskusji i ustosunkowałem się do otrzymanej publikacji w liście z dnia 18 listopada 1999. Nowak zareagował na to przysłaniem mi kolejnych swoich artykułów, których tytułów niestety nie pamiętam. Ja zaś pokwitowałem to listem z dnia 10 grudnia 1999, dołączając do niego recenzje mojej książki Marksizm i skok do królestwa wolności pióra prof. Jerzego Wiatra i prof. Jerzego Szackiego. Wydaje mi się, że po dziewięciu latach, w momencie gdy mój korespondent nie żyje już i z całą pewnością należy do wciąż żywej historii, opublikowanie naszej ówczesnej wymiany myśli ma pewien sens, dobrze wpisuje się bowiem w spory nad niedawną przeszłością, wciąż niestety dzielącą Polaków. 6.8.99 Szanowny Panie, Serdecznie dziękuję za Pańską „Polskę wczoraj, dziś i jutro”, którą Marek wysłał mi do Warszawy. Przeczytałem ją z wielkim zainteresowaniem, podziwiając zwłaszcza wszystko to, co pisze Pan o problemach polskiej polityki zagranicznej. Wydaje mi się, że unikalna wartość tej książki polega przede wszystkim na mocnym osadzeniu problematyki polskiej w kontekście międzynarodowym. W miłej dedykacji, za którą dziękuję, zachęca mnie Pan do polemiki. Nie chciałbym tego robić w pełnym wymiarze, bo byłoby tego zbyt wiele. Sporo zresztą pisałem już na ten temat. Za kilka miesięcy ukaże się zbiór moich artykułów o sprawach polskich pt. „Widziane z boku”, otrzyma go Pan ode mnie. W niniejszym liście wskazuję tylko dwie sprawy, leżące u źródła większości różnic między nami. Po pierwsze, przeżycie roku 1945. To, co Pan pisze w „Roku klęski”, jest dla mnie w pełni zrozumiałe. Dla emigracji powrześniowej nie był to rok wyzwolenia, ale definitywnego zerwania ciągłości, utraty nadziei, poczucia, że nastał czas nowej i trwalszej okupacji. Ja, jako chłopiec, także boleśnie przeżywałem fakt, że nie spełnią się nadzieje wyrażone w pieśni „A gdy skończą się dni, trudów walki i krwi, bratni legion gdy z Anglii powróci”… Pod wpływem takich nastrojów napisałem nawet wiersz, zawierający słowa: „lecz by goryczy polskiej spełnić kruż, pójdziemy walczyć, chociaż już rozmaryn nam się nie rozwinie” (Vide moje „Spotkania z Miłoszem”)1. Mimo to jednak nie mogło dla mnie ulegać wątpliwości, że wojna kończy się, będzie można chodzić do polskiej szkoły, wrócić do Warszawy, mieć wokół polską prasę, polskie instytucje, nie lękać się o fizyczne przetrwanie. To dotyczyło wszystkich w kraju. Mój dziadek, ojciec Marka2, śledził w napięciu wydarzenia na froncie wschodnim, pragnąc jak najszybszego zwycięstwa Rosjan nad Niemcami. W mieszkaniu mego ojca byłem świadkiem dyskusji, „jak włączyć się w nową rzeczywistość z udziałem przedstawicieli AK-owskiego podziemia”3. Nikt nie miał wątpliwości, że włączyć się trzeba, że trzeba budować polskie państwo, chociażby nawet niesuwerenne. Nie uważano takich działań za kolaborację! Mój ojciec chętnie objąłby stanowisko w min. kultury (np. dyrektora departamentu), bo pomogłoby to w odbudowie muzealnictwa i rewindykacji dzieł sztuki. Mój wuj, Tadeusz Manteuffel, objął w najgorszych czasach stalinowskich stanowisko Dyrektora Instytutu Historii PAN

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2008, 34/2008

Kategorie: Opinie