Nie ulegajmy moralności tłumu

Nie ulegajmy moralności tłumu

Politycy wloką się za opinią mediów i Kościoła. I własnych idei już nie potrzebują Prof. Leszek Nowak – filozof, pracuje na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Nie wypiera się pokrewieństwa poglądów z ideami Karola Marksa. Autor m.in. „U podstaw Marksowskiej metodologii nauk”, 1971, „Property and Power. Towards a non-Marxian Historical Materialism”, 1983, „Dynamika władzy”, 1991, „Gombrowicz. Człowiek wobec ludzi”, 2000. W czasach „Solidarności” związany z niezależnym ruchem naukowym. Internowany w stanie wojennym i usunięty z UAM, gdzie powrócił dopiero w roku 1989. Obecnie pracuje nad metafizyką. – Czy marksizm jest dziś dobrym narzędziem do analizowania obecnej rzeczywistości? – Myślę, że coraz lepszym. Istotą marksizmu jest idea podziału klasowego. To, co obserwujemy, to odradzanie się marksowskiego podziału klasowego. – Pan powiedziałby – trójpodziału. – Tak. Podziału, z jednej strony, na właścicieli i pracowników, z drugiej strony, na władzę pojętą jako cała kongregacja polityczna, czyli aparat państwowy i samorządowy, zbiór wszystkich partii politycznych, włącznie z szarymi eminencjami w każdej, i na resztę obywateli, których wpływ ogranicza się do możliwości głosowania raz na cztery lata. Jest także trzeci poziom – „kapłanów” i wyznawców. W naszych warunkach trzeci poziom to nie tylko funkcjonariusze Kościoła. – To także dziennikarze, świat mass mediów, więc ja należę również do tej grupy. – Ja poniekąd też. Kiedy zajmowałem się nauką o społeczeństwie, również byłem kapłanem. W co wierzą kapłani? – Kapłani wymyślili swoje bóstwo, opinię publiczną, i wmawiają ludziom, że mu służą, tłumacząc wszystkim, czego to bóstwo chce. – Dokładnie jak w Kościele. Niedawno prymas powiedział: „My chcemy Boga w prawie, w organizacji państwowej”. Jeden problem polega na tym, że Bóg może i jest, ale milczący. I wszystko, co nam mówi, to za pośrednictwem Kościoła. Kościół to selekcjonuje (wybierając stosowne argumenty ze swoich świętych pism) i reinterpretuje, a wszystko przykrawa do aktualnych warunków, do swoich bieżących interesów. A drugi problem z tą wypowiedzią to owo słówko „my”. Kto chce Boga w prawie i państwie? Zwykli katolicy? Nie wierzę, bo są aż nadto krytyczni wobec zaangażowania Kościoła w politykę. A więc hierarchia. Hierarchia duchowa, której marzy się podporządkowanie sobie władzy politycznej. Już kiedyś o tym obszernie pisywałem, więc skomentuję to jednym słowem – faszyzm. Tak nazywa się ustrój, w którym występuje jednia władzy duchowej i politycznej. – Czy kapłani wierzą w swoje bóstwo, czy też traktują to wszystko cynicznie? – Przypuszczalnie jest tak jak wszędzie, są tacy, którzy wierzą, i są cynicy. Nie znam środowiska dziennikarzy. Ale wydaje mi się, że jest tak: na początku procesu formowania się wolnej prasy są tacy, którzy wierzą, i jest pewna grupa cyników. Ma miejsce rywalizacja o pozycję i ludzie orientują się powoli, że trudno mieć własne przekonania, a jeszcze trudniej być im wiernym. Bo oznacza to, że na najbliższym zakręcie, niekoniecznie od razu dziejowym, wyborczym na przykład, wypada się na margines. Obserwując takie przypadki, człowiek się uczy, że aby trwać, nie warto mieć przekonań własnych. Korzystnie jest natomiast mieć przekonania wspólne z tak zwanym ogółem. Nie jest to bynajmniej oskarżanie akurat dziennikarzy. To przecież szczególny przypadek tendencji ogólnoludzkiej, żadna klasa nie jest tu lepsza, robotnicza też nie. Wszyscy ludzie w końcu tak sobie ustalają życie, aby żyć w danych warunkach możliwie wygodnie dla siebie. W zawodach polegających na publicznym wydawaniu opinii o sprawach publicznych najkorzystniej nie mieć poglądów własnych. Toteż na ogół ich się nie ma. Demokracja i rozwój – Jaki mechanizm powoduje, że powstaje taka, a nie inna moralność grupowa, grupowe przekonanie, co jest słuszne, a co nie? – Nie umiem odpowiedzieć w pełni ogólnie. Przypuszczam jednak, że ważną składową tego mechanizmu jest milczenie intelektualistów. To trudne do zniesienia w Polsce. Całe życie zajmowałem się nauką. W nauce są elementarne reguły. Jedna z nich powiada: jeżeli wierzysz w coś i znajdziesz kontrprzykład, całą uwagę musisz skupić na nim, bo on może wskazywać na fałszywość tego, co twierdzisz. Obowiązkiem intelektualisty jest wtedy rzucić wszystko i zająć się kontrprzykładem zagrażającym własnej teorii. A teraz spójrzmy na obowiązujące w Polsce przynajmniej od dwóch dekad dogmaty społeczne. Na przykład na ten, że demokracja jest konieczna nie tylko dlatego, że zapewnia prawa obywatelskie, ale i efektywność gospodarczą. Kontrprzykład był znany od początku – rozwój

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 02/2004, 2004

Kategorie: Wywiady