Koniec ideologii, początek Europy

Koniec ideologii, początek Europy

Partie socjaldemokratyczne nie potrafią powiedzieć wiele więcej niż to, że „’jesteśmy społecznie wrażliwi” Prof. Jerzy Szacki ( ur. w 1929 r.) – socjolog, historyk myśli społecznej, profesor Uniwersytetu Warszawskiego, członek Polskiej Akademii Nauk. Opublikował m.in. książki: „Kontrrewolucyjne paradoksy”, „Tradycja”, „Spotkania z utopią”, „Liberalizm po komunizmie” oraz „Historia myśli socjologicznej” – za jej ostanie uzupełnione i przeredagowane wydanie otrzymał w grudniu 2003 r. polskiego Nobla, nagrodę Fundacji na rzecz Nauki Polskiej. – Panie profesorze, czy podobnie jak Fukuyama możemy ogłosić koniec ideologii? Tych wielkich, jak komunizm czy faszyzm, które obiecywały nowe, lepsze urządzenie świata? – Kiedy mówi się o końcu wieku ideologii, ma się na myśli w gruncie rzeczy tylko te ideologie, zwane niekiedy totalnymi, które dawały względnie kompletny projekt urządzenia świata społecznego. Natomiast ideologie współczesne, jeśli w ogóle odnoszą się do tego świata jako całości, to z reguły ideologie negacji, które bądź nie mają żadnego wyobrażenia o tym, jak być powinno, bądź też mówią na ten temat same ogólniki i głupstwa. – Czym więc się zajmują? Co tłumaczą? – Najczęściej domagają się w zasadzie tylko jednej rzeczy, a mianowicie uznania dla grupy, w imieniu której przemawiają. Stąd manifesty praw mniejszości, grup etnicznych, seksualnych i innych. Postulat sprawiedliwości społecznej przejawia się dzisiaj nie tyle w walce o nowe zasady podziału dóbr materialnych, ile w walce o poszanowanie godności takiej lub innej grupy. Dopiero na drugim planie znajduje się ewentualnie myśl o jakimś zupełnie innym społeczeństwie i kulturze. Jest ubóstwo, jeśli idzie o wielkie projekty. – Dlaczego tak się dzieje? Co spowodowało, że ludzie kupili kiedyś komunizm i faszyzm? – Trzeba uwzględnić to, jak silnie rozpowszechnione było poczucie zawodu po I wojnie światowej. Zawodu w stosunku do gospodarki kapitalistycznej, zwłaszcza po wielkim kryzysie, po wtóre, w stosunku do systemu liberalno-demokratycznego, który nie zapobiegł ani wojnie, ani konfliktom wewnętrznym. Nie zrealizował również, nawet w minimalnym stopniu, opieki nad słabymi i poniżonymi. Trzeba pamiętać, że były to czasy wielkiej biedy, wielkich kontrastów, przeciwieństw społecznych i ogromnej niepewności. W takich realiach ideologie obiecujące wręcz wszystko – czy to narodowi, czy klasie – mają największe szanse. – Mamy ubóstwo, jeśli chodzi o wielkie projekty. A przecież ludzi musi coś organizować, jakaś wizja lepszej rzeczywistości. Czyżby koniec marzeń? – Może nie koniec marzeń, tylko zanik takiej wyobraźni, która była właściwa twórcom wielkich ideologii. Tych ideologii, które wyłaniały wizję przyszłego społeczeństwa, z którego wyeliminowane zostanie wszelkie zło. To były często wizje bardzo szczegółowe, mówiące, w co ludzie mają wierzyć, co jest dobre, a co złe, czasem nawet jak się strzyc i jakiej szerokości nosić nogawki. To reminiscencja z tych czasów, kiedy komunistyczni marzyciele w rodzaju Campanelli czy Cabeta opisywali społeczeństwo idealne, gdzie wszystko ma swoje dokładnie określone miejsce, nie ma żadnych problemów, nie ma prywatnej inicjatywy w żadnej formie, nie ma indywidualności, nie ma niczego nieprzewidywalnego. Nawet do takiego stopnia, że u Campanelli malowanie się kobiet było karane śmiercią, ponieważ wprowadza dysharmonię i różnice między ludźmi. Społeczeństwo ponowoczesne: coraz trudniej znaleźć to, co łączy – A może społeczeństwo współczesne, ponowoczesne jest zbyt skomplikowane, może trudno je spiąć i opisać jakąś jedną ideologią? – Jest to społeczeństwo nieporównanie bardziej zindywidualizowane i ruchliwe. Kiedyś twórcy marksizmu pisali: oto są proletariusze, wyobcowani ze społeczeństwa, którym wiedzie się coraz gorzej, skupieni w jednym miejscu (miastach i fabrykach), tworzący wybuchową mieszankę, do której wystarczy przyłożyć lont. Takich substancji w nowoczesnym społeczeństwie nie ma. A w każdym razie nie ma jej w krajach rozwiniętych. Bernstein i inni rewizjoniści mieli rację, kwestionując tezę o bezwzględnej pauperyzacji proletariatu i twierdząc, że coraz liczniejsi robotnicy zaczynają żyć lepiej, mają coś do stracenia i zaczynają podzielać poglądy klasy średniej, np. w kwestii ponadklasowych uczuć narodowych. Potwierdziło się to w czasie I wojny światowej, kiedy robotnicy wyrazili solidarność nie z robotnikami w innych krajach, tylko z własną burżuazją. – Dziś społeczeństwo ponowoczesne jest bardziej rozbite, nie dzieli się na marksowskie klasy, to raczej mozaika różnych grup. – Nie ma już dwóch obozów – biednych

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 16/2004, 2004

Kategorie: Wywiady