Nie wszystko na sprzedaż

Nie wszystko na sprzedaż

Dla ogromnej większości Polaków prywatyzacja oznacza przede wszystkim zwolnienia z pracy Rozmowa z Małgorzatą Ostrowską, sekretarzem stanu w Ministerstwie Skarbu Państwa – Czy zaskoczyły panią wyniki niedawnego sondażu, z którego wynika, że zdaniem 87% Polaków, gospodarka źle wyszła na prywatyzacji? – Zaskoczyły, ale tylko trochę. Ekipa zaczynająca przekształcenia własnościowe w Polsce zapomniała określić, co jest celem transformacji: ile państwa powinno zostać w gospodarce i co to mają być za struktury. Nie odpowiedziano na pytanie, w jaki sposób należy zapewnić krajowi bezpieczeństwo surowcowe, energetyczne, teleinformatyczne. Wygłaszano różne deklaracje, ale nie stworzono żadnego docelowego modelu, do którego powinna zmierzać nasza gospodarka – no i mamy tego efekty. – Obecna ekipa postępuje inaczej? – Ten rząd, w przeciwieństwie do poprzedników, traktuje prywatyzację nie tylko jako źródło wpływów budżetowych, ale przede wszystkim jak narzędzie do kreowania podmiotów, które potrafią sobie radzić na rynku. Dlatego właśnie wprowadziliśmy zapis, że 10% wpływów z prywatyzacji ma być przeznaczone na restrukturyzację przedsiębiorstw. Z pewnością wiele spółek skarbu państwa mogłoby połączyć się w większe holdingi, co ułatwi im utrzymanie swoich części rynku. – Z czym, pani zdaniem, Polakom kojarzy się prywatyzacja? – Ze zwolnieniami z pracy. Niechęć do prywatyzacji rośnie wprost proporcjonalnie do przyrostu bezrobocia. Człowiekowi tracącemu pracę trudno pojąć, że jest niepotrzebny, że odejdzie, bo właściciele firmy muszą ograniczać koszty – a on przecież pracuje tak jak zawsze albo i lepiej. Wielu z nas jeszcze nie nauczyło się tego, że nie sztuką jest dziś wyprodukować, lecz trzeba móc sprzedać. A po to, by sprzedać, trzeba mieć konkurencyjny towar, wytwarzany przy jak najmniejszych kosztach. – To jak jest naprawdę – czy Polska wyszła na prywatyzacji dobrze, czy źle? – Dobrze. Prywatyzacja przyniosła nam nowe metody zarządzania, konkurencyjność, docenienie wagi wyników ekonomicznych. To zwiększa nasze szanse przetrwania na europejskich rynkach. Prywatyzacja była potrzebna do nauczenia się nowych reguł gospodarowania – i polska kadra menedżerska skorzystała z tych możliwości. Gorzej jest z wykorzystaniem naszej własnej myśli technicznej. Znam przykłady – choćby z moich okolic, by wymienić np. elbląski Zamech – że rozwiązania techniczne naszych doskonałych konstruktorów i inżynierów zastąpiono dyskietką przywożoną z centrali za granicą. Mogę jednak zrozumieć, że inwestorzy zagraniczni wolą wybierać rozwiązania sprawdzone, które już znają; mają własne technologie, nie palą się do inwestowania w nasze badania i rozwój polskiej myśli. Trzeba też przyznać, że jednak niewiele naszych produktów było konkurencyjnych na zagranicznych rynkach. – A co z odpowiedzialnością za wzrost bezrobocia? – Bez prywatyzacji bezrobocie także byłoby wysokie. Gdyby budżet państwa miał dużo pieniędzy na inwestycje w infrastrukturę, oświatę czy ochronę zdrowia, to bardzo wiele firm, nie tylko budowlanych, zaczęłoby się znacznie szybciej rozwijać i zwiększać zatrudnienie. Jeśli firmy się rozwijają, rosną wpływy do budżetu z tytułu podatków. Gdy zaś budżet ma więcej pieniędzy, może więcej inwestować. To są naczynia połączone. Nasz budżet, niestety, nie jest w stanie dać takiego impulsu dla poprawy koniunktury. – Czy prywatny właściciel jest lepszy od państwowego? – Z samego faktu zmiany własności jeszcze nie wynika nic, ale prywatyzacja to szansa, by można było lepiej sobie poradzić w konkurencji z innymi. Nie twierdzę, że „państwowe” z założenia musi oznaczać „złe”. Doświadczenie uczy jednak, iż prywatny biznes potrafi działać sprawniej. Wiadomo, że najlepszy właściciel to ten, który potrafi możliwie bezpośrednio oddziaływać na swoją własność. Państwo to właściciel nieco ułomny, bo nie jest wystarczająco mobilne, a jego możliwości są ograniczone prawnie. Państwo może zmienić radę nadzorczą, odwołać prezesa – ale nie może bezpośrednio zarządzać. Przykład pierwszy z brzegu – trzeba szybko dokapitalizować spółkę, znaleźć na to środki, wziąć kredyt czy zorganizować inne źródło finansowania. Państwo nie jest przygotowane do szybkiego podejmowania takich działań, brakuje mu i pieniędzy, i możności natychmiastowego reagowania na wyzwania rynku. Dlatego trzeba kontynuować prywatyzację. Odpowiedzialny prywatny właściciel, traktujący firmę jako cel życia swego i przyszłych pokoleń, jest lepszy od państwowego. Problem w tym, że liczni właściciele, którzy objęli sprywatyzowane spółki, postanowili jak najszybciej wyciągnąć z nich pieniądze, widząc w nich źródło jednorazowego zysku. Ocena, czy majątek został sprzedany za dobrą cenę i czy inwestorzy

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2002, 26/2002

Kategorie: Wywiady