Ja wiem, dlaczego to się stało

Ja wiem, dlaczego to się stało

Widziałem Jolę po katastrofie. Ja ją identyfikowałem Paweł Deresz Jak jest po 10 latach? Wspomina pan jeszcze katastrofę? – Nawet bardzo. Jestem w trakcie pisania wspomnień. Nie zamierzam ich opublikować, natomiast chcę je przeznaczyć dla wnuczek. Jedna ma dziewięć lat, druga – cztery. Wiedzą, że babcia zginęła w katastrofie, ale jeszcze nie zapytały, dlaczego, co się stało, jakie były okoliczności itd. Myślę, że wcześniej czy później zadadzą te pytania, więc chcę im wytłumaczyć, przekazać prawdę. Dostaną te wspomnienia, jak uzyskają pełnoletność i zaczną już samodzielnie wszystko rozumieć. A pan też bije się z myślami, dlaczego to się stało? – Ja dokładnie wiem, dlaczego to się stało. To przede wszystkim pazerność polityczna braci Kaczyńskich. Ich nieodpowiedzialność. To nieodpowiedzialność gen. Błasika, który przecież meldował prezydentowi, że samolot jest całkowicie sprawny, całkowicie bezpieczny i gwarantuje dobry lot. A sam lot do Smoleńska… Kaczyński właściwie przejął dowodzenie samolotem. Samolotem powinien dowodzić pilot, a nie prezydent. Nie należało czekać na to, co powie. A piloci czekali. – Oni czekali, a on w końcu nie zdecydował się powiedzieć. Gen. Błasik – był w kokpicie i w jakiś sposób wywierał presję na pilotów. On znakomicie się orientował w tej beznadziejnej sytuacji i mógł wydać polecenie, by natychmiast odlecieć! Ale mówił: „Zmieścisz się śmiało!”. Pilot jaka-40, który wcześniej lądował w Smoleńsku, to też zagadkowa postać. Jak mógł pilot, który wiedział, jak trudne są warunki, powiedzieć kolegom: „Spróbujcie!”? Zamiast powiedzieć: „Natychmiast stąd uciekajcie! Jest beznadziejnie! Jest niebezpiecznie!”. W tym wszystkim jest też wina Kancelarii Prezydenta. Kto wymyślił lądowanie w Smoleńsku? Przecież to było lotnisko zamknięte. Zdewastowane. Strona rosyjska również nie jest bez winy. Kontrolerzy nie powinni byli w ogóle dopuścić, żeby ten samolot tam lądował. A generalnie rzecz biorąc, samolot nie powinien był z Warszawy wystartować. Ale skoro Jarosław Kaczyński wymyślił sobie, że trzeba za wszelką cenę odbudować popularność brata, który w marcu 2010 r. miał zaledwie 20% poparcia, to wizyta w Katyniu miała mu owo poparcie podnieść. Polacy są szalenie związani emocjonalnie z Katyniem. Pojechała tam telewizja, miały być kręcone spoty reklamowe do kampanii prezydenckiej. Była uroczystość. – I tak by zdążyli, gdyby wylądowali w Mińsku czy w innym mieście. Ale im nie chciało się jechać tych kilka godzin autokarem. Tam był ruch jak w jakimś barze Czytał pan raporty dotyczące katastrofy? – Oczywiście. Wydaje mi się, że raport komisji Jerzego Millera jest wystarczająco precyzyjny. Natomiast w raporcie Anodiny brakuje podkreślenia czy też stwierdzenia, jaka była wina strony rosyjskiej. A niewątpliwie była. Pierwszą winą było to, że dopuszczono samolot do lądowania. Ci naprowadzający się nie sprawdzili. No i biedni nasi piloci… A kto był odpowiedzialny za tę ich biedę, za niedoszkolenie? Oczywiście gen. Błasik, który odpowiadał za szkolenie pilotów 36. pułku. A oni byli zupełnie niedoszkoleni, nie mieli prawa prowadzić tego samolotu. To był dla mnie jeden z pierwszych przerażających wniosków – jak to możliwe, żeby samolot prezydencki mógł być pilotowany przez tak niedoświadczoną załogę? Żeby na pokładzie samolotu prezydenckiego ktoś inny oprócz pilotów decydował, czy lądować, czy nie? Żeby różni ludzie wchodzili do kabiny? W myśl przepisów to całkowicie niedopuszczalne. A tam był ruch jak w jakimś barze. Pasażerowie, tacy jak pańska żona, nie zdawali sobie z tego sprawy. – Myślę, że do końca nie zdawali sobie sprawy, w jakim są niebezpieczeństwie. Żona bardzo często podróżowała, jeszcze jako szefowa Kancelarii Prezydenta. Przeleciała dziesiątki tysięcy kilometrów i spotykały ją różnego rodzaju przygody samolotowe. Lot we mgle czy lot w chmurach był prawie codziennością, więc podróż do Smoleńska… Ile ten lot mógł trwać? Rano, jak wychodziła, powiedziała: „Słuchaj, będę o piątej, szóstej, czekaj na mnie z kolacją, będzie co opowiadać”. Mogła nie lecieć! – Była szefową sztabu Jerzego Szmajdzińskiego, który startował w kampanii prezydenckiej. Trudno, żeby nie leciała ze swoim szefem. Poza tym bardzo chciała tam być. Katyń! Albumy o Katyniu stoją w jej pokoju. Widziałem Jolę po katastrofie Po katastrofie mieliśmy długi czas żałoby narodowej. Ile było w tym autentyzmu, a ile politycznej gry? – W pierwszych tygodniach to było autentyczne. To była rzeczywiście żałoba.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 15/2020, 2020

Kategorie: Wywiady