Tusk w pułapce uciekającego czasu – rozmowa z Pawłem Piskorskim

Tusk w pułapce uciekającego czasu – rozmowa z Pawłem Piskorskim

Donald Tusk może z Platformą zrobić wszystko oprócz jednego – zmuszenia jej do wcześniejszych wyborów Paweł Piskorski – w otoczeniu Donalda Tuska od roku 1990, kiedy to organizował struktury Kongresu Liberalno-Demokratycznego. Po zjednoczeniu KLD i Unii Demokratycznej działał w Unii Wolności. W latach 1999-2001 prezydent Warszawy. W roku 2001 współtworzył Platformę Obywatelską, był sekretarzem generalnym tej partii. W 2006 r. usunięty z PO. Od roku 2009 przewodniczący Stronnictwa Demokratycznego. Poseł I, III i IV kadencji, europoseł w latach 2004-2009. Rozmawia Robert Walenciak Zaskoczyło pana, że Tusk z Pawlakiem tak długo nie potrafili się dogadać w sprawie emerytur? Że ich spór był tak publiczny, na oczach wszystkich? – Niezupełnie. Już wcześniej miałem dużo sygnałów, zwłaszcza z kręgów PSL, że nie będzie łatwo, że PSL chce pokazać przy tej sprawie pazur i jakąś odrębność. Gdybym natomiast tych sygnałów nie miał – byłbym zaskoczony. I PO, i PSL są uzależnione od tej koalicji, i to wielorakimi powiązaniami. Jednym i drugim zależy na tym, żeby ten układ się nie załamał, więc to, że cały ten cyrk musieliśmy oglądać, było oczywiście wbrew logice. Nie dziwi mnie, że tak długo się nie dogadywali, bo to są różne partie. Dziwi mnie, że te różnice wywlekali na światło dzienne. Dobrzy politycy nie powinni sobie pozwolić na taką publiczną awanturę. – Są dwa wytłumaczenia. Pierwsze jest takie, że Pawlak nie kontroluje PSL. Wydaje mi się, że nie jest to wytłumaczenie prawdziwe, ale faktem pozostaje, że różni politycy PSL głośno wyrażali niezadowolenie. Sądzę, że był to rodzaj manifestacji w stosunku do Pawlaka, żeby przed kongresem PSL zmusić go do zaostrzenia polityki w stosunku do Tuska i równocześnie zwiększyć swoją rolę w stronnictwie. Pawlak musi rozmawiać z wewnętrzną opozycją, musi ją jakoś obłaskawić, czymś pozyskać przed kongresem. Donald reformator To pierwsza interpretacja. A druga? – Mówią to różni komentatorzy – otóż, ich zdaniem, Donald Tusk od początku tego roku zatracił swój bardzo silnie rozwinięty instynkt, zdolność przewidywania potencjalnego problemu i wyprzedzania go. Widzieliśmy to chociażby przy aferze hazardowej, kiedy Tusk uciekł do przodu, wyszedł z tej afery obronną ręką. Tymczasem teraz, od początku roku, ewidentnie sobie nie radzi. Tak było przy lekach refundowanych, tak było przy ACTA. I tak było teraz, kiedy postanowił grać twardziela i dyktować PSL reformę, bez porozumiewania się w kuluarach. W jakim stopniu może to być wpływ ministra finansów Jacka Rostowskiego? Czy on go dominuje, mówi: „Słuchaj, jak tego nie przeprowadzisz, to koniec, wszystko się zawali”? – Nie wierzę w to. Po pierwsze, pozycja Rostowskiego wobec Tuska jest żadna. Rostowski nie ma pozycji w partii i jest całkowicie od Tuska zależny, Jeśli ktoś na premiera wpływa w sprawach gospodarczych i go dominuje, to Bielecki. Ale nie sądzę, żeby Bielecki w sprawie emerytur był… Ortodoksem? – Mam więc wrażenie, że cała ta sprawa rozgrywała się trochę na zasadzie zbiegu okoliczności. Tusk powiedział sobie na początku tej kadencji: „Tym wszystkim, którzy mówią, że jestem leniem, że nic nie zrobiłem w pierwszej kadencji, muszę pokazać, że jestem mężem stanu, że coś zmieniłem, że coś zostawię po sobie”. Wybrał zatem reformę, która tak naprawdę nie jest reformą. To znaczy? – Podwyższenie wieku emerytalnego w ramach całości istniejącego systemu, bardzo marnotrawnego, nie jest żadną reformą. Jest słuszne i niezbędne, ale to tylko załatanie złego systemu, w związku z dłuższym życiem ludzi. Prawdziwą reformą byłoby zastąpienie systemu ZUS-owskiego rzeczywistymi, opartymi na rynku i inwestowaniu naszych pieniędzy funduszami emerytalnymi. Osłabiając OFE, Tusk działa w przeciwnym kierunku. Ale to niemożliwe do przeprowadzenia. – Niełatwe. Tusk wymyślił więc sobie, że podwyższenie wieku emerytalnego będzie prostsze. Łatwe do wytłumaczenia – bo wszędzie na świecie ten wiek podnoszą. Uznał, że to dla niego dobra „reforma”, że za nią uzyska tytuł Donalda reformatora i że środowiska opiniotwórcze, z częścią dziennikarzy, będą mu klaskać: „O, nareszcie się obudził, jak mądrze pracuje dla ojczyzny” itd. Okazało się, że tak nie jest. Bo nie docenił społecznego oporu, nie dogadał się z partnerem koalicyjnym… I jednocześnie nie oporządził tej „reformy”. Co to znaczy? – Proste – słysząc o podniesieniu wieku emerytalnego kobiet, każdy zapyta, co zrobić z 64-letnią kobietą, która z powodów zdrowotnych nie jest w stanie utrzymać się w pracy, a nowej nie uzyska. Takie i podobne sytuacje trzeba

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 14/2012, 2012

Kategorie: Wywiady