Nie znoszę polskiego anty – rozmowa z prof. Ludwikiem Stommą
Nasz polski bałagan, nasze polskie zagubienie Z prof. Ludwikiem Stommą rozmawia Robert Walenciak Rozumie pan Polskę? Choćby to szaleństwo smoleńskie? – Rozumieć to rozumiem, natomiast cenić nie cenię. Są przykłady w historii, że naród zostaje owładnięty jakąś obsesją niemającą wiele wspólnego z realnym życiem? – Odpowiem trochę obok. Mój tata, Stanisław Stomma, był piłsudczykiem, całe życie bardzo wiernym. A jednocześnie mówił mi, jak straszliwą dla niego tragedią stał się rok 1926, zamach majowy i tych 500 zabitych osób. To był dla niego niesamowicie bolesny moment. I choć ojciec był po stronie Piłsudskiego, tej ceny, 500 zabitych, nie potrafił zaakceptować ani zrozumieć. Czym innym są marzenia i sympatie, czym innym realne życie. – Co w tym złego, że się myśli realnie? Mam ogromne szczęście. Mam 61 lat, urodziłem się po wojnie. W moim życiu nie było wojny! Czasami zadaję sobie pytanie, czy dlatego, że świat był podzielony, że była żelazna kurtyna? Dwa równoważące się bloki militarne? Nie jestem w stanie tego jednoznacznie potępiać. Bo udało nam się przeżyć. A teraz mamy jedną Europę. I fajnie w niej się czuję. Jak wygląda Polska z perspektywy europejskiej, stamtąd? – Polska jest średniej wielkości krajem w Europie. I powinna to rozumieć. To znaczy, nie mieć ani kompleksu niższości, ani tym bardziej kompleksu wyższości. To, co za czasów Kaczyńskiego mówiono w Polsce, to idiotyzm. Natomiast nie ma żadnego wstydu, że jest się Polakiem! Ja się nie wstydzę! Może z wyjątkiem reprezentacji w piłce nożnej. Wojowniczy Polacy A szaleństwa posmoleńskie? – Tego nie pojmuję! Nastąpił tragiczny wypadek, ja w tym wypadku straciłem wielką przyjaciółkę, Izę Jarugę-Nowacką. Ona zginęła w tym wypadku. Nie poległa. Poległa – to na polu bitwy. Iza niestety zginęła w wypadku. I parę innych osób, które znałem, również w tym wypadku zginęło. Dlatego nie rozumiem tych wszystkich spekulacji. Narody mają czasami chwile szaleństwa, niczym innym się nie zajmują. A we Francji jest to możliwe? Że cały kraj przez rok żyje tylko jedną sprawą? – Francuzi mają do polityki stosunek lekki. I de facto nie jest dla nich nawet takie ważne, kto jest prezydentem. Jaki stosunek do polityki mają Polacy? Religijny? – Wojowniczy! Spotykam się z ludźmi, którzy mówią, że są z tej strony, z tamtej strony… Już jak się witają! Przedstawiają! Ale to oznacza, że są przeciwko komuś. I to jest… specyfika polska. Czyli Polak musi być kimś – albo PiS-owcem, albo platformersem? – Nie! Przeciw komuś! To jest ważniejsze! Taki bojowy… – Mój tata wywodzi się z Litwy, z rodziny tzw. ziemiańskiej. I w 1945 r. zobaczył, jaka jest sytuacja. W związku z tym wykreślił sobie ideologię neopozytywistów. Nie było innej możliwości! I przyjaciel taty, Paweł Jasienica (Lech Beynar), który był w lesie, jeszcze z lasu, zanim zrezygnował z walki, kontaktował się z tatą. Tata mówił: Lechu, to nie ma sensu, nie będzie III wojny światowej. A ty jesteś wspaniałym facetem, znasz historię, chcesz pisać o historii, temu narodowi jest to potrzebne, wyjdź! Czy tata głupstwa klepał? Czy lepiej byłoby, żeby Jasienica został w lesie? Zdecydowanie nie. – Niedawno byłem na spotkaniu w szkole imienia Jasienicy i powiedziałem, że w pewnym momencie walka w lesie prowadziła do bandytyzmu. Nie było innego wyjścia. Po pierwsze, zaczynało się decydowanie, kogo rozstrzelać, kogo nie rozstrzelać, po drugie, zabierało się ludziom jedzenie i pieniądze, żeby przeżyć. Więc… …nie było wyboru. – Bardzo szybko zacząłem się różnić z tatą. Z tego powodu, że tata był niezwykle głębokim, ale tak do szczętu, katolikiem, a ja nie. Natomiast w wyborach politycznych widziałem rację stanu. Nie byłem nigdy po stronie PZPR, natomiast rozumiałem, że taka jest sytuacja, że postawiono nas w bloku takim, a nie innym – i nie mamy na to żadnej rady. Trzeba więc w tych ramach, jakie nam narzucono, próbować znaleźć najlepsze wyjście. I naprawdę myślę, że formuła Znaku, tego pierwszego Znaku, była mądra. Zresztą prymas Wyszyński ją popierał. Więc niby wszystko jasne i… Wie pan, że w połowie lat 90. byłem częstym gościem u pańskiego ojca? Te wizyty i wielogodzinne rozmowy wspominam jako wspaniały uniwersytet politycznego myślenia, myślenia