Co roku w Polsce ginie w wypadkach ponad 5600 osób Wczoraj mój tata jechał koło Grajewa, tuż za dwoma samochodami, które się zderzyły. Podszedł do nich i, wiecie co, jeden kierowca był już martwy, cały siny, z kierownicą wbitą w bok. Jego żona siedziała obok, krzyczała do niego: Józek, Józek!! Z tyłu samochodu mieli znicze i kwiaty, jechali na cmentarz… – opowiada internautka komentująca tekst o umieraniu, który zamieściliśmy w przedostatnim wydaniu „Przeglądu”. Na tym samym forum kolejna relacja. – Mam 17 lat, dwa lata temu jechałam z rodzicami i młodszą siostrą na Wszystkich Świętych do babci. Padał deszcz, było ciemno. Tata wyprzedzał, nie zauważył samochodu nadjeżdżającego z przodu… W jednej chwili straciłam rodziców. Nie pozostało nam nic, tylko fotografie i tamta noc – dzieli się swoimi doświadczeniami Sandra. Osób takich jak Sandra są w całym kraju dziesiątki tysięcy. Tylko w 2003 r. doszło w Polsce do 51.078 wypadków drogowych, w których zginęło 5640 osób, a 63,9 tys. zostało rannych. W komentarzach do tej tragicznej statystyki bardzo często używa się porównania z małym miasteczkiem, które po roku znikło z powierzchni ziemi. Oraz z całkiem dużą – jak na polskie warunki – miejscowością, która znalazła się w szpitalu, a następnie przeniosła na wózki inwalidzkie czy została przykuta do łóżek. Dla tych, którym te metafory nie przemawiają do wyobraźni, mamy jeszcze inne porównanie. Od początku 1989 r. do końca 2003 r. na naszych drogach zabito (lub zabiło się) 99.663 osoby, a 1.004.970 odniosło rany. To niemal połowa strat, jakie poniosły kraje byłej Jugosławii w trwającym ponad pięć lat koszmarze bałkańskiego konfliktu. Zabijamy się zatem bez pamięci i wcale nie potrzebujemy do tego wojny. Nie dalej jak w ostatni przedłużony weekend na polskich drogach zakończyły życie 72 osoby, a 743 wylądowały w szpitalu. Trauma i miliardowe straty Czy w tej pasji wzajemnego uśmiercania jesteśmy wyjątkowym narodem? Każdego roku na drogach państw Unii ginie 40 tys. ludzi, a 1,7 mln zostaje rannych – wynika z raportu opracowanego przez Krajową Radę Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego. W tym samym dokumencie czytamy, że zagrożenie śmiercią w wypadku drogowym jest u nas dwukrotnie większe niż w innych krajach UE, prawdopodobieństwo zaś śmierci uczestnika wypadku – aż cztery razy wyższe. Na 100 wypadków w Polsce ginie aż 11 osób, co daje nam pierwsze miejsce w Europie. Na Węgrzech na 100 wypadków śmierć ponosi siedem osób, w Czechach – pięć. W Niemczech, gdzie jeździ trzy razy więcej aut niż u nas, na 100 wypadków ginie… jedna osoba. Taki stan rzeczy nie pozostaje bez wpływu na psychikę przeciętnego Polaka. Badanie CBOS z grudnia 2002 r. wykazało, jak istotną częścią życia codziennego Polaków są wypadki drogowe. Większość, bo 54% badanych, przeżyła wypadek kogoś bliskiego. Aż 49% było świadkiem mniej lub bardziej poważnego zdarzenia, a co szósta osoba stała się jego ofiarą. 17% Polaków wyznało, że w katastrofie na drodze zginął przyjaciel lub ktoś z rodziny. I na koniec rzecz znamienna – tylko 6% badanych przyznało się otwarcie do spowodowania wypadku. – Te bolesne doświadczenia powodują, że Polak nie czuje się bezpiecznie na drodze. Ponad połowa zdaje sobie sprawę, że korzystanie z krajowych dróg może się skończyć śmiercią lub kalectwem – konkludują autorzy badań. Straty moralne i psychiczne nie są wcale jedynymi ponoszonymi przez nasze społeczeństwo. Według analiz Instytutu Budowy Dróg i Mostów, śmierć obywatela RP w wypadku drogowym powoduje stratę rzędu 860 tys. zł, a jego rany – 128 tys. zł. – To koszty działania policji, sądów, szpitali – wyjaśnia Jerzy Pomianowski, rzecznik Instytutu Transportu Samochodowego, a zarazem prezes Stowarzyszenia Zapobiegania Wypadkom Drogowym. – Ponadto późniejszych rent, odszkodowań i innych świadczeń. W tych szacunkach uwzględnia się również czysto hipotetyczne dane, np. wartość dóbr niewniesionych do PKB przez przedwcześnie zmarłego. W polskich szacunkach ten ostatni punkt zajmuje zresztą wysoką pozycję. Giną u nas bowiem przede wszystkim osoby w wieku produkcyjnym – 18-59 lat (3990 ofiar w 2002 r., przy ogólnej liczbie 5827), a wypadki
Tagi:
Marcin Ogdowski









