Szara eminencja w Krakowie

Szara eminencja w Krakowie

Ingres abp. Stanisława Dziwisza na krakowską stolicę metropolitalną budzi emocje i sprzeczne nadzieje Na początku czerwca, po otrzymaniu nominacji Benedykta XVI na metropolitę krakowskiego, abp Stanisław Dziwisz pojechał do Krakowa samochodem. Po Watykanie krąży anegdota, że zapytany, dlaczego nie leci samolotem, Dziwisz odparł: – Bo się boję. – Jak to się boisz, a te wszystkie loty z papieżem za granicę? – A z papieżem to się nie bałem – miał odpowiedzieć metropolita-nominat. Przez niemal całe swe dotychczasowe życie kapłańskie, spędzone u boku Karola Wojtyły, najpierw jako arcybiskupa metropolity krakowskiego, później zaś jako Jana Pawła II, ks. Dziwisz, jak mówią przyjaciele, pozostawał dyskretnie w jego cieniu. A jak komentują mniej mu życzliwi, świecił światłem odbitym. Gdy obejmie diecezję, spotka jednych i drugich. Pierwsi wiążą z jego osobą wiele nadziei. Drudzy twierdzą, że się nie sprawdzi, ponieważ nie ma doświadczenia duszpasterskiego, jakiego wymaga tak duża, ważna dla Kościoła w Polsce, bardzo zróżnicowana pod względem kulturalnym i społecznym diecezja, skupiająca unowocześnioną góralszczyznę, dawnych nowohuckich robotników oraz krakowską śmietankę kulturalną i akademicką. Gdy na byłego sekretarza po śmierci papieża przestał spływać splendor jego postaci, ożyły ukrywane dotąd niechęci wobec dotychczasowej szarej eminencji Watykanu. Choć nigdy nie zabiegał o władzę dla siebie, gotów był wchodzić w konflikty nawet z Sekretariatem Stanu, gdy uznał, że watykańska biurokracja nie działa po myśli papieża. – Góral obdarzony zdrowym rozsądkiem i charakterem – mówili o nim nie tylko przyjaciele. Zjednał sobie na tym stanowisku rzesze życzliwych, ale też naraził się niejednemu politykowi czy co bardziej ambitnemu eklezjaście. Szlaban dla Rydzyka – Z pewnością był szarą eminencją w Watykanie, i każdy to wiedział – mówi jeden z bliskich przyjaciół nowego metropolity krakowskiego, bp Tadeusz Pieronek. Każdy w Kościele się z nim liczył, choć może czasem jego wpływy oceniano z pewną przesadą, według standardów, jakie panowały jeszcze za włoskich papieży. Kiedy bowiem papieżami byli Włosi, włoski sekretarz papieża dbał już o to, aby ważne stanowiska w Kurii Rzymskiej dostawały się Włochom. Czegoś takiego za Jana Pawła II nie było – opisywana chętnie przez niektóre włoskie gazety polska „mafia” w Watykanie nie powstała, z kluczowych stanowisk w Kurii Rzymskiej, po przeszło 26 latach pontyfikatu Wojtyły, Polacy piastują tylko trzy dość ważne stanowiska w watykańskich dykasteriach. – Rola sekretarza jest w pewnym sensie mało ważna, ale tak naprawdę przy postaci, jaką był papież, ks. Dziwisz miał kluczowe znaczenie. Był ostatnim ogniwem, które często miało wielki wpływ na to, czy dojdzie do spotkania z papieżem, czy jakaś sprawa zostanie papieżowi przedstawiona i załatwiona – dodaje bp Pieronek. Na przełomie lat 1989/90 świeccy politycy, a także niektórzy księża, nie zawsze kierujący się wyłącznie miłością do Ojca Świętego, starali się o zdjęcia lub sekwencję w telewizji, pokazujące ich w jednym kadrze z papieżem, najlepiej w trakcie rozmowy, a ostatecznie gdy całują pierścień na palcu papieża. Ks. Dziwisz robił sobie wrogów wśród tych, z którymi spotkań oszczędził papieżowi. Papieski sekretarz zamknął również szlaban przed księdzem dyrektorem Radia Maryja. Wywołało to taką złość o. Rydzka – wspomina redaktor naczelny miesięcznika jezuitów „Przegląd Powszechny”, o. Wacław Oszajca – że nazwał ks. Dziwisza „chłopkiem”, siedzącym na progu u papieża i broniącym mu dostępu do Ojca Świętego. Kto pierwszy? W specyficznej atmosferze przed polskimi wyborami, w pewnych kręgach krakowskiego światka spotyka się takich, którzy wypominają arcybiskupowi Dziwiszowi zbytnią rewerencję wobec niektórych byłych ludzi komuny. Mimo, iż osobiste sympatie ks. Dziwisza, podobnie jak papieża, były po stronie Lecha Wałęsy, kiedy wybory prezydenckie wygrał Aleksander Kwaśniewski, w półtora roku po wyborze, w 1997 r. został przyjęty w Watykanie, sekretarz papieża zadbał o dobrą atmosferę wizyty nowego prezydenta. – Pamiętajmy, że to jest prezydent Polski – powiedział współpracownikom. 14 lat wcześniej, przed drugą podróżą Jana Pawła II do Polski, grupa wpływowych członków Biura Politycznego KC PZPR, działających w opozycji wobec Wojciecha Jaruzelskiego, który w wizycie papieża upatrywał szansę złagodzenia napięć po stanie wojennym, za wszelką cenę próbowała tę wizytę

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2005, 34/2005

Kategorie: Kraj