Niech policzą nasze trupy

Niech policzą nasze trupy

Akt psychicznego egoizmu, przedsięwzięcie karygodnie lekkomyślne – elity intelektualne o powstaniu warszawskim Powstanie warszawskie było największą obok kampanii wrześniowej polską klęską podczas II wojny światowej. Zginęło w nim ok. 17 tys. powstańców oraz 150-200 tys. cywilów. Do tego trzeba dodać warszawiaków wywiezionych do niemieckich obozów koncentracyjnych – 55 tys., z których przynajmniej połowa nie dożyła końca wojny. Nie znamy i prawdopodobnie nigdy nie poznamy dokładnej liczby tych spośród 600 tys. cywilów wypędzonych z Warszawy, którzy zginęli w wojennej poniewierce. Straty materialne poniesione w wyniku powstania przez Warszawę oszacowano w 2004 r. na co najmniej 45,3 mld dol. amerykańskich. Przeciwnikiem powstania w Warszawie był m.in. dowódca 2. Korpusu Polskiego gen. Władysław Anders. W liście do ppłk. Mariana Dorotycza-Malewicza „Hańczy” z 31 sierpnia 1944 r. nie szczędził ostrej krytyki dowództwu AK: „Byłem całkowicie zaskoczony wybuchem powstania w Warszawie. Uważam to za największe nieszczęście w naszej obecnej sytuacji. Nie miało ono najmniejszych szans powodzenia, a naraziło nie tylko naszą stolicę, ale i tę część Kraju, będącą pod okupacją niemiecką, na nowe straszliwe represje. (…) Powstanie w ogóle nie tylko nie miało żadnego sensu, ale było nawet zbrodnią”. Rację gen. Andersowi przyznał po latach emigracyjny historyk prof. Jan Ciechanowski, (1930-2016), autor opracowań

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 2018, 31/2018

Kategorie: Historia