Nieczysta gra

Nieczysta gra

Warszawskie kluby sportowe dzięki projektowi odrodzenia masowego sportu miały zyskać drugą młodość. Wszystko rozbiło się o biurokrację Urzędniczą opieszałość mogą tłumaczyć zawiłości prawne i brak precedensu, jednak dla warszawskich klubów sportowych każdy dzień bez ważnych umów dzierżawy jest kwestią przeżycia. Sport nasz powszechny Początek kadencji prezydent Warszawy, Hanny Gronkiewicz-Waltz, zapowiadał wielkie zmiany w polityce władz stolicy w dziedzinie sportu i rekreacji. Powstały programy rozwoju infrastruktury sportowej i stworzenia możliwości aktywnego spędzania wolnego czasu. Odtąd mieszkańcy Warszawy, bez względu na wiek, płeć, status społeczny i sprawność ruchową, mieli cieszyć się otwartymi obiektami sportowymi i imprezami o charakterze masowym. Nowatorskie przedsięwzięcie przeniesiono na nasz grunt ze stolic europejskich, w których zgodnie współpracują ze sobą lokalna administracja państwowa, organizacje publiczne i przede wszystkim niezależne inicjatywy w postaci stowarzyszeń. Od pierwszych dni urzędowania prezydent Gronkiewicz-Waltz wspólnie z działaczami samorządu i partnerami publicznymi uruchomiła kilka programów i środki na rozwój sportu. Nazwy programów nie pozostawiały wątpliwości co do ich powszechnego i edukacyjnego charakteru: „Otwarte obiekty sportowe”, „Od zabawy do sportu”, „Bądź w formie”, „Ze szkoły na Olimp”, „Senior – starszy sprawniejszy”, „Niepełnosprawny – sprawniejszy”. Zwieńczeniem prac administracji samorządowej było przyznanie Warszawie przez Europejskie Stowarzyszenie Stolic Sportu honorowego tytułu „Europejskiej Stolicy Sportu” na rok 2008. Było przyjemnie, miało też być pożytecznie. Rewolucyjny w skali kraju projekt odrodzenia masowego sportu zakładał ponadto kompleksowe zarządzanie wszystkimi obiektami sportowymi, prywatnymi i publicznymi. Ku radości ludzi związanych zawodowo i amatorsko z krzewieniem zdrowego stylu życia kształtowało się pierwsze w Polsce systemowe rozwiązanie otwartego dla społeczeństwa sportu. Jednym z celów programu upowszechniania kultury fizycznej była rewitalizacja starych warszawskich klubów sportowych, których tradycja sięga niejednokrotnie kilkudziesięciu lat. Wszystko zmierzało ku lepszemu. Nieoczekiwanie pojawił się zgrzyt. Cały projekt zaczął kuleć. Odnowa Celem rewitalizacji było powstrzymanie upadku zrujnowanych hal sportowych, stadionów i bieżni, cieszących się niegdyś dużym zainteresowaniem i szacunkiem warszawiaków. Klubów z tradycjami na terenie stolicy było kilkanaście. Wśród nich Gminny Klub Piłkarski Targówek, KS Delta Warszawa, Drukarz Warszawa, słynne Warszawskie Towarzystwo Wioślarskie. Wśród ich wychowanków było i jest wielu zawodników różnych dyscyplin. Robert Lewandowski, Marcin Smoliński, Dariusz Dźwigała w piłce nożnej. Sukcesy odnoszą wioślarze z Warszawskiego Towarzystwa Wioślarskiego, zdobywając od lat laury na mistrzostwach świata i Europy – Agnieszka Renc, Marcin Brzeziński, Weronika Deresz. W ścisłej czołówce kraju są łucznicy z klubu Drukarz. Jego wychowanka, Iwona Dzięcioł-Marcinkiewicz, reprezentowała Polskę na igrzyskach w Atlancie (1996) i Atenach (2004), jest również wielokrotną finalistką mistrzostw Europy. Niektóre kluby liczą sobie kilkadziesiąt lat, część pamięta czasy przedwojenne. Ich restauracja nie tylko miała być elementem umasowienia i popularyzacji zdrowego stylu życia, lecz także przewidywała zachowanie historycznego i zabytkowego charakteru wielu sportowych obiektów. Opuszczonych, zapomnianych, zaniedbanych. Jeśli wiele z nich nadal funkcjonuje, to jedynie dzięki zapałowi grupy działaczy, nielicznym sponsorom i dotacjom samorządowym w wysokości kilkunastu tysięcy złotych rocznie. Kropla w morzu potrzeb. Ostatni remont ogrodzenia w klubie Delta został przeprowadzony w latach 70. Klejone ambicją i dobrą wolą kilku zapaleńców kluby zdołały przetrwać ciężkie czasy reform gospodarczych i administracyjnych. Szkoda byłoby stracić ogromny potencjał i pracę wielu pokoleń wybitnych postaci w budowaniu warszawskiego sportu. – Jedyne, czym w tej chwili naprawdę dysponujemy, to kapitał doświadczeń i wieloletniej tradycji. Szkoda byłoby go stracić – mówi prezes Drukarza, Zbigniew Kania. Program naprawczy jako gwarancja nie tylko przetrwania, lecz również rozwoju, był więc niezbędny. Przede wszystkim należało określić status formalnoprawny klubów, uregulować kwestie administracji majątkiem i zaprowadzić porządek w stosunkach własności. W warunkach warszawskich sprawy szczególnie trudne i drażliwe. Administracja gruntami należącymi do miasta spędzała sen z powiek niejednemu urzędnikowi. Wystarczy przypomnieć sprawę udziału klubu Warszawianka, którego deweloperskie przedsięwzięcia znalazły finał w sądzie. Pozytywny doping Na rynku warszawskich obiektów sportowych małe, dzielnicowe kluby

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 05/2010, 2010

Kategorie: Kraj