Niemiecki papież literatury Marcel Reich-Ranicki z bliska i bez ornatu

Niemiecki papież literatury Marcel Reich-Ranicki z bliska i bez ornatu

Na zdjęciu Andrzej Stach, autor tekstu

Literatura w świetle reflektorów

Nobel nie jest dla najlepszych”, stwierdził w roku 2002 z typową dla siebie pewnością w wywiadzie dla „Tygodnika Przegląd” najbardziej znany krytyk literatury niemieckiego obszaru językowego Marcel Reich Ranicki. O wadze jego „werdyktów” świadczy fakt, że w roku 2001 w Niemczech jego nazwisko znane było 98 % ankietowanych.

W dziesięć lat od śmierci „papieża literatury” w roku 2013 materiały przypominające jego postać ukazały się w ważnych gazetach niemieckich, czasopismach krytyczno-literackich jak też programach radiowych. Nawiązując do fenomenu, jakim był stworzony i prowadzony przezeń telewizyjny „Kwartet literacki”, przypomniano też o kontrowersjach, które wywoływał wśród innych krytyków oraz części widzów. Atakowane nierzadko za ich „nieakademicki charakter” lub „powierzchowność”, jasno i dobitnie wyrażane oceny omawianych pozycji książkowych były zaś od początku podstawowym założeniem koncepcji „Kwartetu literackiego”. A zarazem jednym z głównych warunków, od których Marcel Reich-Ranicki uzależnił swą zgodę na jego prowadzenie. W multimedialnym formacie tego cyklu telewizyjnego sprawdziły się one jako jedne z przyczyn jego sukcesu, szczególnie w połączeniu z temperamentem, impulsywnością, gestykulacją oraz sposobem artykulacji „papieża literatury”.

Wielka popularność „Kwartetu literackiego” przekładała się na jego niemal natychmiastowe oddziaływanie, głównie w okresie prowadzenia go przez Reich-Ranickiego. Oglądało go średnio od 700.000 do 1,5 miliona telewidzów w Niemczech, Austrii i Szwajcarii. I zarówno pozytywne, jak też negatywne oceny omawianych pozycji skutkowały zwiększeniem nakładów. Dobitnym przykładem na to była powieść hiszpańskiego autora Javiera Mariasa „Mein Herz so weiß” (Serce tak białe), której liczba sprzedanych egzemplarzy z początkowo 5 tysięcy, po jej omówieniu skoczyła na 115 tysięcy. Natomiast dla niektórych pisarzy stanowił on istny pręgież. Jak jasno i dobitnie „papież literatury” formułował swoje sądy, nie bacząc na możliwe skutki dla omawianych pisarzy, widać też przykładowo we wspomnianym wywiadzie dla „Tygodnika Przegląd” (1), w którym Reich-Ranicki bardzo krytycznie wypowiedział się na temat jednej z powieści Andrzeja Stasiuka. Jego książki w „Kwartecie literackim” Reich-Ranicki nie omówił.

Ostre sformułowania i niekiedy wręcz apodyktycznie wyrażane werdykty „papieża literatury” dotyczyły nie tylko pisarzy mało lub średnio znanych. W wywiadzie dla „Tygodnika Przegląd” na pytanie, czy jego zdaniem Komitet Noblowski podejmuje też błędne decyzje, bez ogródek powtórzył on je również wobec znanych literatów, wśród nich laureatów Nagrody Nobla. „Tak, przeważnie. Ale to stara tradycja. Nobla się nie daje pisarzom najwyższej rangi. (…) Niedawno była nagroda dla Daria Fo. Nie wiem, ja tej nagrody nie zrozumiałem. Nikt tu w Niemczech nie zrozumiał, dlaczego mu dali, ale tak postanowili. Poza tym Nagrody Nobla często przecież są przyznawane z powodów czysto politycznych i stanowią próbę pomocy pewnym egzotycznym krajom. Taka jest tradycja owej nagrody, że nie jest ona przede wszystkim nagrodą za artystyczny aspekt literatury; ten ideowy odgrywa ogromną rolę. To jest też wyraźnie powiedziane w testamencie Nobla. Wydaje mi się też, że Herbert był wybitniejszym lirykiem niż Szymborska, ale nagrodę otrzymała Szymborska, bo Herbert był stary, chory i nie było pewne, czy może przyjechać do Sztokholmu.”

Redaktor „Kultury” paryskiej Jerzy Giedroyc, a Marcel Reich-Ranicki

Ogółem od początku istnienia „Kwartetu literackiego” prowadzonego osobiście przez Marcela Reich-Ranickiego do jego zakończenia w roku 2001 krytyce poddano 358 pozycji książkowych. Obok powieści Andrzeja Szczypiorskiego, omówienia swych książek doczekało się czterech autorów i autorek polskich, tj. Zbigniew Herbert Hanna Krall – dwukrotnie, Tomek Tryzna i Olga Tokarczuk. Biorąc pod uwagę ogólnie niską ocenę jakości polskiej powieści w Niemczech, nie tylko zresztą ze strony „papieża literatury” – w odróżnieniu do bardzo cenionej przezeń polskiej poezji, można uznać mały wybór polskiej prozy w edycjach „Kwartetu literackiego” za konsekwentny.

Mimo wielokrotnie wyrażanej krytycznej oceny polskiej prozy współczesnej to właśnie „papież literatury” Reich-Ranicki odegrał decydującą rolę w wypromowaniu i sukcesie na niemieckojęzycznym rynku wydawniczym powieści Andrzeja Szczypiorskiego pt. „Początek”. Historycznym wręcz zbiegiem okoliczności był fakt, że było to możliwe także dzięki Redaktorowi „Kultury” paryskiej, Jerzemu Giedroyciowi. Bowiem w obliczu niezgody władz PRL w połowie lat 1980ych na jej wydanie w kraju, ukazała się ona pod jej polskim tytułem „Początek” w roku 1986 nakładem Instytutu Literackiego w Paryżu. Czyli w wydawnictwie założonym przez Jerzego Giedroycia 1946 roku. Natrafił na nią następnie tłumacz Klaus Staemmler, który rozpoznał tkwiący w niej potencjał i przełożył ją na język niemiecki. Ponieważ nie mógł znaleźć zainteresowanego jej publikacja wydawnictwa w RFN ze względu na jej rzekomo „nierynkowy” czy też „niechodliwy” temat, udało mu się ją opublikować w 1988 roku w szwajcarskim wydawnictwie „Diogenes” Verlag.

W tym momencie do akcji wkroczył niemiecki „papież literatury”, Marcel Reich-Ranicki i w swym debiutanckim, pierwszym wydaniu rozpoczętego w roku 1988 cyklu telewizyjnego „Literarisches Quartet” („Kwartet literacki”), przedstawił publiczności niemieckojęzycznej RFN, Austrii i Szwajcarii, obok trzech innych pozycji właśnie książkę Szczypiorskiego. Jej milionowe wydania w kilkudziesięciu krajach na całym świecie to zasługa Jerzego Giedroycia, jej tłumacza oraz jej krytyczno-literackiego i medialnego multiplikatora Marcela Reich-Ranickiego.

Blisko siebie na dwóch biegunach

Niezwykła konstelacja, czy też „intelektualny układ na odległość” między najwybitniejszą osobistością polskiej emigracji politycznej równocześnie na obszarze kultury, literatury i polityki, jaką z pewnością był założyciel i Redaktor naczelny „Kultury” Jerzy Giedroyc, a najsłynniejszym krytykiem literackim niemieckiego obszaru językowego po roku 1945, tj. Marcelem Reich-Ranickim z jego żydowskim rodowodem, polskimi fragmentami życiorysu jak też wyborem niemieckiej kultury i literatury jako duchowej ojczyzny oraz Niemiec na miejsca zamieszkania stanowi część dziedzictwa kulturowego historii polskiej, żydowskiej i niemieckiej. A zarazem historii emigracji z Polski, nawet jeśli trudno o większe różnice między drogami życiowymi obu protagonistów.

W przypadku Reicha-Ranickiego fakt, że razem z żoną Teofilą przez dziesiątki lat prenumerowali i czytali „Kulturę”, bez wątpienia świadczy o ich uznaniu dla osoby oraz dzieła Redaktora. I to mimo tego, iż przez dłuższy czas ich zaangażowanie po stronie polskich komunistów oddzielało ich od politycznej opcji i działalności Redaktora. W wywiadzie dla „Kultury” w roku 1997 krytyk stwierdził i potwierdziła to jego żona Teofila obecna przy wywiadzie: „Oboje z żoną zawsze mówimy po polsku i dzięki temu jako tako jeszcze to potrafimy. Moja żona czyta „Kulturę” paryską, a ja przeglądam. Żona czyta też dużo różnych polskich książek. Ja mało czytam po polsku, bo po prostu czasu nie mam tak wiele. Ale kiedy mi żona czasem pokazuje jakiś artykuł w „Kulturze”, który mógłby być dla mnie ciekawy, to oczywiście czytam.” (2) Pięć lat później w wywiadzie dla „Tygodnika Przegląd” Reich-Ranicki potwierdził to ponownie: „Po raz ostatni byłem w Polsce 44 lata temu i bardzo słabo jestem poinformowany o tym, co się tam rozgrywa. Bardzo rzadko czytam jakąś gazetę czy pismo polskie. Chętnie czytałem „Kulturę” paryską, jak jeszcze istniała.” (1)

Zauważalna w przeprowadzonych przeze mnie wywiadach i prywatnych rozmowach zarówno z Marcelem Reichem-Ranickim, ale także jego żoną podczas osobistych spotkań we Frankfurcie nad Menem i w Berlinie oraz przez telefon fascynacja „Kulturą” paryską oraz osobą Jerzego Giedroycia oddawała ich ogromny podziw wobec Redaktora. Wyczuwałem w tym także jednak jakby potrzebę pewnego rodzaju zadośćuczynienia z ich strony – być może na tle ich politycznej przeszłości. Za każdym też razem prosili mnie o przekazanie mu serdecznych pozdrowień oraz wyrazów najwyższego szacunku.

Pragmatyzm i uznanie redaktora „Kultury” dla „papieża krytyki”

Pierwsze zapytania z własnej inicjatywy Redaktora w sprawie Reich-Ranickiego otrzymałem w na przełomie lipca i sierpnia 1996 r.: „Jeśli idzie o Reicha-Ranickiego to interesuje mnie on przede wszystkim jako świetny krytyk literacki i chciałbym dostać od niego artykuł czy wywiad na temat współczesnej literatury pol­skiej i jej odbioru w Niemczech. Wie się o tym niewiele i panuje w tej dziedzinie sporo mitologii.” Po kilku dniach poinformowałem Redaktora, że udało mi się dotrzeć do Reich-Ranickiego, który jednak stwierdził: „iż nie może podjąć się napisania artykułu ani też udzielić wywiadu na temat znaczenia współczesnej literatury polskiej w Niemczech, gdyż – jak powiedział – w ciągu ostatnich dwóch dziesięcioleci nie zajmował się literaturą polską i zbyt mało o niej wie.” Ale w trakcie dalszej rozmowy Reich-Ranicki zgodził się udzielić mi wywiadu.

Po otrzymaniu informacji o uzgodnionym terminie spotkanie z Marcelem Reich-Ranickim redaktor Giedroyc postanowił dodatkowo wykorzystać nadarzającą się okazję i napisał: „Bardzo się cieszę na Pana spotkanie z Reich-Ranickim. Rozmowa z nim może być, rzeczywiście, bardzo interesująca. Mo­że Pan spróbuje zainteresować go książką Andrzeja Bobkowskiego ’’Szkice piórkiem”, która w moim przekonaniu, może być niezmier­nie ciekawa dla czytelników niemieckich. Wyślę Panu na początku przyszłego tygodnia egzemplarz nowego wydania, z prośbą o dorę­czenie Ranickiemu.” Gwoli ścisłości należy dodać, że Reich-Ranicki książki tej nie omówił.

Spotkanie w domu Reich-Ranickich i rozważania papieża literatury na temat wizyty w Polsce

Ku mojemu zaskoczeniu Marcel Reich-Ranicki na miejsce spotkania zaproponował nie biuro w renomowanej gazecie „Frankfurter Allgemeine Zeitung”, której był wieloletnim współpracownikiem, lecz prywatne mieszkanie jego i żony we Frankfurcie nad Menem. Stanowiło to bardzo duże wyróżnienie. Kiedy 17. marca 1977 roku wczesnym wieczorem zjawiłem się przed trzypiętrowym, wielorodzinnym domem przy spokojnej ulicy Gustav-Freytag-Strasse 36 w jednej z lepszych dzielnic Frankfurtu, po identyfikacji przez wideofon zostałem wpuszczony do środka. W przytulnej atmosferze wielkomieszczańskiego mieszkania z dywanami, pasującymi do całości meblami i wszechobecnymi obrazami, fotografiami oraz książkami zająłem miejsce na fotelu naprzeciw moich elegancko ubranych gospodarzy, siedzących obok siebie na wygodnej sofie. Na tej samej, o której Reich Ranicki pisze w ostatnich linijkach swej autobiografii.

Po około dwugodzinnej rozmowie nagrywanej przeze mnie na taśmę magnetofonową zarówno Marcel Reich Ranicki jak też jego żona Teofila nie mieli zamiaru zakończyć naszego spotkania. Bez mikrofonu i nadal w luźnej, sympatycznej atmosferze stawiali liczne pytania głównie dotyczące spraw polskich, w tym kultury oraz polityki. Kiedy w pewnym momencie spytałem ich, czy nie mają zamiaru wybrać się z wizytą do Polski, spojrzeli na siebie lekko niezdecydowani. Dopiero po krótkiej chwili Marcel Reich-Ranicki odpowiedział, – czego wedle mojego rozeznania dotychczas nigdy nie uczynił wobec innych dziennikarzy. Oznajmił mianowicie, że być może by się wybrali do Polski po niemal czterdziestu latach od chwili ich wyjazdu. Ale nie tak ot po prostu. „Najlepiej byłoby, gdybyśmy otrzymali oficjalne zaproszenie, np. od prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego lub innej ważnej osobistości w Polsce.” To jedyna znana mi odpowiedź papieża literatury na ten temat, którą niniejsza publikacja zamieszcza jako pierwsza w ogóle. Jak wiadomo, do wizyty państwa Reich-Ranickich w Polsce nigdy nie doszło.

Demony komunistycznej przeszłości Reicha-Ranickiego i postawa redaktora Giedroycia

Po ukazaniu się wywiadu z Marcelem Reich-Ranickim w piątym numerze „Kultury” w maju 1997 roku pozostawałem z nim w kontakcie telefonicznym. Niekiedy wysyłałem mu też faksem artykuły na jego temat przypadkowo znalezione w gazetach i czasopismach wydawanych w Polsce. Nie dotyczyły one jednak publikacji dotyczących jego przeszłości w służbach peerelowskich omawianej w licznych publikacjach i mediach polskich. Temat ten zajmował także niektórych dziennikarzy, publicystów i autorów poświęconych temu książek w Republice Federalnej.

Problematyka ta i niektóre związane z nią publikacje były bardzo dobrze znane Redaktorowi. Nie zajmował on jednak wobec niej jakiegoś bardziej znanego stanowiska ani osobiście, ani przez publikacje innych autorów czy też listów czytelników. Obrazuje to znamienny fakt.

Otóż krótko po publikacji rozmowy z Marcelem Reich-Ranickim w „Kulturze” Jerzy Giedroyc przesłał mi pocztą z dnia 27. maja 1997 r. kopię listu otrzymanego od niemieckiego czytelnika z terenu RFN, znającego dobrze język polski. W swym dołączonym liście Redaktor napisał: „Drogi Panie, Załączam do wiadomości list Joachima G. [nazwisko znane redakcji „Kultury” i autorowi niniejszego tekstu] na marginesie Pana rozmowy z Reich-Ranickim. Tego listu nie zamieszczę, ewentualnie może go Pan przekazać Ranickiemu do wiadomości”.

We wspomnianym liście do Redaktora jego nadawca Joachim G. stwierdził m.in., „że dotychczas uważał ‘Kulturę’ za lewicowo-liberalną ostoję antykomunizmu.” Po przeczytaniu rozmowy z Reich-Ranickim, jak stwierdził, „przyznał jednak rację Gustawowi-Herling Grudzińskiemu”, który w „Rzeczpospolitej” posądził Jerzego Giedroycia o to, cytuję (pisownia listu oryginalna): ”że jakoby stał się szan. Pan na lewe oko ślepym. Czy naprawdę ani p. Stach ani redakcja KULTURY nie wiedzieli, że prasa polska – i to wszelkiego kolorytu – zajmuje się już od dłuższego czasu niechlubną przeszłością Reicha-Ranickiego”. Niemniej swój list Joachim G. zakończył: „Łączę wyrazy szacunku” i ostemplował pieczątką ze swym imieniem i nazwiskiem oraz tytułem magistra. Do listu dołączona była kopia jego krótkiego artykułu z dnia 22.12.1996 r. pt. „’Papież’ Niemieckiej krytyki literackiej pod obstrzałem polskich mediów.” Niestety jego krótki i jednoznacznie krytyczny tekst nie zawierał tytułu pisma, w którym się ukazał. 

W odpowiedzi poinformowałem Redaktora, że po namyśle postanowiłem nie przekazywać tego listu dalej. Wyjaśniłem, że Ranicki i tak jest już od lat konfrontowany z tego rodzaju zarzutami i atakami, więc jeden taki list nie wnosi niczego w kontekście naszej współpracy z nim, a może tylko niepotrzebnie spowodować negatywne emocje. 

Jerzy Giedroyc, a autobiografia „Moje życie” Reich-Ranickiego

List od J G do Red Giedrycia ws Omówienia biografii Reich Ranickiego w Kulturze Fot. Andrzej Stach

Jakby w nawiązaniu do przedstawionej powyżej kwestii, trzy miesiące później Redaktor zadzwonił do mnie i zaproponował omówienie zapowiadanej od dawna autobiografii Marcela Reich-Ranickiego. Kilka dni później w liście z 23.08.1999 r. stwierdził też, że autobiografia M. Reicha-Ranickiego „wywołała wiele szumu. Jest to niewątpliwie znaczący dokument nie tylko historii XX wieku, autobiografia polskiego germanisty, który stał się najważniejszym krytykiem literackim i eseistą Niemiec ale również dokument holocaustu b. sekretarza warszawskiego Judenratu. Po wojnie Ranicki związał się z polskimi komunistami, zrobił karierę dyplomatyczną w PRL, potem stał się ofiarą czystek stalinowsko-bierutowskich. Ciekawym wątkiem autobiografii Ranickiego jest los europejskiego Żyda, który cierpi z powodu wyobcowania. I pod koniec życia pogodził się z tym, że jego jedyną ojczyzną jest literatura niemiecka. (…)”, zakończył Redaktor.

„Po ukazaniu się w ‘Kulturze’ mej recenzji na temat autobiografii M. Reicha-Ranickiego w liście z 1. lutego 2000 r. poinformowałem Redaktora, że rozmawiałem z nim dwa razy telefonicznie. „Podczas pierwszej rozmowy był wyraźnie i dogłębnie poruszony recenzją, ale podczas drugiej poprzedzonej dyskusją ze swoją żoną powiedział, że podziela jej opinię, iż ‘recenzja jest napisana fair’. W cztery tygodnie później był u nas w domu wraz z żoną na kolacji i rozmawialiśmy już całkiem swobodnie, nie wracając do samej recenzji.” Dzień później Jerzy Giedroyc odpisał.: „Z tym Reichem-Ranickim to dziwna historia. Dlaczego był tak poruszony Pana recenzją? Chwała Bogu, że sprawa została wyjaśniona, a nawet, jak widzę, zostały nawiązane między Panem a nim dobre stosunki.”

List od Redaktora Giedroycia ws omówienia Autobiografii Marcela Reich Ranickiego Fot. Andrzej Stach

Krytyczne omówienie dzieła życia krytyka literatury

Zaistniały chwilowo drobny dysonans w układzie między Marcelem Reich-Ranickim, a mną nie trwał długo. Przyjęcie przez Reicha-Ranickiego i jego żonę zaproszenia na kolację prywatnie w mieszkaniu u mnie i mej żony, mimo wyczuwalnego w rozmowie telefonicznej żalu, czy też może tylko pewnego rozczarowania ze strony papieża krytyków w Niemczech z powodu sposobu omówienia jego autobiografii w „Kulturze” było z jednej strony zaskakujące. Z drugiej zaś można było odebrać to jako wyraz jego przynajmniej akceptacji dla mego omówienia jego dzieła życia, jakim jest bez wątpienia autobiografia „Moje życie”, którą jeden z krytyków niemieckich określił nie bez racji mianem „Arki książek”.

W przeciwieństwie do bardzo licznych i w absolutnej większości jednostronnie apologetycznych recenzji niemieckojęzycznych, omówienie w „Kulturze”, nie było czołobitną mową pochwalną dla Reicha-Ranickiego. Starałem się bowiem zachować w nim analityczny i neutralny charakter z dbałością o konieczny dystans, ale równocześnie nie bez krytycznego oglądu i uwzględnienie także trudnych dlań faktów z jego życiorysu. Należała do nich jego dość dobrze zbadana już wtedy, kontrowersyjna kariera zawodowa w aparacie bezpieczeństwa rządzonej przez komunistów Polski powojennej. 

W tym miejscu należy wspomnieć o fenomenie „Kultury” paryskiej i znaczeniu treści publikowanych na łamach miesięcznika, także w kontekście Marcela-Reich-Ranickiego i jego uwrażliwienia na zamieszczane tam informacje o nim. Bowiem mimo przeciętnego nakładu rzędu od 7 do 10 tysięcy, docierała ona do około 50 krajów na świecie. Czytali ją nie tylko prenumeratorzy prywatni, ale trafiała także do ważnych instytucji naukowych i bibliotek w wielu krajach. Omówienie autobiografii „Moje życie” Marcela Reich-Ranickiego znalazło się m.in. w zbiorach kilku instytucji w Izraelu, w tym również w archiwum Biblioteki Narodowej, jak też Instytutu Yad Vashem wraz z linkami odsyłającymi do originalnego tekstu na stronie internetowej Instytutu Literackiego w Paryżu. (4) Dotyczyło to także mego artykułu na temat byłej materialnej własności żydowskiej w Niemczech i w Polsce. 

„Papież literatury” z wizytą prywatną bez ornatu

W czwartek, 6. stycznia 2000 roku o godzinie 18-ej zabrzmiał dzwonek u drzwi mieszkania mojego i żony w Berlinie. „Dużo u państwa książek”, stwierdził z uznaniem Marcel Reich-Ranicki od razu po przekroczeniu progu mieszkania, w którego przedpokoju stały trzy regały z literaturą. „A pan wie, w jakim miejscu państwo mieszkacie?” Zrozumiałem od razu, że chodzi mu o Alte Filharmonie (Starą Filharmonię), która stała przed wojną na miejscu domu przy ulicy Bernburger Strasse. W swej młodości w Berlinie był bowiem częstym bywalcem.

Ta krótka wymiana zdań od razu poluźniła atmosferę naszego spotkania, które kontynuowaliśmy przy nakrytym stole. Mimo faktu, że oboje bezpośrednio przed przyjściem do nas spotkali się na obiedzie w hotelu ze swym synem Andrzejem (Andrew), który przyjechał na spotkanie z nimi z Wielkiej Brytanii, państwo Reich-Raniccy z ochotą konsumowali i chwalili pieczoną kaczkę z jabłkami i suszonymi śliwkami w tajlandzkich przyprawach, nie odmawiając przy tym wina.

Być może przyczyniała się do tego luźna, towarzyska atmosfera naszego spotkania, dobre jedzenie i wino, że w trakcie rozmowy o literaturze, a także o niektórych jego recenzjach, „papież literatury” z zaciekawieniem i nie znaną nam z telewizji „zbytnią cierpliwością” przyjmował również nasze krytyczne oceny kilku jego recenzji książek w „Kwartecie literackim”. Przy każdej kwestii domagał się konkretnego uzasadnienia naszych opinii. Szczególnie zaś po naszej nie aż tak pozytywnej ocenie jego recenzji książki Javiera Mariasa „Mein Herz so weiß ” (Serce tak białe) w odróżnieniu do jego własnej w „Kwartecie literackim”. Jako ważny argument swej argumentacji Reich-Ranicki wymienił mistrzowski jego zdaniem sposób opisu scen erotycznych przez Mariasa.

Duża waga, jaką „papież literatury” przykładał do opisów scen erotycznych w powieściach była znana. Do historii nie tylko tego cyklu przeszła jego emocjonalnie zabarwiona wymiana zdań z Sigrid Löffler, jedyną kobietą w stałym zespole ”Kwartetu literackiego”, w czerwcu 2000 roku. Reich-Ranicki zarzucił jej wówczas, iż stale się uskarża na prezentowanie przezeń powieści z elementami erotycznymi, widząc w miłości coś nieprzyzwoitego. Odpierając jego zarzut jako insynuację, Löffler, która ze swej strony słabość „papieża literatury” do scen erotycznych uznała za „starcze podniecanie się”, zapowiedziała zakończenie swego udziału w kwartecie. O tym, że erotyka dla Reich-Ranickiego była istotna nie tylko w aspekcie literatury, lecz także w jego prywatnym życiu, można doczytać się też w autobiografii, gdzie mniej lub bardziej bezpośrednio nawiązuje do niektórych swych znajomości lub przelotnych układów z różnymi kobietami w realnym życiu.

Pewne różnice ocen w czasie wymiany zdań na temat Javiera Mariasa nie zepsuły atmosfery naszego spotkania, które w pewnym momencie Marcel Reich-Ranicki postanowił dodatkowo wykorzystać: „Panie Andrzeju, żyje pan już tu długo i na pewno dobrze wie, że w Niemczech jest wszystko, ale niestety nie ma dobrych kawałów.” Przytaknęliśmy z żoną, co spotkało się z jego natychmiastową prośbą o parę aktualnych kawałów z Polski. Po opowiedzeniu kilku kawałów, patrząc na Teofilę Reich-Ranicką, spytałem, czy zgadzają się na parę kawałów z obszaru dozwolonego od lat 18-u. „Ależ oczywiście, panie Andrzeju!” – z radością w głosie błyskawicznie przytaknął „papież literatury”, zanim zdołała odpowiedzieć jego żona. „Bardzo o to proszę!” – dodał z szelmowskim uśmiechem, na co jego żona popatrzyła nań z wyrazem żartobliwego pobłażania na twarzy. Kulminację jego zadowolenia po wysłuchaniu kilku z tego obszaru wywołał kawał o pewnej „pracownicy poziomego rzemiosła”, która wyjaśniała swej koleżance nadal „pracującej na ulicy”, jak wygląda jej obecna ekskluzywna „praca z intelektualistami” w odróżnieniu do pracy z mężczyznami bez tej przypadłości. Kiedy Reich-Ranicki już nieco ochłonął po długiej kaskadzie śmiechu, także sam opowiedział kilka kawałów, w tym jeden, którego, jak stwierdził, nikt w Niemczech nie rozumie. Należał on do popularnej w Polsce kategorii kawałów abstrakcyjnych z elementami absurdu.

Przez cały czas naszego spotkania, podobnie jak przedtem we Frankfurcie i wielokrotnie przez telefon, rozmawialiśmy po polsku. W odróżnieniu do swej zdumiewająco ugodowej postawy wobec paru naszych krytycznych uwag odnośnie niektórych jego ocen książek w „Kwartecie literackim”, w pewnym momencie Marcel Reich-Ranicki z typowym temperamentem zdecydowanie zaooponował. „Co?! Ja niby mówię po niemiecku z polskim akcentem? Nigdy jeszcze tego nie słyszałem!” – oburzył się po wypowiedzianej w dobrej wierze uwadze mojej żony, która pochwaliła jego perfekcyjny język polski, jakim bez żadnego obcego akcentu władali on oraz jego żona. I w którym rozmawiali między sobą także w domu. „No, dobrze” – dodał po chwili ugodowo. „Polski to dla mnie i mojej żony nasz język prywatny, jak pani to nazwała. To mi się podoba”. Po czym kontynuowaliśmy rozmowę nadal w wesołej atmosferze.”.

Nie tylko „Kwartet literacki”

Po spotkaniu w Berlinie nadal utrzymywałem kontakt z „papieżem literatury”. Jeszcze kilka razy zamieściłem też wzmianki o nim i jego żonie w „Kronice niemieckiej” oraz wywiad z nim w „Przeglądzie. W 2001 zakończyła się emisja „Kwartetu literackiego” z Marcelem Reich-Ranickim w roli głównej, który zrezygnował z jego prowadzenia. Nie oznaczało to jego zniknięcia ze sfery publicznej. Nadal uprawiał krytykę i wydawał książki oraz artykuły o literaturze. Jego autobiografia „Moje życie” została sfilmowana. Jako profesor literatury pracował gościnnie na kilku uniwersytetach, m.in. w USA i Szwecji. Otrzymał też szereg kolejnych odznaczeń i wyróżnień.

Po śmierci żony Teofili w roku 2011 Marcel Reich-Ranicki coraz rzadziej pokazywał się publicznie. Do historii nie tylko niemieckiego parlamentu przeszło jego wystąpienie w dniu 27. stycznia 2012 r., tj. na rok przed śmiercią, gdy na zaproszenie Bundestagu wygłosił słynną mowę z okazji Dnia Pamięci dla Ofiar Holocaustu. Wystąpił w nim, co podkreślił, nie jako historyk, ale jako „świadek czasu”, mówiąc o swych przeżyciach z czasów narodowego socjalizmu w Niemczech oraz okresu zamknięcia w Getcie Warszawskim, a następnie po ucieczce na stronę aryjską w ukryciu u polskiej rodziny. Jego przemowa, przyjęta owacją na stojąco przez zebranych, stała się jego najważniejszym wystąpieniem publicznym na temat Holocaustu oraz swej prywatnej historii w okresie narodowego socjalizmu w III. Rzeszy. I zajęła niezbywalne miejsce w jego życiorysie nie tylko jako niemieckiego „papieża literatury”, ale także jako jednego z milionów żydów w Niemczech, którzy doświadczyli tragedii zgotowanej im przez niemieckich nazistów.

Niespodziewana ekskursja „papieża literatury” do polskich książek

Wśród kilku książek, które Marcel Reich-Ranicki sprezentował mi z dedykacjami, ostatnia nosi tytuł „Erst leben, dann spielen. Über polnische Literatur” (Najpierw żyć, potem się bawić. O literaturze polskiej – 3) Zaskoczenie publikacją tej niemal dwustustronicowej książki było o tyle większe, że zajął się on w niej pisarzami polskimi. Wielokrotnie przedtem bowiem, zarówno w wymienionych powyżej wywiadach oraz swej autobiografii”, „papież literatury” oświadczał i wręcz zarzekał się, „iż na polskiej literaturze się nie zna, gdyż zajmował się głównie literaturą niemiecką”. Odpowiedzi na pytanie, dlaczego podjął się napisania takiej akurat książki, udzielił szczegółowiej w wywiadzie dla „Tygodnika Przegląd”.

Swą książkę z portretami szesnastu pisarzy polskich Marcel Reich-Ranicki zadedykował swej żonie Teofili. Jego dedykacja zawiera przy tym dwa istotne wyznania, oddające jego istotę jako człowieka na zawsze i niepodzielnie związanego z literaturą. Z jednej strony jest ona bowiem jego wyrazem wdzięczności dla Teofili jako żony i towarzyszki także w najtrudniejszym momentach ich wspólnego życia. Ale zarazem jego hołdem przynajmniej wobec części polskiej literatury, którą mu ona przybliżyła: „Dla Teofili Reich-Ranickiej, która w ciężkim czasie – było to w Warszawie w latach 1940 do 1944 – zdobyła mnie dla polskiej poezji”.

Powyższy artykuł powstał na bazie eseju napisanego przez autora w ramach książki okolicznościowej z okazji 10. rocznicy śmierci Marcela Reich-Ranickiego, przygotowywanej obecnie przez prof. Marka Zyburę oraz prof. Edwarda Białka do wydania przez Centrum Willy-Brandta działającego przy Uniwersytecie Wrocławskim.

Andrzej Stach jest niezależnym dziennikarzem i publicystą oraz autorem licznych publikacji niemiecko- i polskojęzycznych w prasie, radiu i wydaniach książkowych, mieszkającym od 1985 roku w jednej z zachodnich dzielnic Berlina. Wieloletni współpracownik paryskiej „Kultury” oraz rozgłośni radiowej Deutsche Welle i innych stacji radiowych w Niemczech. Po polsku publikacje m.in. w „Rzeczpospolitej”, „Tygodniku Przegląd” i „Polityce”.

(1) „Nobel nie jest dla najlepszych. Rozmowa z Marcelem Reichem-Ranickim”, Andrzej Stach, Tygodnik „Przegląd”, 17.06.2002 r.

(2) „Trzeba mówić jak najjaśniej. Rozmowa z Marcelem Reich-Ranickim”., Andrzej Stach, Wywiady ‘Kultury’, „Kultura” Nr 5/596, Paryż 1997, str. 60

(3) „Erst leben, dann spielen”, Marcel Reich-Ranicki, Wallstein Verlag 2002, ISBN 3-89244-500-1,196 str.

(4) Kultura Stach Andrzej – מרחבקטלוג הספרייה הלאומית (nli.org.il) מאמר Autobiografia Marcela Reicha-Ranickiego.  Stach, Andrzej Kultura; szkice, opowiadania, sprawozdania 626 (1999) 134-146

LINKI:

1.  „Nobel nie jest dla najlepszych. Rozmowa z Marcelem Reichem-Ranickim”, Andrzej Stach, Tygodnik „Przegląd”, 17.06.2002 r.: Nobel nie jest dla najlepszych | Przegląd (tygodnikprzeglad.pl)

2.  „Trzeba mówić jak najjaśniej. Rozmowa z Marcelem Reich-Ranickim”., Andrzej Stach, Wywiady ‘Kultury’, „Kultura” Nr 5/596, Paryż 1997, str. 60: 23b743c8a90c0613a22e3e90495fd6f90cf7e721.pdf (kulturaparyska.com)

3. „Erst leben, dann spielen”, Marcel Reich-Ranicki, Wallstein Verlag 2002, ISBN 3-89244-500-1,196 str :.4fd3f70415206042e08b1bb52e7ac5bcdefa9def.pdf (kulturaparyska.com)

4. Kultura Stach Andrzej – מרחבקטלוג הספרייה הלאומית (nli.org.il) מאמר Autobiografia Marcela Reicha-Ranickiego.  Stach, Andrzej Kultura; szkice, opowiadania, sprawozdania 626 (1999) 134-146

Wydanie:

Kategorie: Kultura

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy