Czy były komandos powinien prowadzić skandaliczny reality show? – Dlaczego to robię? A dlaczego nie? Skoro mam zasługi, to powinienem siedzieć w domu i czekać na pośmiertny medal? Odszedłem z wojska, ale żyję dalej. Gdybym uchlał się jak świnia, pewnie każdy by się uśmiechnął wyrozumiale, a kiedy uczciwie zarabiam pieniądze, mówicie, że nie wypada – złości się płk Roman Polko, były dowódca jednostki GROM, obecnie prowadzący program „Nieustraszeni”, którego emisję w październiku rozpoczęła telewizja Polsat. Czy wojskowy, który jeszcze niedawno ze swymi komandosami uczestniczył w operacjach specjalnych w Iraku, powinien prowadzić skandaliczny reality show? Czy program, w którym zanurzanie głowy w akwarium z robakami ma uczyć pokonywania bariery strachu, taplanie w fekaliach twardości, a jedzenie potrawki ze szczura odporności, mieści się w rozciągniętych do granic kategoriach dobrego smaku? Jak daleko wreszcie w walce o widza mogą się posunąć stacje telewizyjne? Mały skandal nie wystarcza Program „Nieustraszeni” („Fear Factor”) wymyśliła spółka Endemol, znana m.in. z produkcji „Big Brothera”. Największą popularność zdobył w USA. Co tydzień „Fear Factor” oglądało w NBC 16 mln amerykańskich widzów. Uczestnicy programu jedli pizzę z baranimi oczami, pili sok z robaków. Byli atakowani przez głodne szczury i taplali się w fekaliach. Licencje na program sprzedano do ponad stu krajów. W Polsce dyskusja rozgorzała na dobre wiosną, kiedy Polsat rozpoczął emisję amerykańskiej wersji. Po kilku odcinkach KRRiTV wezwała stację do zaniechania prezentacji fragmentów, które określono jako antywychowawcze i zagrażające moralnemu rozwojowi dzieci i młodzieży, a następnie do przesunięcia „Nieustraszonych” na porę poza czasem chronionym. Po interwencji KRRiTV Polsat tłumaczył, że nie może usuwać niektórych fragmentów programu, gdyż kupuje „Nieustraszonych” jako gotowy produkt. Nie przesunął też ostatecznie pory nadawania programu. Teraz rada analizuje polską edycję. Czy również do niej będzie miała zastrzeżenia? Do udziału w polskiej edycji „Nieustraszonych” zgłosiło się ponad 10 tys. kandydatów. Przeszło stu. Najmłodsi uczestnicy mieli po 20 lat, najstarszy – 43 lata. Byli wśród nich instruktorzy fitness, studentki, biznesmeni i lekarz pediatra. Wszystkich przetestowano pod kątem wytrzymałości fizycznej i psychicznej. Podczas castingu kandydaci musieli m.in. wziąć do ręki węża czy pogłaskać szczura. Premierowy odcinek programu obejrzało 2.689.710 widzów, a udziały w grupie wiekowej 16-49 lat wyniosły 24,1%. Bardzo dobrą oglądalność miała również nieocenzurowana wersja programu, którą obejrzało przeszło 1,8 mln widzów. Polska edycja „Nieustraszonych” to odpowiedź Polsatu na „Wyprawę Robinson” realizowaną w Malezji przez TVN, gdzie na dwóch bezludnych wyspach zamieszkało po dziewięcioro rozbitków. Musieli bez pomocy z zewnątrz zdobyć ogień i jedzenie, a do tego rywalizować w wyczerpujących i nieprzyjemnych konkurencjach. Polsat poszedł o krok dalej. – Z natury mediów wynika nieustanne poszukiwanie czegoś, co przyciągnie uwagę widzów. Audytorium stawia coraz większe wymagania. Dziś mały skandal nie wystarcza. Program musi wstrząsnąć emocjonalnie, dlatego okropieństwo dobrze się sprzedaje – tłumaczy prof. Tomasz Goban-Klas, medioznawca. Zdaniem innego medioznawcy, prof. Wiesława Godzica, konstrukcja „Nieustraszonych” nie jest niczym nowym na rynku audiowizualnym. – Tortury fizyczne i inne obrzydlistwa przerabialiśmy już w filmie. Tam miało to aspekt antropologiczny. Teraz zostało wypreparowane i odłączone od swojego kontekstu. Normalsi czy ekstremalsi? Dlaczego obrzydlistwa tak dobrze się sprzedają na ekranie? Jak wynika z badań amerykańskich psychologów, którzy wyjaśniali fenomen popularności programu, to strach o życie i zdrowie bohaterów sprawia, że widzowie chętnie oglądają „Nieustraszonych”. Telewizja po raz kolejny okazała się idealnym narzędziem do przekraczania tabu. – Program pokazuje nam prawdziwą naturę człowieka. Jest w tym bardzo pozytywny aspekt. Okazuje się, że wiele wstrząsających rzeczy jest związanych z tabu kulturowym. Zjedzenie móżdżku czy mrówki jest obrzydliwe dla nas. Dla kogoś innego jest czymś zupełnie normalnym. Znaczna część okropieństw wynika ze stereotypów. Tymczasem w coraz bardziej zglobalizowanym świecie trzeba wyjść poza własny ogląd świata i otworzyć się na inne kultury – podkreśla prof. Goban-Klas. Socjologowie i medioznawcy twierdzą, że programy reality show są rodzajem barometru społecznych nastrojów. – Ekstremum było kiedyś wkomponowane w życie społeczne.
Tagi:
Tomasz Sygut









