Nigeria krwawi ropą

Nigeria krwawi ropą

Strajki, „talibowie” i zbrojne gangi paraliżują najludniejszy kraj Afryki Ceny ropy biją na światowych rynkach kolejne rekordy. Na giełdzie nowojorskiej baryłka kosztowała ponad 54 dol. W listopadzie prawdopodobnie przekroczona zostanie granica 60 dol. Przyczyną nie jest bynajmniej sytuacja w Iraku czy na Bliskim Wschódzie, lecz przede wszystkim chaos panujący w Nigerii. W ubiegłym tygodniu ten kraj sparaliżował strajk generalny. W delcie Nigru zbrojne bandy, podające się za bojowników o wolność, rzucają wyzwanie siłom rządowym. Na północy, przy granicy z Czadem, fanatyczni islamiści, byli studenci wywodzący się z zamożnych i wpływowych rodzin, nazwali się talibami i mordują z zasadzki policjantów. Politolodzy ostrzegają, że ogromny afrykański kraj zamieszkany przez 250 grup etnicznych może się rozpaść. „Nigeria znalazła się na skraju zapaści, przy której to, co obecnie dzieje się w Sudanie, wyda się zabawą przedszkolaków”, ostrzega nigeryjski pisarz i noblista, Wole Soyinka. Gdyby w Nigerii doszło do wojny domowej, tankowanie kosztowałoby amerykańskich i europejskich kierowców znacznie drożej. Światowe ceny ropy podskoczyły w bieżącym roku aż o 65%. Spowodował to także niespodziewany wzrost popytu, przede wszystkim w wiecznie spragnionych surowców energetycznych Chinach, Indiach i USA. Wiele instalacji wydobywczych w Zatoce Meksykańskiej uszkodził huragan Ivan. Szyby na arabskich polach naftowych pracują na pełnych obrotach. Nawet w Iraku, w którym siły koalicji nie potrafią stłumić rebelii, udało się zwiększyć wydobycie do 2,5 mln baryłek dziennie – został więc osiągnięty poziom sprzed amerykańskiej inwazji. Ceny nadal jednak pną się w górę. Giełdowi potentaci wiedzą, że infrastruktura naftowa w Iraku jest przestarzała i ciągle narażona na ataki. Przede wszystkim patrzą jednak z niepokojem na sytuację w Nigerii. Ten najludniejszy afrykański kraj (130 mln mieszkańców) jest piątym producentem ropy w ramach OPEC i siódmym eksporterem tego surowca na świecie. Na liście dostawców do Stanów Zjednoczonych Nigeria zajmuje piąte miejsce. Politycy w Waszyngtonie, pragnący uniezależnić się od ropy arabskiej, poświęcają roponośnym obszarom Afryki Zachodniej coraz więcej uwagi. Prezydent Bush uważa, że płynąca czarnym złotem Nigeria może się stać kuszącą alternatywą dla niestabilnego Bliskiego Wschodu. Wątpliwe jednak, czy te nadzieje się spełnią. Nigeria wydobywa od 2,2 do 2,5 mln baryłek ropy dziennie. Ze sprzedaży tego surowca rząd w Abudży (administracyjna stolica kraju) czerpie 95% dochodów dewizowych. A jednak ropa nie przyniosła Nigeryjczykom szczęścia. Prawie dwie trzecie mieszkańców nadal żyje w skrajnej nędzy, za równowartość dolara dziennie. Międzynarodowe koncerny, przede wszystkim brytyjski Royal Dutch/Shell i amerykański Chevron Texaco, które przed 40 laty usadowiły się w delcie Nigru, dokonały przerażających spustoszeń w środowisku naturalnym. Wycięto wiele lasów mangrowych, zatruto pola uprawne, wytrzebiono ryby. Mieszkańcy delty, przez którą wielka rzeka tysiącem ramion spływa do Atlantyku, mają wrażenie, że w zamian nie otrzymali nic. Na domiar złego władze nigeryjskie – czy to na skutek niegospodarności, czy to korupcji – nie zadbały o zmodernizowanie swych czterech rafinerii ani o zbudowanie nowych. Doszło do paradoksalnej sytuacji, w której najbogatszy w ropę kraj afrykański musi co roku importować benzynę i olej napędowy za 2 mld dol. Ma to negatywne skutki dla budżetu. Rząd prezydenta Oluseguna Obasanjo postanowił zwiększyć dochody, uwalniając ceny subwencjonowanej uprzednio benzyny. W październiku ub.r. prywatne firmy otrzymały licencję na importowanie paliwa i sprzedawanie go po cenach rynkowych. W konsekwencji Nigeryjczycy muszą płacić za benzynę i olej napędowy o jedną czwartą więcej, co doprowadza obywateli, a zwłaszcza związkowców, do białej gorączki. Ludzie dobrze przecież wiedzą, że budżet państwa na rok 2004 układano przy założeniu, że ropa będzie sprzedawana po 25 dol. za baryłkę. Kiedy ceny sięgnęły 54 dol., rząd zgromadził znaczne nadwyżki, lecz do dotowania benzyny się nie kwapi. „Zaoszczędzili 600 mld naira (4,6 mld dol.), lecz ludzie wciąż muszą cierpieć”, oskarża przywódca lewicowej opozycji, Femi Aborisade. Szanowany na arenie międzynarodowej nigeryjski minister finansów, były wiceprezes Banku Światowego, Ngozi Okonjo-Iweala, zamierza przeznaczyć nadwyżkę na spłatę długów oraz na stworzenie rezerw. Taka polityka spotkała się z ostrym sprzeciwem związkowców z Narodowego Kongresu Pracy

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2004, 43/2004

Kategorie: Świat