Nomenklatura

Nomenklatura

W czasach PRL ogromnie irytowała nas instytucja nomenklatury. W okresie rewolucji „Solidarności” jednym z częściej zgłaszanych postulatów była likwidacja nomenklatury, w której widzieliśmy źródło wszelkiego zła. Na czym polegała ta instytucja? Otóż osoba, która znalazła się w nomenklaturze, czyli zyskała zaufanie partii, skazana była na piastowanie kierowniczych stanowisk. Dziś była dyrektorem tuczarni, jutro może operetki, pojutrze wodociągów. Nie liczyły się kwalifikacje, no, oczywiście poza kwalifikacją najważniejszą, jaką było zaufanie partyjnej instancji. Pamiętam dobrze, jak nas to oburzało. Może niesłusznie? Okazuje się bowiem, że do objęcia najwyższych stanowisk w państwie zaufanie partii rządzącej i jej lidera znów staje się kwalifikacją najważniejszą. A może nawet nie zaufanie partii i lidera, ale – jeszcze gorzej – konieczność wynikająca z jakiejś wewnątrzpartyjnej układanki. Bo jak inaczej uzasadnić nominację Jarosława Gowina na ministra sprawiedliwości? Poseł Gowin, z wykształcenia filozof, wymiar sprawiedliwości, którym ma administrować i który ma nawet uzdrawiać, zna tylko o tyle, o ile poznał go swego czasu jako pozwany przez Michnika o naruszenie dóbr osobistych. Zaskoczył wtedy sąd, odmawiając stawienia się na rozprawie, której termin wypadł w Wielki Piątek, dzień dla wszystkich Polaków jak najbardziej roboczy, i zasłaniając się dewocją, której w ten dzień zwykł był się oddawać. Przegrał proces, okazało się bowiem, że mówiąc o Michniku, kłamał. Wyrok zapadł być może w jakiś dzień mniej świąteczny, pozwany Gowin wyrok wykonał, Michnika przeprosił, co mu się zresztą chwali. Wiemy bowiem, że wykonywanie wyroków sądowych w elitach politycznych III, a już zwłaszcza IV RP nie jest przecież regułą. Mając taką nad innymi przewagę, min. Gowin będzie teraz uzdrawiał sądownictwo, nadzorował więziennictwo, roztaczał opiekę nad notariatem i palestrą. Ze środowiskami prawniczymi w ubiegłej kadencji poseł Gowin też miał pewną okoliczność. Otóż moralizując kiedyś publicznie, na marginesie swej bogatej intelektualnie wypowiedzi nazwał adwokatów i radców prawnych oszustami czy złodziejami – już nie pamiętam dokładnie – dość, że spowodowało to solidarny protest Naczelnej Rady Adwokackiej i Krajowej Izby Radców Prawnych. Można więc powiedzieć, że minister Gowin dialog ze środowiskami prawniczymi zaczął jeszcze przed objęciem stanowiska. Wreszcie właściwy człowiek znalazł się na właściwym miejscu. Z całą pewnością będzie wiedział, co należy zrobić, aby sądy działały sprawniej i szybciej, nie przeszkadzając przy tym podsądnym w modlitwach. Będzie też wiedział, co zrobić, aby na wyrok w najprostszej sprawie nie czekać latami. Będzie wiedział, co zrobić, aby unowocześnić system penitencjarny, by więzienia służyły do odbywania kary i resocjalizowały zamiast demoralizować, by więźniowie wykorzystywani jako konfidenci, a później szantażowani, że ujawni się to współwięźniom, nie wieszali się na kratach albo na odwrót, aby więźniowie konfidenci nie szantażowali prokuratorów, którym najpierw ułatwili śledztwo na skróty, a później, strasząc odwołaniem zeznań, nie zmuszali ich do coraz to nowych świadczeń. O przykłady nietrudno. Pod kierunkiem ministra, który swoją postawą tylekroć dał przykład tego, jak bliskie są mu prawa człowieka, na pewno będą one w powszechnym poszanowaniu w całym systemie penitencjarnym. Przestępcy seksualni wreszcie będą jeśli nie leczeni, to na pewno zgodnie z ujawnioną kiedyś ideą pana premiera kastrowani chemicznie, a więc jak najbardziej humanitarnie. Zawody prawnicze, takie jak zawód adwokata, radcy prawnego czy notariusza, zostaną na pewno otwarte tak szeroko, jak tylko się da. A ponieważ celem otwierania tych zawodów jest, jak wiadomo, wchłonięcie masy corocznych absolwentów wydziałów prawa (ostatnio w liczbie kilkunastu tysięcy rocznie), trzeba pomyśleć, czy nie dopuścić do tych zawodów bezrobotnych absolwentów jeszcze innych kierunków. Filozofów na początek. Doktor filozofii może być ministrem sprawiedliwości, to czemu magister filozofii nie mógłby być radcą prawnym? Albo adwokatem? A bezrobotny polonista notariuszem? Pisać poprawnie przecież potrafi. No, to może na początek pisałby ludziom podania? Rozumiejąc lepiej niż jakiś prawnik ducha prawa, będzie też nowy minister czuwał nad legislacją. Kodeksy będą teraz nowelizowane nie jak dotąd, na każdym posiedzeniu Sejmu, ale po dwa razy na jednym. A w ogóle to czego tu się czepiać? Mógł w poprzedniej kadencji adwokat Grabarczyk zostać pierwszym kolejarzem i budowniczym autostrad, to niby dlaczego teraz filozof nie miałby być

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2011, 47/2011

Kategorie: Felietony, Jan Widacki
Tagi: Jan Widacki