Nos po irańsku

Nos po irańsku

Operacja plastyczna jest wyrazem nowoczesności i buntu kobiet w republice islamskiej. Nos ma znaczenie polityczne Irańskie nastolatki chodzą całe w czerni albo w ciemnych kolorach, ale pozwalają grzywkom i kosmykom włosów wysuwać się spod hidżabów – każdy tak wyrażany milimetr wolności jest cenny. – Ludzie idą za modą, a my nic innego nie możemy zrobić – operacje nosa to wyraz tego, co nam, dziewczętom, wolno. Na jednego chłopaka przypada 10 dziewczyn, ładne mają większe szanse! To moda! Gdy patrzę w lustro i widzę taki duży „aparat”, muszę go zmniejszyć! – nastolatki z teherańskiej szkoły jedna przez drugą ze śmiechem wyjaśniają powody poprawiania nosów. Mehrdad Oskouei, irański reżyser dokumentu „Nos po irańsku”, słyszy od nich, że oczywiście, zamierzają poddać się operacji. A nie każda ma nos, do którego można mieć zastrzeżenia. Za to po operacji wszystkie prezentują niemal takie same uniesione w górę noski, bez śladu indywidualności. Modny, zmieniony nos jest wyrazem nowoczesności i buntu kobiet. Bo twarz jest jedyną częścią ciała, którą można pokazywać publicznie, poza włosami wystającymi spod hidżabu. – Tylko to jest moje, tylko tu mogę decydować! – mówi butnie młoda dziewczyna, wskazując na twarz. Nosowa turystyka Nos-biznes, czyli rynoplastyka, stał się w Iranie sporym źródłem narodowego dochodu. Turystyka nosowa i pieniądze napływające od licznych klientów do klinik irańskich mają w dobie embarga znaczący wkład w dochody irańskich rodzin, zarówno w branży medycznej, jak i w towarzyszących temu usługach: przewozowych, gastronomicznych, hotelarskich, turystycznych itd. A republika islamska kasuje swoje za wizy. Iran nazywany jest światowym zagłębiem rynoplastyki. Nigdzie nie przeprowadza się więcej operacji nosa niż w samym Teheranie. Iran jest porównywalny cenowo z Azją i Bliskim Wschodem, ale zapewnia wysoki poziom opieki medycznej, tak jak w USA i Europie. Chirurg plastyczny Ramtin Kassir uważa, że Iran zajmuje pierwsze miejsce w świecie w operacjach tego typu, przed Libanem, Syrią i Ameryką Łacińską. W 75-milionowym Iranie przypada ich statystycznie więcej na liczbę mieszkańców niż w 300-milionowych Stanach Zjednoczonych, gdzie tych operacji wykonuje się bardzo dużo. Mohammad Reza Shams-Ardekani z Ministerstwa Zdrowia mówi na łamach periodyku „International Medical Travel Journal”: „Koszty opieki medycznej w Iranie znacząco się różnią od tych w Europie, poza tym wysoka jakość usług medycznych to istotny czynnik dla zagranicznych pacjentów. Iran zapewnia wysoko wykwalifikowanych i profesjonalnych lekarzy”. W Iranie liczba chirurgów plastycznych sięga ponad 3 tys., a kraj nie stwarza problemów z wydaniem wizy turystom medycznym. Statystyki mówią o pacjentach z 85 krajów. Zainteresowanie rośnie z roku na rok. Średni koszt rynoplastyki to 1,5 tys. euro za nos. Historia operacji plastycznych na masową skalę zaczęła się tu od wojny iracko-irańskiej, wymuszonej wkroczeniem wojsk Saddama Husajna (1980-1988). – To jedyny konflikt, o który nie można winić republiki islamskiej – zaznaczają znajomi Irańczycy. Dla wielu rannych zakończył się poważnymi obrażeniami twarzy. Operując te zniekształcenia, irańscy lekarze, chcąc nie chcąc, doskonalili umiejętności w operacjach plastycznych, mieli na kim i nie musieli niczego gwarantować. Dziś zresztą także lekarz jest praktycznie bezkarny w przypadku nieudanej operacji. Plaster – symbol statusu Na ulicach Isfahanu, Teheranu czy Tebriz rzucają się w oczy nosy oklejone plastrami, zarówno u dziewczyn i kobiet, jak i u chłopców oraz mężczyzn. Nosem należy się chwalić, a plaster nosi się również wtedy, gdy jest już niepotrzebny – miesiąc, dwa miesiące, czasem rok. Noszą go także ci, którzy nie poddali się operacji. To symbol statusu. Oczywiście noszenie plastrów z powodu operacji czy w jej zastępstwie ma przyczyny nie tylko w modzie – to swoisty ruch kobiet, wyrażony w takim symbolu. Podchodzą do tego zupełnie inaczej niż Amerykanki czy Europejki, które częściej ukrywają fakt poprawiania urody. Operacja nie tylko nie jest czymś wstydliwym, ale wręcz jest powodem do dumy. Bo to strefa podejmowania samodzielnych decyzji o tym niewielkim odcinku własnego ciała, który jest widzialną przestrzenią wolności kobiety, niezależności od społeczeństwa, mężczyzny i religii. – Kobiecie pozostała jedynie suwerenność na obszarze własnej twarzy – mówi jedna z tych dziewczyn z nos- kiem à

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2012, 38/2012

Kategorie: Świat
Tagi: Beata Dżon