Notes dyplomatyczny

Notes dyplomatyczny

Dmuchano w ten balon, dmuchano, aż pękł. W telewizji co chwila dowiadywaliśmy się, że Wrocław walczy o to, by był siedzibą Europejskiego Instytutu Innowacji i Technologii (EIT). Och, pełni patriotycznego zapału politycy i dziennikarze wołali, że ani guzika, że ho, ho. No i okazało się, że ministrowie nauki 27 państw UE przyznali siedzibę Budapesztowi. Szok? Na pewno nie w MSZ czy też w UKIE. Otóż w tych instytucjach o tym, że siedzibą EIT będzie Budapeszt, wiedziano od dawna. Każdy przytomny to wiedział. I nie chodzi tu o żaden spisek, tylko o wcześniejsze ustalenia. Nastąpiły one, gdy Polska starała się o to, by w Warszawie była siedziba unijnej agencji ds. zarządzania granicami UE (Frontex). Wywalczyliśmy to jeszcze w czasach SLD, dzięki pewnej umowie – otóż ustaliliśmy z Węgrami, że gdy będzie dyskusja nad siedzibą kolejnej europejskiej agencji, poprzemy Budapeszt. I, zdaje się, wiedziano już wtedy, że tą kolejną agencją będzie EIT.
Pacta sunt servanda?
I teraz sobie wyobraźmy, jak w Europie (nie mówiąc już o Węgrzech) otwierano oczy ze zdumienia, gdy Polska nie tylko nie poparła Budapesztu, lecz także wysunęła kandydaturę Wrocławia. Oczywiście w takiej sytuacji Wrocław był bez szans (pamiętajmy, że Węgry do tej pory nie miały u siebie żadnej agencji europejskiej) i przegrał sromotnie. I wstydliwie.
A wspomnienie tej wiarołomności na pewno trwać będzie w Europie długo.
Cała historia jest ilustracją nie tylko polskiego bałaganu (dodajmy, że Fotyga wyrzuciła z MSZ ludzi, którzy negocjowali najważniejsze sprawy z Unią), ale i pewnej niedojrzałości… I co najgorsze, nic nie wskazuje na to, byśmy od tych przypadłości szybko się uwolnili.
Bo zapowiada się kolejny bałagan, czyli połączenie MSZ i UKIE. Jak to będzie? Na razie odbyła się na Foksal impreza integracyjna szefostw obu ministerstw. Podpisano również porozumienie Sikorski-Dowgielewicz. Powołano komitet integracyjny. Ustalono też, że dyrektorzy obu urzędów będą się konsultować i zapraszać. Wypisz, wymaluj, wygląda to tak, jak dawne PRL-owskie umowy o przyjaźni i współpracy Polska-Bułgaria albo Polska-Wietnam, nadęte, z których niewiele wynikało.
A propos tych umów – wciąż w MSZ zastanawiają się, co z umową o przyjaźni i współpracy między ministrem Sikorskim a Kancelarią Prezydenta RP. Podobno jest, ale nie wiadomo, jak będzie stosowana. W każdym razie Andrzej Sadoś zaczął uczęszczać na kursy konsularne. Ale czy otworzy to nominacje? Dodajmy, że rośnie liczba placówek, na których trzeba będzie dokonać zmian. I są to placówki wymagające profesjonalnej obsady. Zawodowców z wielką wiedzą. Na przykład Nowy Jork. Dotychczasowy ambasador przy ONZ Andrzej Towpik sygnalizuje, że chce wracać. Kto go więc zastąpi? Czy jest ktoś z takim numerem kapelusza? Trwają też poszukiwania kandydata na stanowisko ambasadora w Genewie. Kto tam pojedzie? Poza tym jeżeli znajdzie się ktoś poważny, czy zaryzykuje sytuację, w której Anna Fotyga i Lech Kaczyński, oboje wielcy znawcy świata i dyplomacji, powiedzą mu „nie”?

Wydanie: 2008, 26/2008

Kategorie: Kraj
Tagi: Attaché

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy