Nowa doktryna Busha

Nowa doktryna Busha

Prezydent USA zapowiada walkę z dyktatorami Kuby, Birmy, Korei Północnej, Iranu, Białorusi i Zimbabwe „Zapnijcie pasy, to może być najbardziej ambitna druga kadencja, a może nawet prezydentura wszech czasów”, przewiduje izraelska gazeta „Jerusalem Post”. Dziennik „Los Angeles Times” ostrzega: „Są powody, aby się lękać nowej doktryny Busha”. Zdaniem niemieckiej „Die Tageszeitung”, opisywanie przywódcy USA jako przekonanego o swej misji szaleńca stojącego na czele uzbrojonego po zęby państwa nie jest już nawet zbyt oryginalne. Administracja Stanów Zjednoczonych wysyła sygnały przyprawiające o dreszcze wszystkich, którzy nie chcą się przyzwyczaić do słuchania tych szaleństw, stwierdza dobitnie gazeta. Politycy i komentatorzy zastanawiają się, co też prezydent USA miał na myśli, wygłaszając najbardziej zdumiewającą mowę inauguracyjną od czasów Johna Kennedy’ego. Oracja Busha trwała 21 minut i aż 27 razy padło w niej słowo wolność. Rozpoczynający drugą kadencję gospodarz Białego Domu ani razu nie wspomniał za to o Iraku, w którym panuje krwawy chaos i codziennie giną amerykańscy żołnierze. 43. prezydent USA zapowiedział natomiast, że Stany Zjednoczone będą krzewić wolność we wszystkich zakątkach świata, pomogą uciemiężonym narodom i wystąpią przeciwko tyranom. Desygnowany doradca ds. bezpieczeństwa państwa, Condoleezza Rice, występując przed Komisją Spraw Zagranicznych Senatu, wymieniła sześć „bastionów tyranii” – Kubę, Birmę, Koreę Północną, Iran, Białoruś i Zimbabwe. Rozsierdzony przywódca z Mińska, Aleksander Łukaszenka, natychmiast wziął odwet, nakazując telewizyjną emisję antybushowskiego filmu Michaela Moore’a „Fahrenheit 9/11”. Prasa krajów muzułmańskich uderzyła w posępne tony. Według panarabskiej gazety „Al-Quds”, demokracja, którą obiecuje administracja Busha, jest demokracją krwawą. Jak dotąd polityka prezydenta doprowadziła do śmierci 100 tys. „męczenników” i zamieniła Irak w kraj upadły, targany wybuchami samochodów pułapek. Jeśli Waszyngton nadal będzie działał w ten sposób, wszelkie frazesy o wolności pozostaną na papierze. Cypryjska gazeta „Kharavyi” napisała, że pod sztandarem chorej doktryny religijno-politycznej Stany Zjednoczone maszerują przeciwko różnym krajom, pożądając ich naturalnych zasobów. Najwytrawniejsi eksperci od spraw międzynarodowych nie potrafią przewidzieć, co tak naprawdę Bush podczas swej drugiej kadencji zamierza zrobić na arenie międzynarodowej. Być może, prezydent USA uprawia tylko „wolnościową retorykę”, jak ujął to dziennik „Washington Post”, w polityce zagranicznej supermocarstwa nie zajdą zaś znaczące zmiany. Stany Zjednoczone, jeśli tylko jest to korzystne dla ich interesów, nie wahają się przecież paktować z dyktatorskimi lub autokratycznymi reżimami w Arabii Saudyjskiej, Egipcie, Pakistanie, Chinach czy Rosji. Przemówienie inauguracyjne nie jest konkretnym programem rządowym, lecz ideowym manifestem, dzięki któremu prezydent ma nadzieję przejść do historii. Politolog Michael O’Hanlon uważa, że prezydent Bush pragnął pokazać światu, iż takie wartości jak wolność i demokracja są filarami jego światopoglądu i że nie będzie przepraszał za decyzje pierwszej kadencji, a zwłaszcza za inwazję na Irak. Gdyby bowiem amerykański lider rzeczywiście zapragnął poprzeć swe słowa czynem, oznaczałoby to radykalną zmianę polityki zagranicznej USA z niemożliwymi do przewidzenia konsekwencjami. Inni jednak zwracają uwagę, że „odrodzony chrześcijanin” i republikanin z Teksasu, George Walker Bush, wierzy w to, co mówi, i przykłada ogromną wagę do swych słów. Mowa inauguracyjna powstawała przez ponad dziesięć tygodni i poprawiano ją wielokrotnie, dlatego zasługuje na wnikliwą analizę. Dlaczego przywódca Stanów Zjednoczonych nie wspomniał w ogóle o „wojnie z terroryzmem”, która była jednym z najważniejszych zadań USA podczas jego pierwszej kadencji? Niektórzy przypuszczają, że Waszyngton pragnie zapewnić sobie większą swobodę działania przeciwko wrogim reżimom. Nie każda dyktatura popiera przecież terroryzm. Także Saddam Husajn, despota z Bagdadu, tego nie czynił – wysunięte przez Waszyngton oskarżenia o konszachty z Al Kaidą nie zostały potwierdzone. Ale zarzut „tyranii” jest przecież ogólniejszy i może posłużyć za pretekst do „prewencyjnego uderzenia” na wiele krajów. Dziennik „Financial Times Deutschland” twierdzi, że wygłaszając mowę, George Bush pragnął także zdystansować się od Władimira Putina, ponieważ cele strategiczne Moskwy stają się coraz bardziej sprzeczne z celami USA. Putin mógł być dobrym sprzymierzeńcem w wojnie z terroryzmem, lecz w globalnej krucjacie na rzecz wolności w amerykańskim stylu raczej nie znalazłby miejsca. Być

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 06/2005, 2005

Kategorie: Świat