Nowi Amerykanie?

Nowi Amerykanie?

USA się starzeją, ciemnieją i przenoszą na Południe Nadchodzące wybory prezydenckie i parlamentarne w USA to czas urodzaju dla komentatorów życia politycznego. W artykułach, które ukażą się z tej okazji, posypią się porównania i przykłady odwołujące się do wcześniejszych wyborów. Jeżeli pomimo trudnej sytuacji gospodarczej kraju i buzującego wewnętrznego konfliktu politycznego prezydentem ponownie zostanie Barack Obama, pojawią się porównania do reelekcji Billa Clintona i George’a W. Busha. Jeśli zaś obecny prezydent przegra, co nie jest wykluczone po jego bardzo słabym wystąpieniu w pierwszej z cyklu debat prezydenckich transmitowanych w telewizji, przywołany zostanie Richard Nixon, który przegrał wybory prezydenckie w 1960 r., ponieważ podczas debaty telewizyjnej wypadł gorzej od konkurującego z nim Johna F. Kennedy’ego. Słupki poparcia w sondażach zmieniające się na korzyść Mitta Romneya po debacie z 3 października zdają się sugerować, że porównanie to może się często pojawiać w najbliższych tygodniach.Niewykluczone są też porównania do Jimmy’ego Cartera, który w 1980 r. przegrał z Ronaldem Reaganem. W czasie kampanii wyborczej Reagan, tak jak obecnie Romney, był oskarżany o proponowanie oderwanych od rzeczywistości rozwiązań gospodarczych, które zyskały nawet nazwę „voodoonomika”.W przypadku Romneya nikt jeszcze nie ukuł równie chwytliwego sloganu, ale stwierdzeń, że jego plan podatkowy nie wytrzymuje starcia z matematyką na poziomie szkoły podstawowej, nie brakuje. Z drugiej strony, Republikanie już teraz starają się przedstawiać Obamę jako nową wersję Cartera, którego uważają za najbardziej nieudolnego prezydenta XX w. Tymczasem USA dzisiaj i 16 lat temu, gdy ponownie wybrany został Bill Clinton, to zupełnie inne państwa, różniące się gospodarczo, politycznie i przede wszystkim społecznie. 16 lat od zwycięstwa Clintona i przeszło 30 od przegranej Cartera oraz 50 od porażki Nixona tym, co najbardziej się zmieniło w Ameryce, są sami Amerykanie. Ameryka się starzeje Amerykańskie społeczeństwo się sta-rzeje, chociaż nie tak szybko jak społeczeństwa europejskie. Mówiąc ściślej, starzeje się przede wszystkim tzw. pokolenie baby boomers, czyli pokolenie powojennego wyżu demograficznego. Bum demograficzny w Stanach Zjednoczonych trwał w latach 1946-1964, kiedy urodziło się ponad 75 mln dzieci. Do tej liczby należy dodać jeszcze ludzi urodzonych w tamtych latach, którzy następnie wyemigrowali do USA. Oznacza to, że prawie 81,5 mln mieszkańców USA (ponad 26% populacji) urodziło się między 1946 a 1964 r. W 2012 r. pierwsze roczniki tego wyżu demograficznego osiągnęły wiek emerytalny. W 2030 r., gdy wszystkie roczniki pokolenia baby boomers przejdą na emeryturę, ludzie starsi będą stanowili 19% populacji w porównaniu do 13% obecnie. Ameryka nigdy jeszcze nie była zamieszkana przez tak wielu starszych ludzi. Jednak nawet postarzałe społeczeństwo amerykańskie i tak będzie znacznie młodsze od europejskiego.Proces starzenia się Amerykanów ma duże konsekwencje gospodarcze i polityczne. Przede wszystkim oznacza dodatkowe obciążenie dla Social Security, czyli systemu ubezpieczeń społecznych, w tym emerytalnych, a także dla Medicare – systemu ubezpieczeń zdrowotnych. W efekcie cyklicznie powraca debata na temat reformy i ewentualnej częściowej prywatyzacji Social Security. Jednak nie jest to temat ważny w tegorocznej kampanii wyborczej. O wiele ważniejsza jest reforma systemu ubezpieczeń zdrowotnych, która została przeforsowana przez Demokratów w 2010 r., a którą Republikanie obiecują cofnąć. Ewentualne zmiany w Medicare są przez ludzi w wieku emerytalnym i okołoemerytalnym pilnie śledzone.Pomagają im w tym organizacje skupiające emerytów, takie jak AARP (Amerykańskie Stowarzyszenie Osób Emerytowanych), które liczy ponad37 mln członków. Polityk, którego AARP zdecyduje się poprzeć w nadchodzących wyborach prezydenckich, może czuć się znacznie bliższy sukcesu niż ten, który spotka się z chłodnym przyjęciem głównego lobby amerykańskich emerytów. RZEKA imigrantów Stany Zjednoczone w dalszym ciągu pozostają państwem imigrantów. Od połowy lat 60. XX w., gdy zniesiono kwoty imigracyjne nałożone w latach 20., do USA z powrotem zaczęła szerokim nurtem płynąć rzeka ludzi chcących osiąść w Nowym Świecie. Jednak nowa imigracja coraz bardziej się różni od tej z pierwszej połowy XX w. Jeszcze w 1970 r.60% imigrantów osiedlających się w USA pochodziło ze Starego Kontynentu. W XXI w. Europejczycy stanowią już tylko 12,1% mieszkańców Stanów Zjednoczonych urodzonych poza ich granicami. Nowi

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 2012, 42/2012

Kategorie: Świat
Tagi: Jan Misiuna