Nu, polskie pany! Wysiadać!

Nu, polskie pany! Wysiadać!

10 lutego 1940 r. zaczęła się pierwsza masowa deportacja Polaków Łomotanie w nocy / do drzwi / do okien / Moskal krzyczał / ubierać się polskie pany* „Dn. 10 lutego 1940 roku zaczął się ruch. »Sowieci« drogi prowadzące do puszczy obstawili wojskiem, aby żaden »polski pan« nie mógł zwiać. Zimy tej było dużo opadów śnieżnych, mróz dochodził do trzydziestu kilku stopni. Przyszło do nas dwóch »lejtienantów« i milicjant. »Lejtienanci« ubrani byli po wojskowemu, a na wierzchu mieli polskie cywilne płaszcze. Każdy z nich był zaopatrzony w rewolwer. Dali nam pół godziny na spakowanie rzeczy i zrewidowali cały dom”. Tak zapamiętała wydarzenia z 10 lutego 1940 r. w Białowieży 10-letnia wówczas Hanna Świderska. Wtedy właśnie rozpoczęła się pierwsza z czterech wielkich deportacji obywateli II Rzeczypospolitej w głąb ZSRR. Po 17 września 1939 r. na terenach zajętych przez Armię Czerwoną znalazło się 12,5 mln Polaków. Deportacje były elementem stalinowskiej polityki, mającej na celu uderzenie w polskie elity i w konsekwencji sowietyzację mieszkającej tam ludności. W Związku Radzieckim, na podstawie postanowień administracyjnych, sądowych albo traktując to jako element terroru, w latach 1919-1952 przymusowo wysiedlono (głównie na Sybir) ponad 6 mln ludzi. Znaczną ich część stanowili Polacy. Zarówno deportację z lutego 1940 r., jak i następne przeprowadzono na mocy rozkazu specjalnego Ławrientija Berii z 9 stycznia 1940 r. Powołano centralną komisję, która miała nadzorować przygotowanie i przebieg przesiedleń. Pierwszą wywózkę zarządzono na noc z 9 na 10 lutego. Wieczorem 9 lutego wezwano na szkolenie polityczne dziesiątki tysięcy osób tzw. aktywu wiejskiego. Po północy poinstruowano tych ludzi, że wezmą udział w akcji deportacyjnej, będą spisywali i zwozili mienie wysiedlonych. Cała akcja była ogromnym wyzwaniem organizacyjno-logistycznym, angażowała tysiące funkcjonariuszy NKWD i urzędników różnego szczebla. Wyobrażenie o jej rozmiarach dać może opis jednego tylko transportu. Pociąg do przewiezienia deportowanych miał najczęściej 55 wagonów towarowych przystosowanych do przewozu ludzi w zimie (tzw. tiepłuszek) i cztery towarowe do przewozu cięższego bagażu. W składzie był jeden wagon osobowy dla 23 żołnierzy Wojsk Konwojowych NKWD i dwóch pracowników operacyjnych oraz jeden wagon sanitarny, w którym mieli być felczer i dwie pielęgniarki. W wagonie według przepisów powinno jechać nie więcej niż 25-30 osób, ale w relacjach deportowanych znaleźć można informacje, że bywało i 50. Przeciętnie w konwoju jechało 1,3-1,5 tys. ludzi. Zesłańcy w czasie podróży mieli otrzymywać codziennie jeden gorący posiłek i 800 gr chleba na osobę, ale nierzadko postępowanie zarządzających składem rozmijało się z przepisami. Na mocy rozporządzenia deportowani musieli zostawić cały swój majątek nieruchomy. Sprzęt rolniczy, bydło i trzoda miały być protokolarnie przekazane do dyspozycji lokalnych zarządów NKWD. Deportowanym przysługiwało prawo wzięcia odzieży, bielizny, obuwia, pościeli, naczyń kuchennych, miesięcznego zapasu żywności, pieniędzy bez ograniczeń oraz przedmiotów wartościowych, ale nie więcej niż 500 kg na rodzinę. Zaryglowali drzwi w bydlęcym wagonie / ludzie jak zwierzęta w klatce / na stojąco śpią 10 lutego na stacje kolejowe „ze wszystkich stron zaczęły zjeżdżać furmanki eskortowane przez milicję załadowane wysiedlonymi rodzinami. Obraz był straszny. Wiele dzieci zamarzło po drodze do stacji. Krzyk matek był tak przeraźliwy, że można było dostać obłędu”, zeznawała przed komisją rządu Sikorskiego zbierającą informacje o Polakach w ZSRR Hanna Świderska. Owoce prac komisji znajdują się w Instytucie Hoovera w USA. Deportowani oczekiwali w wagonach na załadowanie wszystkich przewidzianych do wywózki. „Na drugi dzień wieczorem eszelon ruszył. Wiózł z Łucka 3000 ludzi. Żegnano go z zewnątrz pieśniami narodowymi. Wewnątrz wagonów zabrzmiała Rota. I potem już tylko jednostajny turkot kół po torach”. „Gdy pociąk ruszył kobiety zaczęli płakać, a meszczyzni zaczęli śpiewać Jeszcze Polska Nie zginęła”, napisał (pisownia oryginalna – przyp. red.) dla wspomnianej komisji Jan M. z powiatu rohatyńskiego. W udostępnionych (częściowo) od niedawna archiwaliach rosyjskich dotyczących wywózki znajdują się niekiedy informacje, że miejscowa ludność wstawiała się za deportowanymi. We wsi w powiecie zborowskim wokół budynku, w którym mieszkała rodzina podlegająca wywózce,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 07/2015, 2015

Kategorie: Historia