Nu, polskie pany! Wysiadać!

Nu, polskie pany! Wysiadać!

Barak mchem poprzetykany /

prycza przy pryczy /

tak trzeba było żyć /

dzień, miesiąc, rok, sześć lat

„Po miesiącu wysadzono ich (rodziców – przyp. red.) w tajdze na małej stacyjce Kostousowo. »Nu, polskie pany! Wysiadać! Tu wam żyć i umierać! A teraz do pracy. Kto nie pracuje, ten nie je«”, relacjonowała Danusia Kwiatkowska.

Warunki zakwaterowania nie były lepsze niż w wagonach towarowych. Na Syberii polskie rodziny zasiedlały baraki z kilkunastoma dużymi pomieszczeniami lub – rzadziej – podzielone na odrębne izby. W Kazachstanie deportowani często mieszkali w wykopanych przez siebie ziemiankach.

Dla Hanny Świderskiej przesiedleńcza podróż skończyła się 8 marca 1940 r. „Przywieźli nas na »posiołek« Oktiabrski, woj. nowosybirskie, pow. tisulski, 600 km od granicy mongolskiej. »Posiołek« położony był w tajdze, gdzie były kopalnie złota. Dorośli pod przymusem musieli wychodzić do pracy, gdyż inaczej nie mieli prawa kupna chleba. Dzieci pognano do szkoły sowieckiej, gdzie trzeba było słuchać bredni na temat Polski i wiary. (…) Kierownikiem owej szkoły był Polak z pochodzenia, niejaki Bułhak, bardzo zapalony komunista. Sprzedawało się ostatnie rzeczy i tak żyło, gdyż tatuś ciężką pracą w kopalni nie mógł nawet zarobić na chleb. Mieszkaliśmy w spróchniałej chacie, gdzie zimą zamarzała woda i szron obficie skrywał ściany. Drzewo trzeba było nosić z tajgi na własnych plecach. Mama chodziła karczować tajgę pod kartofle”.

Jak wyglądał dzień deportowanego? W niezwykle skondensowany i sugestywny sposób przedstawiał to Kazimierz S., mieszkający w powiecie stałpeckim: „Na Sybirze pracowaliśmy w lesie. Dzień zaczynał się od dzwonka. Rano o godzinie 5 dzwoniono na pobudkę. Po pobudce praca przy baraku i liche śniadanie. Po tej pracy o godzinie 6.30 odzywa się dzwon na pracę leśną. Praca leśna była ciężka i tania. Obiad był bardzo marny, trochę gotowanej wody i kawalątko chleba kupionego poprzedniego wieczora. Było można kupić trochę zupy, która była marna i droga. Po takim obiedzie o godzinie 13 dzwonią na pracę leśną. Po południowej pracy o godz. 16 dzwoniono na kolację. Po dzwonku, gdy wszyscy wrócą z pracy, każą pracować koło baraków. O godzinie 18 zostaje otwarty sklep, wtedy wszyscy na wyścigi pędzą i stają w kolejkę (…). Po wykupie chleba tworzy się nowa kolejka koło kuchni, po lichą zupę. Po kolacji o godzinie 22 jest dzwonek, po dzwonku nie wolno było nikomu chodzić po posiołku, każdy układa się do snu. Noce były niespokojne, po długim walczeniu z pluskwami i pchłami zasypiał każdy twardym snem, budził go ranny dzwonek”.

Wysiedlani w lutym 1940 r. kierowani byli głównie w rejony, gdzie dominował przemysł leśny, poza małymi dziećmi wszyscy byli zatrudnieni przy wyrębie lasu. Mężczyźni zajmowali się wycinką drzew, kobiety zaś okorowywały ścięte pnie. W Asinowskim Przedsiębiorstwie Przemysłu Drzewnego mężczyźni wyrabiali średnio 65% normy, a kobiety 38%. Ta niska wydajność odbijała się na zarobkach przesiedleńców, z których wielu za wynagrodzenie nie było w stanie wyżywić siebie i rodzin.

Deportowani zapamiętali wszechobecną śmierć i codziennie doskwierający głód. Nauczyciel Mieczysław Bekier tak opisywał pobyt na Sybirze: „Byliśmy stale głodni. Z braku witamin zachorowałem na szkorbut (cyngę), całe ciało miałem obsypane wrzodami. Wiosną zacząłem leczyć się liśćmi czosnku rosnącego na stepie. Jak ja tęskniłem, żeby nie być głodny i żeby nie było mi zimno. Zapomniałem już, że kiedyś byłem syty. Nieraz myślałem – jakie to uczucie, kiedy nie chce się jeść. Wśród nas nie istniało wtedy pojęcie, że czegoś się nie lubi. Było wtedy jedno rozróżnienie – czy to jest jadalne, czy nie”.

„Jedliśmy nieprawdopodobne rzeczy, np. placki z lipy – relacjonował Janek Kwiatkowski. – Wszyscy chodziliśmy spuchnięci z głodu i z rozdętymi brzuchami. Nasza matka przestrzegała, by całe jedzenie było dzielone po równo dla wszystkich. Wiedziała, że warunkiem przeżycia jest to, by ona nie opadła z sił. Czasem my zapominaliśmy się i zdarzało się, że zjadaliśmy i jej porcję. Babcia nasza zagłodziła się na śmierć, ratując nas (bez wiedzy synowej oddawała jedzenie wnukom). (…) Rosjanie tam urodzeni tak samo jak my umierali z głodu. Pamiętam scenę, gdy do matki przyszła Rosjanka, prosząc o puszkę mleka, gdyż jej dziecko umiera. Matka odpowiedziała: dziś twoje, a jutro moje, a co ja zrobię? – Twoje jeszcze nie umiera, daj! Byłem świadkiem tej rozmowy. Matka spytała mnie, co ma robić, powiedziałem: daj. Ja żyję, może i tamto dziecko przeżyło?”.

Na stan psychiczny i zdrowotny przesiedleńców wpływały nie tylko katorżnicza praca i głód, ale i świadomość utraty ojczyzny. Maria Sz. z Grodna opowiadała przed komisją: „Na zebraniach, które się odbywały prawie co tydzień, stale nam powtarzano, że mamy się tu rozżywać, do Polski dla nas już nie ma powrotu, gdyż Polski nie ma, bo jedną połowę zabrali oni, a drugą Niemcy, [z] którymi oni mają zgodę do końca”.

Strony: 1 2 3 4

Wydanie: 07/2015, 2015

Kategorie: Historia

Komentarze

  1. Wiktor Bielecki
    Wiktor Bielecki 10 lutego, 2015, 20:22

    12,5 miliona Polakow a co z Ukraincami,Bialorusinami, Zydami i inymi ?

    Odpowiedz na ten komentarz
  2. ireneusz50
    ireneusz50 21 lutego, 2015, 08:23

    znowu się ludziom nudzi i rozdrapują stare rany, a polacy to niby świeci byli, a po co Piłsudski szedł na Kijów zamiast młode państwo budować, A dziś rusofobia przyćmiewa upadłość gospodarcza i polityczna Polski.

    Odpowiedz na ten komentarz
  3. jendrek
    jendrek 25 lutego, 2015, 22:23

    Jest wojna Polsko -Bolszewicka wywołana bez zgody sejmu przez marszałka -POSLKA zajmuje Kijów nigdy nie był nasz .Następnie WOLNO bzdety ze był bunt kadry – http://okres-prl.blog.onet.pl/2013/11/27/pieklo-za-drutami-2/ http://okres-prl.blog.onet.pl/2014/01/20/niechlubny-temat-w-ii-rp-omijane-sa-jak-diabel-swieconej/

    Tak Nu, polskie pany! Wysiadać zawsze mieliśmy innych za coś gorszego -co wyprawiano w II RP z robotnikami krew lała się strumieniami. POLSKIE PANY cały okres II RP paktowano z Niemcami przeciwko ROSJII .

    http://okres-prl.blog.onet.pl/2014/02/19/goring-w-bialowiezy-tego-w-podrecznikach-szkolnych-w-iii-rp-brak/

    Odpowiedz na ten komentarz
  4. Ewa
    Ewa 25 lutego, 2015, 22:30

    Wywózka objęła ok. 140 tys. osób, przede wszystkim całe rodziny osadników wojskowych, urzędników państwowych średniego i niższego szczebla, służbę leśną oraz pracowników PKP. Byli to spiecpieriesielency-osadniki. Wśród deportowanych, głównie na północne tereny Syberii, Polacy stanowili 70%. PODZIEKOWAC marszałkowi za politykę linczu na rdzennych mieszkańcach za pacyfikacje wsi ,za niszczenie cerkwi. TAKA BYLA POLITYKA RZADU II RP dzisiaj mamy III RP i ROBIMY TO SAMO …..RUSOFOBIA wyjdzie nam bokiem aby nie……

    Odpowiedz na ten komentarz
  5. Woziwoda
    Woziwoda 2 marca, 2015, 17:22

    A Piłsudski to gdzie wysyłał wagony z wywożonymi (bo o tym jest artykuł)? Polakofobia przyćmiewa ci umysł.

    Odpowiedz na ten komentarz

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy