Nysa, co galerii nie chciała

Nysa, co galerii nie chciała

Na jedno nowo utworzone miejsce pracy w galerii handlowej likwidowane są trzy inne w okolicznych sklepach W sobotę, 12 października, tłumy warszawiaków szturmowały nowo otwartą galerię handlową City Shopping. Powstała na miejscu słynnego Supersamu przy placu Unii Lubelskiej w Warszawie, jako część kompleksu biurowo-handlowego. Co prawda okolicznym mieszkańcom nie spodobały się obyczaje kierowców usiłujących parkować na pobliskich ulicach, lecz kto by się tym przejmował. Wszak galerie to świątynie konsumpcjonizmu, należą im się szczególne względy. Według raportu firmy Cuschman & Wakefield, na koniec 2011 r. nad Wisłą działało 387 centrów handlowych o łącznej powierzchni najmu brutto prawie 7,7 mln m kw. W tej statystyce systematycznie rósł udział miast średniej wielkości i małych, by na koniec 2011 r. sięgnąć aż 45% powierzchni. Większość nowo oddanych do użytku centrów została zlokalizowana w mniejszych miejscowościach. Otwarto m.in. Galerię Twierdza w Zamościu, Galerię Leszno, Galerię Ostrovia w Ostrowie Wielkopolskim i Galerię Tęcza w Kaliszu. Szacuje się, iż w roku 2011 łączna powierzchnia nowo otwartych centrów handlowych wyniosła ponad 500 tys. m kw., a w budowie było kolejne 500 tys. Nieoficjalne szacunki mówią, że z każdej wydanej w galeriach złotówki 16 gr trafia jako czynsz na rachunki ich najczęściej zagranicznych właścicieli. Dawnych zakupów czar… Polska należy do tych nielicznych krajów europejskich, które wpuściły galerie handlowe do centrów miast. Jeśli Niemiec, Francuz lub Brytyjczyk decyduje się na większe zakupy, musi pojechać na obrzeża Hanoweru, Paryża czy Londynu. Ma tam do dyspozycji wielkie parkingi, restauracje, kina, a także kluby fitness i baseny. Galerie handlowe to wynalazek amerykański. Zdobyły popularność w latach 60. Budowano je na obrzeżach metropolii, gdzie mieszkała szybko bogacąca się klasa średnia. Lokalizacja takich obiektów w centrach wielkich miast nie miała ekonomicznego uzasadnienia. Dziś za metr kwadratowy powierzchni handlowej w butiku przy Champs Élysées w Paryżu trzeba zapłacić rocznie ponad 9,5 tys. euro. Taniej jest w Londynie na Bond Street (ponad 7 tys. euro) czy w Mediolanie na Via Montenapoleone (ponad 6,5 tys. euro). W takich miejscach lokalizuje się więc małe lub średniej wielkości eleganckie sklepy, w których klienci mogą kupić towary najlepszych marek. Zachłyśnięcie się Polaków urokami zakupów w wielkich galeriach handlowych ma swoje korzenie w czasach PRL, gdy normą były powszechny niedobór towarów i tęsknota za zakupami. Jednak fala entuzjazmu dla takich obiektów mija. W Warszawie, we Wrocławiu czy w Poznaniu jest ich tak wiele, że nowym trudniej konkurować z już istniejącymi. Właściciele, chcąc zatrzymać klientów, intensywnie je rozbudowują, jak to się dzieje ze stołeczną Galerią Mokotów. Dlatego coraz aktywniej szuka się atrakcyjnych lokalizacji w małych i średnich miejscowościach. Na tym tle coraz częściej dochodzi też do protestów kupców i lokalnych działaczy gospodarczych, którzy wiedzą, że taki obiekt oznacza upadek lokalnego handlu, zamykanie budowanych przez lata małych i średnich placówek, a potem hurtowni. W Polsce na jedno nowo utworzone miejsce pracy w galerii handlowej likwidowane są trzy inne w okolicznych sklepach. W tym roku krakowscy handlowcy protestowali przeciw budowie galerii mającej powstać na miejscu dawnego hotelu Cracovia. Problemów nie uniknął inwestor chcący otworzyć galerię Aviator w Mielcu. Mimo zapowiedzi nie ruszyła budowa dużego obiektu w Gronowie Górnym koło Elbląga. Jednym z miejsc, w których starły się interesy inwestora i lokalnej społeczności, jest Nysa. Kosztowna zmiana planów 18 maja 2012 r. na portalu Nysa24.pl pojawił się artykuł Michała Lewandowskiego o tym, że burmistrz Jolanta Barska miała jakoby oznajmić radnym, iż miasto rezygnuje z planów sprzedaży terenów inwestycyjnych przy ulicy Zwycięstwa i wraca do pomysłu budowy galerii handlowej na terenie dawnej zajezdni MZK przy ulicy Wolności. Źródłem tych rewelacji miał być anonimowy informator. Cztery dni później pani burmistrz opublikowała sprostowanie, z którego wynikało, że „komuś zależy na wprowadzeniu zamieszania i niepokoju”. Solennie zapewniła też, że nie rezygnuje ze sprzedaży wspomnianych terenów inwestycyjnych. Przeciwnie, chce podnieść ich wartość, rozbudowując ulicę Krasińskiego. Zdecydowana reakcja miała związek nie tylko z trwającymi co najmniej od października 2011 r. zabiegami wokół

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2013, 43/2013

Kategorie: Kraj