Obóz rzeczywistych i potencjalnych zwolenników partii rządzącej jest liczniejszy niż obóz zwolenników prawdziwej demokracji Czy w Polsce mamy jeszcze demokrację? Jeżeli ten termin traktujemy poważnie, rozumiejąc przez demokrację ustrój oparty na trójpodziale władzy i pełnym poszanowaniu praw obywatelskich (a więc i praw mniejszości), to nie ma wątpliwości, że już od ponad roku doświadczamy świadomego łamania tych zasad ustrojowych przez rząd, który wyłoniła partia o zwodniczej nazwie Prawo i Sprawiedliwość, gdy w 2015 r. objęła władzę w wyniku demokratycznych wyborów. Demokracja jako koncepcja ustrojowa to wyraz ogólnoludzkiego dorobku wielu wieków rozwoju kultury i zasad współżycia, opartych na szacunku dla prawa. Koncepcja ta legła u podstaw Unii Europejskiej, a Polska aktem przystąpienia do Unii zobowiązała się do jej stosowania i przestrzegania. Dlaczego więc obecny polski rząd prowadzi taką destrukcyjną działalność? Nie robi tego przecież dla zabawy, lecz bardzo świadomie przystąpił do usuwania podstaw ustroju demokratycznego, przyjętego przez Polskę po obaleniu długich rządów partii komunistycznej i określonego przez konstytucję z 1997 r. Chce bowiem wprowadzić ustrój autorytarny, w którym decyzje należą do władzy wykonawczej, wyłonionej przez partię rządzącą. Ułatwieniem jest to, że PiS zdobyło urząd prezydencki i bezwzględną większość parlamentarną, co pozwala bez trudu uchwalić każdą ustawę. Mimo to nie jest łatwo zmienić system instytucjonalny, osadzony w ustroju demokratycznym. Na drodze prawnej nie można zmienić konstytucji. Dlatego po zwycięskich wyborach partia rządząca przystąpiła natychmiast do walki o to, aby władzę sądowniczą podporządkować rządowi. To właśnie się dzieje. Najpierw, przez łamanie konstytucji i dobrych obyczajów, nastąpiło ubezwłasnowolnienie Trybunału Konstytucyjnego. Teraz trwa walka o odebranie znaczenia Krajowej Radzie Sądownictwa. Partia rządząca zmienia ustrój, nie licząc się ze zdaniem tej części społeczeństwa, która tego nie chce. Jaka to część, nikt nie wie. Wydaje się, że w sensie hasłowym demokracja ma w Polsce sporo zwolenników, co uwidacznia się w manifestacjach ulicznych i różnych wystąpieniach. Dla tych ludzi łamanie zasad demokracji nie tylko jest bardzo przykre i bolesne, ale też stwarza poczucie zagrożenia utratą wolności. Jest jednak wiele osób, które nie mają nic przeciwko temu, co robi władza, a nawet im się to podoba. W oczach wielu przewaga systemu autorytarnego nad demokracją polega przecież na sprawności działania. Demokracja traci czas na spory, dyskusje i debaty, a ludziom od tego nic się nie poprawia. Dobrze więc, że przychodzi ktoś, kto wie, czego chce, szybko wprowadza porządek i żadnych decyzji nie odkłada. Zdawałoby się, że temu komuś nie zaszkodzi zapraszanie opozycji do dyskusji, a nawet przyjmowanie jakichś propozycji, by tworzyć atmosferę współpracy. Ale to w demokracji dba się o prawa mniejszości. W ustrojach autorytarnych nie przyznaje się jej żadnych uprawnień. Rządząca obecnie partia uważa zwolenników demokracji za wrogów, bo tylko przeszkadzają każdym swoim ruchem i słowem. Nie może być mowy o zgodnym, wspólnym budowaniu przyszłości. Kiedy w roku 2005 wyborcy po raz pierwszy oddali władzę Prawu i Sprawiedliwości, wystąpiło ono z gotowym programem, który otwarcie zapowiadał wprowadzenie w Polsce systemu autorytarnego pod nazwą IV Rzeczypospolitej. Wzmacniało go hasło solidarności społecznej, co tak zmyliło niektórych komentatorów, że dopatrzyli się w nim lewicowości. W swojej ówczesnej publicystyce oceniałem ten program bardzo krytycznie. Solidaryzm to piękna idea, stawiająca dobro publiczne na czele dążeń społecznych. Nie ma jednak sposobu realizowania idei solidarnego dążenia do dobra wspólnego bez sprawnego organizatora, który określa sposób pojmowania tego dobra i umie zapewnić ogólne współdziałanie. Stąd krok do władzy autorytarnej, środków przymusu i ograniczania praw obywatelskich, będących naczelną troską demokracji liberalnej. W Sejmie zatem ogranicza się do minimum prawo opozycji do stawiania pytań i zgłaszania wniosków. Narodowi narzuca się bez dyskusji gotowy projekt rewolucji w systemie oświaty. Nocą i w maksymalnym pośpiechu przyjmuje się sekwencję ustaw i uchwał skutecznie obezwładniających Trybunał Konstytucyjny. Nawet o wycinaniu drzew władza decyduje bez dyskusji. Obecny rząd wszedł znacznie mocniej niż w poprzednim okresie władzy PiS na drogę narzucania społeczeństwu rozwiązań bez próby porozumienia, czyli metodą „na rympał”. Drażni ludzi arogancją także w sprawach personalnych, gdy na intratne stanowiska powołuje osoby zupełnie niekompetentne, a tylko oddane partii. Mamy więc sytuację, która wielu z nas zdecydowanie nie odpowiada. Ale póki mamy wolne wybory, opozycję









