Tusk chce ostatecznie odstrzelić piskorczyków Wyrzucenie z Platformy Obywatelskiej Pawła Piskorskiego zostało nazwane oczyszczaniem partii. Dziwnym jednak trafem zbiegło się w czasie z wewnętrznymi rozgrywkami przed kongresem wyborczym PO. Czy więc chodziło o polepszenie wizerunku partii, czy bardziej o utrącenie rywala? Liderzy PO po raz kolejny wypisują na sztandarach hasło czyszczenia struktur z tzw. układu warszawskiego. Wprawdzie do tej pory nie udało się udowodnić winy żadnemu ze stołecznych polityków, ale Donald Tusk i Hanna Gronkiewicz-Waltz zapowiadają surowe ukaranie działaczy z Warszawy. Podobno powstaje czarna lista piskorczyków, czyli ludzi popierających byłego prezydenta Warszawy. Hanna Gronkiewicz-Waltz wskazuje pierwszych do odstrzału: Sławomir Potapowicz, wiceszef regionu mazowieckiego, Jan Artymowski oraz Marta i Piotr Fogler. Mają być wyrzuceni z partii, a jak się nie uda, to przynajmniej nie zostaną wpisani na samorządowe listy wyborcze. Kto się bał Piskorskiego? O powrocie Pawła Piskorskiego do krajowej polityki mówiło się od początku tego roku. Sprzyjało mu kilka elementów. Przede wszystkim nad Donaldem Tuskiem zaczęły się gromadzić powyborcze chmury. – Ludzie byli wściekli na Tuska i Schetynę, bo to oni zdecydowali, żeby nie wchodzić do koalicji. Długo nikt nie mógł uwierzyć, że Kaczyńscy wcale nie chcieli z nami rządzić. Poza tym miano rozliczyć Tuska i Schetynę za dwie tak idiotyczne porażki. Jak można było przegrać wybory prezydenckie i parlamentarne przy tak dobrych sondażach? – wyjaśnia jeden z naszych rozmówców. W tym czasie również Bronisław Komorowski zaczął rozważać start w wyborach na przewodniczącego Platformy, co osłabiało pozycję Tuska. Co więcej, zapowiedział to prowokacyjnie – na Pomorzu, w samym mateczniku PO. Komorowski dostał prestiżowe stanowisko wicemarszałka Sejmu. W partii zyskiwał coraz większą popularność, bo nie jest konfliktowy, a jednocześnie nie boi się ostro krytykować Kaczyńskich. Miałby duże szanse wygrać na majowym kongresie wyborczym. W Platformie nie brak zwolenników tezy, że Komorowski dogadał się z Piskorskim. – Dzięki temu Komorowski został szefem Mazowsza. Kiedy później były awantury z piskorczykami, raczej ich bronił, niż atakował. Podobno doszło do umowy, że Piskorski poprze Komorowskiego w walce o fotel przewodniczącego. Sam Piskorski nie chciał startować na żadną funkcję, bo po co? Na Mazowszu i tak rządził przy pomocy swoich oficerów, np. Sławomira Potapowicza – przekonuje jeden z posłów. Pierwsze starcie Piskorski-Tusk miało miejsce w styczniu, kiedy we władzach partii decydowano, jakim stosunkiem głosów będą wybierani delegaci na kongres wyborczy. – Piskorski chciał, żeby to było 1 do 30, bo w ten sposób Mazowsze miałoby aż jedną szóstą delegatów. Przy takiej liczbie można już sporo ugrać na kongresie. Dlatego Tusk forsował wersję 1 do 50, co osłabiało Mazowsze, które wystawiłoby wówczas jedną dziewiątą delegatów – opowiada inny poseł. Tusk wygrał wtedy tę potyczkę, ale dla wszystkich stało się jasne, że Piskorski planuje powrót do gry. Trzeba więc było go powstrzymać. Jednocześnie Piskorski powoli zaczął odbudowywać swoją pozycję w terenie. – Trzeba przyznać, że facet ma charyzmę. Chociaż nie bierze udziału w bieżącej polityce, bardzo dużo osób jest pod jego wpływem. Nie tylko w Warszawie, także poza nią. Wiele osób było przekonanych, że gdyby kampanię wyborczą prowadził Piskorski, PO nie dostałaby takich batów. Trzeba też przyznać, że jego ludzie w Warszawie przejęli władzę w demokratyczny sposób i stało się tak, mimo że od dwóch lat Gronkiewicz-Waltz robiła wszystko, żeby przejąć lokalne struktury. Nie udało się jej, ale i tak Tusk wyznaczył ją na kandydata na prezydenta Warszawy, więc tak naprawdę znów dał jej wolną rękę na Mazowszu – przyznaje pewien warszawski poseł. Poległa na Warszawie, ale… Hanna Gronkiewicz-Waltz już raz robiła porządki w warszawskiej organizacji. Ale, co przyznają nawet jej sympatycy, jej misja skończyła się klapą. Była prezes NBP została wybrana na komisarza przez zarząd regionu na prośbę zarządu krajowego. – Odwołania od decyzji komisarza trafiają do zarządu regionu, który rozpatrywał je w ciągu 14 dni. Tymczasem w zarządzie zasiadali piskorczycy, których Gronkiewicz-Waltz miała usunąć – tak o przyczynach klęski komisarza opowiada jeden z lokalnych działaczy PO. A jednak mimo tych trudności udało się jej wyrzucić ok. 500 osób. W ich miejsce
Tagi:
Magdalena Orzechowska









