Odciek polityczny

Odciek polityczny

Dopiero po wyborach Krzysztof Putra i kilku innych prominentnych działaczy PiS poniesie odpowiedzialność za oczyszczalnię atrapę? 25 kwietnia 2007 r. minęła piąta rocznica nieoddania do użytku oczyszczalni odcieków w Hryniewiczach. Wszystko wskazuje na to, że tych niechlubnych jubileuszy będzie przybywać. Nikt bowiem nie ma pomysłu, jak w tę inwestycję tchnąć życie. Mimo atrakcyjnego wyglądu obiekt jest jedynie atrapą – mówi Wiesław Kobyliński, przewodniczący Komisji Rewizyjnej Rady Miejskiej w Białymstoku. Obiekt ów to główny powód tzw. afery ściekowej. Idzie o Zakład Utylizacji Odpadów Komunalnych na miejskim wysypisku w Hryniewiczach. Sprawa ciągnie się ponad 10 lat. W listopadzie 1996 r. zarząd miasta zwrócił się do kilku specjalistycznych firm o przedstawienie rozwiązań technicznych utylizacji odpadów. W lipcu następnego roku dokonano wyboru: projekt sporządzi firma Arka Konsorcjum SA z Poznania. Miasto złożyło następnie wnioski o środki i potwierdzenie takie uzyskało od Wojewódzkiego i Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. Wszystko wyglądało normalnie, chociaż – z dzisiejszej perspektywy – rodziły się wątpliwości co do części inwestycji, która dotyczyła utylizacji odcieków komunalnych. Odcieki z wysypiska to najbardziej toksyczny „produkt” wielkiego miasta. Sposobem na tę toksyczność miała być specjalna metoda, zwana osmozą odwróconą, która teoretycznie dawała szansę na zmniejszenie objętości odcieków do 10%. W opinii badaczy z Politechniki Białostockiej (którą miasto otrzymało w 1998 r.) znalazła się uwaga, iż ten unikalny pomysł na odcieki jest bardzo energochłonny i kosztowny. W pracach nad dalszą dokumentacją tych uwag nie uwzględniono. Nastąpił przetarg, który wygrała wspomniana Arka Konsorcjum, proponująca niską cenę. Rzecz w tym jednak, że metody tej, nader nowoczesnej, nigdy jeszcze nie wdrażała, a nawet nie budowała oczyszczalni odcieków. I od tej chwili zaczęło się dziać coś dziwnego. W 2000 r. wykonawca zaproponował zmianę technologii na tzw. osmozę jednostopniową. To, wedle zapewnień Arki, obniżyłoby koszty. Na to zgodził się zarząd miasta i nie zmienił swej decyzji mimo kategorycznej opinii jednej z firm konsultujących, że technologia jednostopniowej osmozy nie daje gwarancji właściwego oczyszczenia ścieków. W tej sprawie ekspertyzy nie przeprowadzono, a za wiarygodne uznane zostały wyjaśnienia wykonawcy. Wątpliwości te powinny skłonić władze miejskie do powstrzymania się bodaj od płacenia części faktur, skoro efekt nie był absolutnie pewny. Tego nie zrobiono i ostatecznie 25 kwietnia 2002 r. nastąpił finał. Został podpisany protokół odbioru i przekazania do użytku oczyszczalni ścieków w Hryniewiczach. W protokole stwierdzono, że odebrany obiekt nie posiada „wad trwałych i niedających się usunąć”. Wprawdzie stwierdzono szereg usterek i niedoróbek, ale zgodzono się, że wykonawca je naprawi. A jeżeli tego by nie zrobił, to odda niemal 3 mln zł z odsetkami. Na wszelki wypadek miasto powstrzymało się z zapłatą niezapłaconego jeszcze pół miliona złotych. Zanim podpisano protokół, przez kilka miesięcy próbowano nakłonić wykonawcę, aby usuwał wcześniej dostrzeżone usterki. Są na to dokumenty. Czyli… w momencie podpisywania protokołu wiadomo było, że obiekt nie działa! Rozmowy z wykonawcą prowadziła spółka komunalna Lech, zarządzająca wysypiskiem i mająca eksploatować oczyszczalnię odcieków. Jej prezesem był wówczas obecny wicemarszałek Senatu i kandydat na posła PiS, Krzysztof Putra. On też był wśród osób podpisujących przyjęcie obiektu, wraz z wiceprezydentami miasta i przedstawicielem wykonawcy. Ciekawe – nie było prezydenta, który akurat miał wyjazd służbowy, wykonawcę reprezentował pracownik niskiego szczebla. Nie było, zwykłej w takich momentach, gali, prasy itd. Dzisiaj sytuacja jest taka, że wywóz nieczystości z wysypiska do wylewiska miejskiego beczkowozami kosztuje rocznie milion złotych, do tego dochodzi amortyzacja. Przez trzy lata utrzymywano pełną kilkuosobową obsadę oczyszczalni, mimo iż ta nie działała. A najważniejsze: nie ma od kogo odzyskać ponad 2 mln zł komunalnych pieniędzy, bo firma Arka Konsorcjum SA upadła. – Można jedynie żywić nadzieję, że obecne władze Białegostoku (po kilkunastu latach dominacji w magistracie ortodoksyjnej prawicy rok temu wybory wygrała PO – przyp. aut.) przy udziale specjalistów z prawdziwego zdarzenia znajdą jednak sposób na uruchomienie oczyszczalni lub na wykorzystanie budynku i jego wyposażenia – mówi Wiesław Kobyliński. – Nasuwa się jednak nieodparte pytanie: jak w ogóle mogło do tego dojść? Chociaż idea budowy oczyszczalni sama

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2007, 43/2007

Kategorie: Kraj