Odlot posła

Odlot posła

Gabriel Janowski: tragedia czy komedia Od czwartku rano w Sejmie huczało od plotek. Najpierw gubiono się w domysłach, jak wyglądało nocne usuwanie posłów z sali obrad, a później – kiedy wyemitowano nagranie wydarzeń – komentowano ich przebieg. – Janowski niepotrzebnie oderwał nogi z podłogi. To był błąd. Gdyby się zaparł, nie ruszyliby go – rozważali zarówno dziennikarze, jak i posłowie. A wszystko to mimo zorganizowania akcji czuwania wokół Gabriela Janowskiego. Posłowie LPR i Samoobrony zapisywali się na wystawionych listach na dyżury. W kuluarach podśmiewano się, że marszałek celowo wybrał godzinę 4 rano na akcję wynoszenia niepokornego posła. – Na sali nie było wówczas najcięższego argumentu Samoobrony – posła Witaszka. – Jego i cały pułk by nie wyciągnął, nawet siedzenie w sali obrad ma podwójne – żartowali między sobą posłowie PiS. Chichocząc, obstawiano nawet, czy poseł Janowski trafi do księgi Guinnessa, wytrzymując 20 godzin bez toalety. Napiętą atmosferę podsycały krążące po kuluarach plotki. – Do Sejmu wprowadzane są siły specjalne. Dziś około godz. 14 na teren Sejmu wprowadzono co najmniej 10 funkcjonariuszy Biura Ochrony Rządu. Są w cywilnych ubraniach dla niepoznaki, ale mi się udało ich rozpoznać. Dwóch nawet wylegitymowałem – bił na alarm Antoni Macierewicz. – Oficerowie mają ponoć zwiększyć bezpieczeństwo pirotechniczne, ale ja żadnego zagrożenia nie dostrzegłem. O co więc tak naprawdę chodzi? – pytał retorycznie poseł LPR, przypominając jednocześnie bohaterstwo „posłów, którzy zostali pobici w obronie STOEN-u”. – Nie ma tu żadnych oficerów BOR. Chyba że ktoś ma na myśli mojego kierowcę – dementował te rewelacje Krzysztof Janik, minister spraw wewnętrznych i administracji. Faktem jest jednak, że stan podwyższonej gotowości widać było na każdym kroku. Wejścia do korytarzyka bezpośrednio przy sali obrad strzegło po trzech strażników (zazwyczaj jest to jedna osoba). Ze zdwojoną czujnością sprawdzano też legitymacje uprawniające do wejścia na galerię dla dziennikarzy i publiczności. Takie środki ostrożności były nieco dziwne, biorąc pod uwagę, że bohaterowie zamieszania – posłowie – mogli przecież wchodzić tam dowolnie. Podobnie przepuszczano delegacje spoza Sejmu. – Straż marszałkowska ma nawet zakaz otwierania obu połówek drzwi prowadzących na galerię i do kuluarów – donosił podekscytowany poseł. – Piję piątą kawę, ale już mi to nie pomaga. Jestem wykończony – przyznał jeden ze strażników. – Jesteśmy w pracy już 36 godzin! Nawet nie wiem, kiedy wrócę do domu. To, co tu się dzieje, to po prostu cyrk, tyle że tam to ludzie płacą za bilet, a tu jest za darmo – mówił inny. Strażnicy, którym przypadła niewdzięczna rola wyprowadzenia posła Gabriela Janowskiego z sali obrad, byli rozżaleni oskarżeniami o użycie siły i brutalność, jakie rzucali im parlamentarzyści z LPR i Samoobrony. – Na pokazanej kasecie widać, że ci posłowie sami, przez przypadek, poszturchiwali się. Nie byliśmy agresywni – mówił nieoficjalnie jeden ze strażników uczestniczący w nocnym wynoszeniu posła z Sejmu. Zapis z kasety przedstawiającej nocne wydarzenia potwierdza słowa strażnika. Ale i tak szybko się okazało, że każdy zobaczył to, co chciał. – To dziwne, że teraz wszyscy mówią, iż nie użyto przemocy. Ja dostrzegłem wyjątkowo brutalną akcję straży marszałkowskiej. Sam widziałem krwawą pręgę na ciele posła. Skąd się ona wzięła? Zwyczajnie pobito parlamentarzystów. A poseł Stryjewski jest takiej niewielkiej postury. Jest nawet drobniejszy od tej pani – wskazywał na jedną z najniższych dziennikarek Antoni Macierewicz. Akcję usuwania posłów blokujących mównicę rejestrowały kamery telewizji sejmowej i przedstawiciel LPR, ale tylko pierwsze nagranie zostało pokazane publicznie. Kiedy stało się jasne, że straż marszałkowska nie pałowała parlamentarzystów, z LPR poszedł sygnał, że materiał został zmontowany, a niewygodne fragmenty usunięte. Ale nie pokazano konkurencyjnej kasety, aby to udowodnić. Nagle okazało się bowiem, że taśmy nie ma. Posłowie Roman Giertych i Zygmunt Wrzodak w dramatycznych słowach oskarżali straż marszałkowską, która rzekomo miała uszkodzić kamerę. Gabriel Janowski tymczasem stwierdził, że nagrania nie ma, bo kolega z emocji zapomniał włączyć właściwy przycisk. – Na taśmie musiało być coś niewygodnego dla LPR i dlatego uznali, że nie warto z nią wyskakiwać – spekulowali niektórzy dziennikarze. Rozwiązać parlament Być albo nie być kasety

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2002, 42/2002

Kategorie: Kraj