Odyseja kosmiczna 2023

Odyseja kosmiczna 2023

Tankowanie na orbicie

Wybór Marsa jako pierwszej stacji międzyplanetarnej autostrady wydaje się oczywisty. Blisko Ziemi (choć przy najkorzystniejszym położeniu obu planet dzieli nas 50-60 mln km), o zbliżonych kluczowych parametrach. Przede wszystkim ma atmosferę (ponad 90 razy cieńszą od ziemskiej, ale w dużej mierze zbudowaną z dwutlenku węgla) i wodę – choć w postaci ogromnych pól lodowych. Dzień na Marsie trwa w przybliżeniu 24 godziny i 40 minut, a zakres temperatur waha się od minus 140 do plus 30 st. C. Biorąc pod uwagę uśrednione czasy pokonywania drogi na Marsa przez wysyłane dotychczas w kosmos sondy i łaziki, obecnie znane nam rozwiązania technologiczne pozwalają dostarczyć sprzęt obserwacyjny w nieco mniej niż siedem miesięcy. Na potrzeby lotów pasażerskich Musk chce skrócić ten okres do zaledwie 60-70 dni. Paradoksalnie ten właśnie element może się okazać najważniejszy w całej układance exodusu ludzkości z Ziemi.

Mimo że jesteśmy blisko stworzenia odpowiedniej technologii do podróży na Marsa i mamy wiedzę dotyczącą warunków na tej planecie, największą niewiadomą równania pozostaje człowiek. Wciąż nie jesteśmy bowiem odpowiednio przystosowani do długich pobytów w stanie nieważkości – testy prowadzone na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej wskazują, że roczny pobyt poza ziemskim polem grawitacyjnym może mieć nieodwracalne skutki dla ludzkiego metabolizmu, mechanizmów gałki ocznej czy układu krążenia. Musk z pewnością doskonale zdaje sobie z tego sprawę – jego prometejska misja nie miałaby sensu, gdyby nie był w stanie dowieźć na Marsa ludzi zdolnych do rozpoczęcia procesu kolonizacyjnego. W końcu SpaceX to przedsiębiorstwo transportowe, a nie biuro podróży.
Jak więc zamierza dostarczyć pierwszych ludzi na Marsa? Wszyscy mamy w głowach hollywoodzkie wyobrażenia tego typu misji – od legendarnych scen z „Odysei kosmicznej” Stanleya Kubricka do niedawno wyprodukowanego „Marsjanina”, w którym Matt Damon, uwięziony na planecie bez szans powrotu na Ziemię, musi jakimś cudem zapewnić sobie jedzenie i zasoby potrzebne do przetrwania. Czy będziemy się hibernować jak Matthew McConaughey w „Interstellar”, czy komfortowo siedzieć w kokpicie jak bohaterowie „Star Treka”?

Niestety, Elon Musk nie wydaje się fanem żadnego z tych filmów, bo zaprezentowany przez niego opis podróży wydaje się nad wyraz… ludzki. Duży statek, kształtem przypominający wahadłowiec lub ogromny boeing, docelowo ważący jedynie 150 ton (dla porównania – paliwo, które ma go wynieść na Marsa, będzie ważyć nawet 4,5 tys. ton), z przeszklonym frontem pozwalającym oglądać zbliżający się cel podróży. Sekretem powodzenia misji ma być bowiem schemat wielokrotnych podróży, oparty na czterech podstawowych zasadach: możliwości ponownego użycia sprzętu transportowego, wynalezieniu odpowiednio lekkiego i kalorycznego paliwa, umożliwieniu jego produkcji na innych planetach (tak aby statki były w stanie wrócić na Ziemię) oraz – co może być największą innowacją w planie Muska – tankowaniu na orbicie. Ten ostatni parametr zdaje się fundamentalny dla powodzenia całego schematu, pozwoli bowiem zabrać na pokład więcej pasażerów w czasie jednej podróży.

Podróż za 200 tys. dolarów

Według słów Muska pierwsze loty na Marsa miałyby zabrać na pokład ok. 100 osób, z czasem liczba pasażerów (przy optymalizacji kształtu statku i składu paliwa) wzrosłaby do 200. Firma planuje wykonanie ok. 10 tys. lotów na Marsa w ciągu najbliższego stulecia, tak by w przybliżeniu do 2150 r. utworzyć tam przeszło milionową, samowystarczalną cywilizację zdolną do wyżywienia się, wytworzenia niezbędnej energii i – najpewniej – dalszych podróży międzyplanetarnych. Aby to zrobić, pierwsi kolonizatorzy musieliby najpierw znacząco przekształcić swój nowy dom. Wprawdzie Mars to planeta z potencjałem, ale głęboko uśpionym. W obecnych warunkach niemal wszystkie znane ludzkości organizmy żywe (poza niektórymi mchami i porostami) wymarłyby na nim natychmiast, a te, które przeżyją, nie miałyby żadnego przełożenia na zmianę parametrów życia całej planety. Do budowy ludzkich kolonii na Marsie niezbędne jest podgrzanie jego atmosfery. Na Ziemi efekt ten zapewnia dwutlenek węgla. Niestety, jego działanie (poprzez absorpcję i emisję promieniowania) jest zdecydowanie zbyt wolne, żeby w krótkim czasie przekształcić atmosferę Marsa.

Do osiągnięcia tego celu musiałyby zostać użyte gazy o dużo większej wydajności w procesie globalnego ocieplenia. Doskonałym kandydatem wydaje się sześciofluorek siarki, którego skuteczność w podnoszeniu temperatury byłaby dziesiątki tysięcy razy większa od dwutlenku węgla. Problem w tym, że wyprodukować go trzeba by już na Marsie – a stworzenie odpowiedniej jego ilości zajęłoby lata, może nawet dekady. Jak widać zatem, kolonizacja nowej planety to naprawdę misja o skali przypominającej budowę nowej cywilizacji.

Jeśli znamy już szczegóły techniczne i możliwości naukowe, pozostaje pytanie, kto wsiądzie na pokład pierwszego rejsu na Marsa. Odpowiedź jest dość prosta: ten, kto zapłaci. Według Muska – nie więcej niż 200 tys. dol. Jak sam mówi, koszt takiej wyprawy ma być porównywalny z ceną domu w Stanach Zjednoczonych. Dla większości z nas to suma ogromna. Jednak dla niemałej liczby bogatych – stosunkowo niewielka cena za miejsce w historii.

Strony: 1 2

Wydanie: 2016, 40/2016

Kategorie: Nauka

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy