Sprawa zwrotu zabytków kultury wciąż budzi spory – Rozmowy na temat odzyskania dóbr kultury zagarniętych w czasie II wojny toczą się od 1992 roku, ale nie spodziewam się w tej sprawie natychmiastowego rozwiązania – mówi Stanisław Żurowski, Pełnomocnik Rządu ds. Polskiego Dziedzictwa Kulturalnego za Granicą. – Problem wypracowania koncepcji likwidacji skutków wojny w dziedzinie kultury i powetowania strat wojennych nie da się sprowadzić do prostej wymiany. Główny problem polega na tym, że nie wiemy, gdzie znajdują się wywiezione z Polski podczas wojny dzieła sztuki, po większości z nich ślad zaginął. Gdybyśmy potrafili je zlokalizować, dawno wystąpilibyśmy o ich zwrot. Główna rewindykacja dóbr kultury miała miejsce w Europie w latach 1945-1950. Wtedy wróciły do Polski m.in. ołtarz Wita Stwosza i „Dama z łasiczką” Leonarda da Vinci. Potem zdarzały się gesty kurtuazyjne, np. w zamian za przekazane przez Edwarda Gierka władzom NRD trzy nutowe rękopisy niemieckich kompozytorów, wróciły do Muzeum Uniwersytetu Jagiellońskiego rysunek Wita Stwosza oraz obraz Jana Messisa „Wenus i Amor” z XVI w. W późniejszych latach równie cena wymiana dóbr kultury nie miała miejsca. Wprawdzie polsko-niemiecka umowa z czerwca 1991 r. mówi o „rozwiązaniu problemów związanych z dobrami kultury i archiwaliami”, ale przez dziesięć lat niewiele zrobiono w tej sprawie, poza tym, że w 1992 r. Niemcy zwróciły nam kolekcje 30 antycznych złotych obiektów oraz 1,7 tys. srebrnych monet zagrabionych podczas wojny w naszych muzeach, a w 1999 r. premier Buzek przekazał kanclerzowi Gerhardowi Schröderowi Biblię Lutra z 1522 r. Rok później polsko-niemiecka Grupa Kopernika przedłożyła memoriał w sprawie rozwiązania sporu, który wywołał w mediach lawinę polemik. Puste ramy po Rafaelu Przyjmuje się, że najwięcej, bo ponad 52 tys. dzieł sztuki wywieźli podczas II wojny światowej Niemcy – tyle znajduje się w oficjalnym rejestrze. Prawdopodobnie ta liczba jest w rzeczywistości dużo większa, ponieważ w wielu przypadkach jako jedna pozycja została zarejestrowana cała kolekcja. Z tych 52 tys. zagrabionych obiektów można zlokalizować jedynie kilka procent. Ponad 90% zostało rozproszonych po świecie i zapewne znajduje się w prywatnych zbiorach. Nie wiadomo na przykład, gdzie podziały się obiekty z Muzeum Narodowego w Warszawie, które zostało ograbione po upadku powstania warszawskiego. Najcenniejszym dziełem sztuki zrabowanym przez Niemców jest „Portret młodzieńca” Rafaela z krakowskiej kolekcji Czartoryskich, po którym pozostały puste ramy i pokwitowanie. Do dzisiaj nie wiadomo, gdzie przechowywany jest bezcenny obraz. Nie wiadomo również, gdzie znajduje się słynna szkatuła królewska, zawierająca biżuterię, miniatury i inne wyroby rzemiosła artystycznego związane z władcami Polski. Do najbardziej wartościowych dzieł sztuki wywiezionych przez Niemców zalicza się również obrazy Canaletta, Bacciarellego oraz gotyckie kielichy z kościołów krakowskich. Z Muzeum Uniwersytetu Jagiellońskiego wywieziono 574 cenne obiekty, m.in. część zastawy stołowej Wazów, unikalne złote medale i dywany. Wśród dóbr kultury zagrabionych podczas II wojny światowej znalazły się także dokumenty. Zdaniem Władysława Stępniaka z Archiwum Głównego Akt Dawnych, najcenniejsze są 74 pergaminy z XVI w. dotyczące sekularyzacji Prus, wywiezione z Archiwum Koronnego w Krakowie. – Ponadto zagrabiono księgi metrykalne z diecezji rzymskokatolickich przyłączonych podczas II wojny do Niemiec, najstarsze pochodzące z XVI w. Ich wartość historyczna jest bezcenna. Na padające często pytanie, czy w zbiorach niemieckich znajdują się dzieła odpowiadające wartości znajdującej się u nas „Berlinki”, eksperci odpowiadają, że byłoby satysfakcjonujące, gdyby Niemcy oddali nam te rzeczy, których wywóz pokwitowali, a zwłaszcza obraz Rafaela. – Jednak sprawa wartości materialnej zrabowanych z Polski obiektów nie jest prosta – mówi Monika Kuhnke z Biura Pełnomocnika Rządu ds. Polskiego Dziedzictwa Kulturalnego za Granicą w MKiDN. – Kiedy po wojnie usiłowano sporządzić spis strat wojennych z określeniem ich wartości, popełniono wiele błędów, np. przy szkatule królewskiej z Muzeum Czartoryskich zapisano „wartość materialna niewymierna”, co przy podliczaniu potraktowano jako zero – i wyszło na to, że bezcenna szkatuła nic nie jest warta. Z kolei wiele dzieł ma niewielką wartość materialną, ale dużą wartość dla miasta, z którego je zabrano i dla lokalnej społeczności. Karta przetargowa „Berlinkę”, czyli znajdującą się w Bibliotece Jagiellońskiej
Tagi:
Ewa Wituska









