Ofiary „postępu” ścielą się gęsto

Ofiary „postępu” ścielą się gęsto

Dzisiejsi utopiści nie są ani optymistami, ani pesymistami. I do takich tylko przyszłość może należeć Prof. Zygmunt Bauman, socjolog – W książce „O pożytkach z wątpliwości” pisze pan, że sprawiedliwe społeczeństwo rozpoznajemy po tym, że robi sobie wyrzuty, iż nie jest wystarczająco sprawiedliwe. Czy Polacy są sprawiedliwym społeczeństwem? – Chciałbym, aby byli. Tuszę, że są. Widzę, że starają się, jak mogą, by byli – choć chór „opiniotwórców” jedną melodię wyśpiewuje z jednym tekstem: że sprawiedliwość społeczna jest przeżytkiem i hamulcem „rozwoju gospodarczego” (ostatniego dziś rycerza na skądinąd pustym polu bitwy o życie pomyślne i godne), a marzenie o sprawiedliwości jest mroczną spuścizną mrocznych czasów. Chóru, szczególnie gdy zawłaszczył bez reszty scenę publiczną od prawego do lewego jej krańca, nie można lekceważyć – trudno wszak w chóralnym wrzasku innych tekstów się dosłuchać, a inne melodie intonując, słyszalnymi je uczynić. Ale i przeceniać chóru nie należy: żądanie sprawiedliwości, jak ów Feniks z popiołów, odradza się uparcie w każdym akcie niesprawiedliwości, w każdej krzywdzie ludzkiej – a więc żyznej gleby mu w dzisiejszej Polsce nie brak (przypomnijmy choćby jeden z aktów najjaskrawszych: od tych właśnie ludzi, którzy Polsce wolność wywalczyli, żąda się dziś, by zgodzili się być owej wolności collateral casualties – ofiarami towarzyszącymi, a prawdę mówiąc, głównymi). – Mam wątpliwości, czy nasze open society, o którym marzyliśmy, jest rzeczywiście open i demokratyczne. Wszystkim rządzi pieniądz, także w kulturze. – Pani wątpienie dodaje otuchy: wszak to właśnie sąd o niedostatku demokracji świadczy o demokratyczności społeczeństwa (Stalin i jego gorliwi bardowie nigdy wątpliwości co do demokratycznej doskonałości gułagowego carstwa, jeśli je mieli, nie zdradzili). Na to, że polskie (angielskie, hiszpańskie, szwajcarskie, islandzkie, itp., itd.) społeczeństwo jest nie tak demokratyczne, jak mogłoby być i jak chciałoby być, zgoda. Ale też po tym właśnie, że tak uważa i że o tym głośno mówi, większej demokracji się domagając, jego demokratyczność się poznaje. Otwartość społeczeństwa to inna sprawa. Narzekanie i wytykanie niedomagań samo społeczeństwa otwartym nie uczyni. Jak to Norwid pięknie napisał – znudzony pieśnią lud woła o czyny. Ofiary „postępu” ścielą się gęsto, namnożyło się więc znów w Polsce Janków Muzykantów, przed bramami uczelni ustawiono strażników sprawdzających nie talenty, lecz zawartość portfela, rosną szeregi „ludzi zbędnych”, a jeszcze szybciej zastępy takich, co się zaliczenia do kategorii „zbędnych” nie bez powodu obawiają – a żywotów zmarnowanych i umiejętności zmarnotrawionych nie da się niczym odrobić ani cierpień ludzkich stąd wynikłych zrekompensować. Sprawnie funkcjonujący rynek zasypie sklepy towarami, ale społeczeństwa „otwartym” nie uczyni. Jego sprawność mierzy się przypasowaniem dóbr do kieszeni, a nie perspektyw życiowych do ludzkich zasług. Wolność i pewność – Jakie są, pana zdaniem, największe niebezpieczeństwa dla współczesnego świata? – Rosnąca w oszałamiającym tempie polaryzacja ludzkości na bogatych i biednych, opływających w zaszczyty i upokorzonych, na takich, dla których świat stoi otworem, oraz tych bez perspektyw i szans na godne życie… A jeszcze bardziej znikomość wysiłków, by proces ten zahamować, nie mówiąc już o jego odwróceniu – a i niechęć do zwiększenia wysiłku. Jeszcze 30 lat temu dostatek 5% najbogatszych mieszkańców planety był 30-krotnie wyższy od stanu posiadania 5% najuboższych. Dziesięć lat temu był 60-krotnie wyższy. Dziś – 114 razy. 500 najbogatszych ludzi świata włada do spółki fortuną równą rocznemu dochodowi połowy (tej uboższej) ludzkości. 115 mln dzieci nie ma dostępu do jakiegokolwiek wykształcenia; wedle obliczeń ONZ, trzeba 5,6 mld dol. rocznie, by zapewnić im szkołę. Na utrzymanie wojsk okupacyjnych w Iraku Senat amerykański przeznaczył 56 mld, które by na dziesięć lat szkołę zapewniły (dwukrotnie większą sumę niż roczne koszta kształcenia Zachód wydał na Afganistan – z czego 80% na pokrycie kosztów bombardowania i na łapówki dla lokalnych watażków). Krowy hodowane wewnątrz Unii Europejskiej są subsydiowane sumą ponad 2 dol. dziennie na głowę, czyli taką, jaką muszą się obejść 2 mld ludzi. Zaś 20 tys. zamożnych hodowców bawełny w Ameryce otrzymuje z rządu federalnego subsydia w wysokości 5 mld dol., co z kolei, wedle obliczeń noblisty Stiglitza, zrujnowało 10 mln afrykańskich chłopów

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2003, 49/2003

Kategorie: Wywiady
Tagi: Ewa Likowska