W RFN wysiedlenia Niemców i bombardowanie Drezna zaczynają dominować w historycznej edukacji W jednym z naszych medialnych źródeł informowano, że „coraz więcej Niemców chciałoby zamknąć ostatecznie rozdział wojennej przeszłości”. Jest to wnioskowanie niepełne, ponieważ chodziłoby tu raczej o zamknięcie rozdziału sprawców, nie zaś ofiar. Ten rozdział zaczyna się medialnie coraz bardziej otwierać. Austriacki Instytut International, który w połowie 2005 r. przedstawił wyniki solidnej kwerendy o II wojnie światowej, odnotował, że 46% Niemców uważa, iż należy uznać ten rozdział za zamknięty. Sądzę, że dzisiaj odsetek ten byłby znacznie wyższy. Dodam, że już latem 1964 r. prawie połowa ankietowanych w Niemczech zachodnich opowiadała się przeciwko kontynuowaniu procesów za zbrodnie narodowosocjalistyczne. Osobistości niemieckiego świecznika politycznego nieskończenie zapewniają, że Niemcy pamiętają i nie zapomną, że byli sprawcami zła. Sęk jednak w tym, że deklaracje te przekładają się już znacznie skromniej na praktykę, bo z roku na rok coraz częściej pojawia się obraz ofiary, coraz rzadziej sprawcy. Jeszcze w ostatnich dekadach ubiegłego wieku nie zgłaszano w publicznym obiegu takich obaw. Już w roku 2006 r. w Fundacji Batorego odbyła się obszerna dyskusja „Pamięć w stosunkach z Niemcami”, w której kompetentne osobistości z Władysławem Bartoszewskim na czele podejmowały omawiany tu problem nie jako zjawisko wirtualne, lecz dające o sobie znać. W roku 2004 Centralna Rada Żydów w Niemczech zrezygnowała ze współpracy w fundacji niemieckiej pielęgnującej pamięć hitlerowskich obozów koncentracyjnych na terenie Saksonii. Powód: „upodabnianie i relatywizowanie zbrodni hitlerowskich, przyrównując je do stalinowskich i aparatu bezpieczeństwa NRD”. Dokumentacja i komentarz do alianckich bombardowań niemieckich miast rozdęte zostały do kosmicznych wręcz rozmiarów w książce Maximiliana Czesany’ego „Europa im Bombenkrieg 1939-1945”, która doczekała się w Niemczech trzech wydań. Pozycji traktujących o bombardowaniu miast niemieckich są dziesiątki. Bombardowaniu Drezna historyk brytyjski Frederick Taylor poświęcił aż ponadpięćsetstronicową książkę, która błyskawicznie ukazała się w niemieckim przekładzie. Takich zagranicznych książek ukazujących Niemców jako ofiary wojny opublikowano więcej. Z miejsca przekładane są na język niemiecki. Autorem innej książki o dywanowym nalocie na Drezno, która podobnie jak powyższa ukazała się w roku 2005 i liczy 300 stron, jest niemiecki autor Wolfgang Schaarschmidt. Kolejny dwuodcinkowy film telewizyjny „Drezno”, przygotowany kosztem aż 10 mln euro, emitowano w 2006 r. Był to już chyba czwarty film poświęcony tej tragedii, wliczając pierwszy powstały w NRD. Chyba trochę za dużo tego wszystkiego, szczególnie że dla przeciętnego niemieckiego telewidza białą plamą pozostaje bombardowanie Warszawy, Rotterdamu czy Coventry. We „Frankfurter Allgemeine Zeitung” przeczytałem w roku 2008 list do redakcji, relatywizujący dywanowy nalot Luftwaffe 14 maja 1940 r. na Rotterdam, jako ponoć zgodny z konwencją haską. Dawniej listów takich nie nadsyłano bądź redakcja ich nie drukowała. „Dopiero co uporano się z ťDreznemŤ, gdy telewizja niemiecka bierze się za kolejną wielką historię II wojny światowej, mianowicie dwuodcinkowy film ťUcieczka i wypędzenieŤ”, pisał „Frankfurter Allgemeine Zeitung” 21.03.2006 r. Gazeta podaje (9.02.2002), że kto szukał w internecie hasła „Gustloff”, już w roku 2002 r. znajdował ponad 2 tys. odpowiedzi. Dzisiaj można spokojnie dodać do tej liczby kolejny tysiąc. „Der Spiegel” (nr 6/2002) zauważył „powszechną obecnie tendencję do przerywania milczenia wobec tematów dotychczas w dużej mierze tabu, takich jak bombardowania, masowe ucieczki ze wschodu”. Tygodnik pisał również o „przerwaniu wielkiego milczenia”, gdy w obiegu telewizyjnym znalazła się seria dokumentalna Guida Knoppa pt. „Wielka ucieczka”. Liczbę emitowanych po 1945 r. filmów telewizyjnych o „wypędzeniu” powiększył w 2006 r. (ARD) kolejny dwuodcinkowy film „Ucieczka i wypędzenie”, oczywiście z odwiecznym uzasadnieniem konieczności przełamania wreszcie tabu. Książki, publicystyka, programy telewizyjne o popełnionych przez Niemcy zbrodniach nigdy nie osiągały nawet w przybliżeniu takich rozmiarów jak tematyka niemieckich cierpień. Udokumentować można to z łatwością. Przykładowo ile napisano i ile zrobiono programów radiowych i telewizyjnych na temat losów jeńców niemieckich w ZSRR i w innych krajach alianckich, a ile miejsca poświęcono losowi jeńców radzieckich w Trzeciej Rzeszy. Nie tylko Związek Wypędzonych zabiega, by historia przymusowych wysiedleń była w szkołach stałym elementem nauczania. Podobnego zaangażowania brakuje przy temacie zbrodniczej przeszłości Trzeciej Rzeszy. Historyk poznański, Andrzej
Tagi:
Eugeniusz Guz









