Na szczycie amerykańsko-rosyjskim w Camp David ważniejsze od sporu o Irak będzie partnerstwo energetyczne „Przyjaciele mogą się czasami ze sobą nie zgadzać”. Ta zręczna odpowiedź George’a W. Busha, którego na początku czerwca w Petersburgu dziennikarze pytali o fundamentalną różnicę w podejściu Waszyngtonu i Moskwy do obalenia Saddama Husajna, przywoływana jest często także przed zaplanowanym na środek bieżącego tygodnia spotkaniem prezydentów USA i Rosji w Camp David. Władimir Putin, zapowiadają politycy jednej i drugiej strony, nie zmieni wtedy oficjalnie swojego krytycznego stosunku do interwencji Stanów Zjednoczonych w Iraku, ale też nie zrobi amerykańskiemu gospodarzowi najmniejszego afrontu. „Nie będzie żadnego powrotu do zimnej wojny”, przewidywał w połowie września analityk „Niezawisimoj Gaziety”. Nie wszyscy w świecie cieszą się z takiego obrotu sprawy przewidywanego przez fachowców. W samej Rosji część deputowanych do Dumy chciałaby, żeby „Putin pokazał Bushowi figę”, jak określił to osławiony Władimir Żyrinowski. Niektóre moskiewskie gazety z rozrzewnieniem też wspominają demonstracyjny gest piosenkarek zespołu Tatu, które na występy w telewizji amerykańskiej założyły jakiś czas temu T-shirty z wymownymi – choć pisanymi niezrozumiałą dla większości obywateli USA cyrlicą – napisami: „Ch… wajnie” (oczywiście tej w Iraku – przyp. BG). Są wreszcie tacy, którzy akcentują potrzebę utrzymania powstałej na bazie sprzeciwu wobec ataku USA na Irak koalicji Paryż-Berlin-Moskwa, choćby za cenę długotrwałego konfliktu Rosji ze Stanami Zjednoczonymi. Prawdziwi reżyserowie rosyjskiej polityki niezbyt jednak się przejmują takimi propozycjami. Na Kremlu mądrzy ludzie dobrze wiedzą, że najściślejsze nawet związki z Niemcami i Francją nie zastąpią strategicznego sojuszu z Ameryką. Niektórzy dodają nawet więcej. Jeżeli Władimir Putin sterowałby w stronę konfrontacji ze Stanami Zjednoczonymi, ostrzegają, znalazłoby się sporo powodów, by postawić Moskwę pod pręgierzem międzynarodowej opinii publicznej, np. okrucieństwa wojsk rosyjskich w Czeczenii czy niedemokratyczne traktowanie prasy przez Kreml. Próbkę takiego działania dał w minionym tygodniu jeden z rosyjskich oligarchów, Borys Bieriezowski, zmuszony przez otoczenie Putina do emigracji z Rosji. Wykupił on w takich gazetach jak „Washington Post” i „Financial Times” płatne ogłoszenia zatytułowane: „Siedem pytań do prezydenta George’a Busha na temat jego przyjaciela, prezydenta Władimira Putina”, w których rosyjskiego przywódcę oskarżono o podkopywanie demokracji, sterowanie parlamentem, sądami i mediami oraz o przymykanie oczu na zbrodnie przeciwko ludzkości w Czeczenii. Znamienne, że Biały Dom po prostu tego faktu nie zauważył, podobnie jak w poprzednich miesiącach w żaden sposób oficjalnie nie komentował ujawnianych przez amerykańskie gazety dokumentów znajdowanych w Bagdadzie, a wskazujących na współpracę („do samego końca”) rosyjskich i Saddamowskich służb specjalnych, w tym szkolenia irackich agentów Husajna w specjalnym ośrodku wywiadu pod Moskwą w dziedzinie inwigilacji i podsłuchu. W rozmowach off the record, a więc anonimowo, waszyngtońscy politycy chętnie odwoływali się natomiast w komentarzach do… słów prezydenta Putina, który podczas poprzedzającego jego obecną wizytę w Ameryce spotkania z amerykańskimi dziennikarzami powiedział: „Wypracowaliśmy takie stosunki (między przywódcami USA i Rosji – przyp. BG), przy których możemy prosto w oczy i bez żadnej dyplomacji wypowiadać swoje opinie. Czasem jednemu nie podoba się to, co mu mówi drugi, ale słuchamy się nawzajem i poszukujemy rozwiązań”. Komentatorzy i eksperci mówią więcej. Jeden z najlepszych rosyjskich politologów, Wiaczesław Nowikow, wskazuje, że stosunki rosyjsko-amerykańskie przeszły w ostatnich latach ewolucję od etapu nieomal chłodnej wojny dyplomatycznej do współpracy na poziomie nieznanym – zauważają to także komentatorzy w Stanach Zjednoczonych – od okresu koalicji antyhitlerowskiej i 1945 r. „Okręty Putina i Busha płyną dzisiaj (niezależnie od obecnych różnic w sprawie np. Iraku – przyp. BG) w jednym kierunku”, napisał w jednej z analiz Nowikow. Są tacy, którzy widzą w tym triumf Realpolitik nad emocjonalnym podejściem do wzajemnych stosunków, i to po obu stronach, zwłaszcza w związku z Irakiem. Moskwie, oczywiście, do dzisiaj nie może przecież podobać się zlekceważenie ostrzeżeń Kremla i przeprowadzenie operacji amerykańskiej przeciwko Saddamowi Husajnowi, co mocno osłabiło pozycję Rosji na Bliskim Wschodzie. Wciąż z dużym trudem Rosjanie, w tym wielu tamtejszych polityków, przyjmuje do wiadomości fakt, że ich państwo utraciło status supermocarstwa i to Ameryka jest dzisiaj absolutnym number one na świecie. W USA z kolei dobrze pamięta się Rosjanom wszystkie krytyki i obstrukcyjne działania w ONZ,
Udostępnij:
- Kliknij, aby udostępnić na Facebooku (Otwiera się w nowym oknie) Facebook
- Kliknij, aby udostępnić na X (Otwiera się w nowym oknie) X
- Kliknij, aby udostępnić na X (Otwiera się w nowym oknie) X
- Kliknij, aby udostępnić na Telegramie (Otwiera się w nowym oknie) Telegram
- Kliknij, aby udostępnić na WhatsApp (Otwiera się w nowym oknie) WhatsApp
- Kliknij, aby wysłać odnośnik e-mailem do znajomego (Otwiera się w nowym oknie) E-mail
- Kliknij by wydrukować (Otwiera się w nowym oknie) Drukuj
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety









