PiS i IPN coraz trudniej narzucić kult „żołnierzy wyklętych” Kult powojennego podziemia antykomunistycznego, dla którego przyjęto propagandowe określenie „żołnierze wyklęci”, stał się razem z tzw. dekomunizacją fundamentem polityki historycznej Zjednoczonej Prawicy. Jej celem jest – jak to ujął prof. Bronisław Łagowski – delegalizacja PRL. Opowieść o antykomunistycznym podziemiu przybrała formy karykaturalne szczególnie po 2015 r. Za pomocą wykreowanego mitu o „powstaniu antykomunistycznym”, które miało trwać od 1944 do 1963 r., usunięto z pola widzenia opozycję mikołajczykowskiego PSL, powojenną odbudowę i rozwój kraju oraz Październik ‘56 i jego następstwa. Natomiast mitem o 180 tys. (a nawet 300 tys.) uczestników tego „powstania” usunięto w cień wojenny wysiłek Polski Podziemnej, w tym Armii Krajowej. Tworząc mitologię „wyklętych”, nie dbano o prawdę historyczną i zaliczono do tej grupy także ofiary stalinizmu, w tym tych, którzy w powojennym podziemiu nie uczestniczyli i byli mu przeciwni, np. gen. Fieldorfa. Koresponduje to z zupełnym zafałszowaniem historii PRL. Cały okres lat 1944-1989 spięto klamrą z napisem „totalitaryzm” lub „okupacja sowiecka”. Nie ma tam stopniowej ewolucji ustrojowej PRL po 1956 r., awansu społecznego i cywilizacyjnego ogromnych rzesz społeczeństwa, rozwoju kultury czy industrializacji kraju. Jest wyłącznie terror komunistyczny, którym rozgrzesza się zbrodnie „żołnierzy wyklętych”. Dlatego słusznie prof. Andrzej Romanowski zauważył, że „PiS-owska »polityka historyczna« była w istocie wyzwaniem rzuconym Polsce i jej tradycji. Zarówno w Muzeum Powstania Warszawskiego, jak w wystąpieniach prezydenta Lecha Kaczyńskiego, jak wreszcie w szerzonym przez Instytut Pamięci Narodowej kulcie powojennego »podziemia niepodległościowego«, »żołnierzy wyklętych« i »ostatnich leśnych«, liczyło się tak naprawdę tylko jedno: upływ krwi. To był ten jedyny miernik patriotyzmu (…)”1. Wzorzec nowego obywatela W kulcie „żołnierzy wyklętych” chodzi nie tyle o oddanie sprawiedliwości uczestnikom podziemia antykomunistycznego i przywrócenie pamięci ofiarom stalinizmu (notabene już przywróconej w epoce przedpisowskiej), ile o wykreowanie nowego wzorca obywatela, nawiązującego do XIX-wiecznej tradycji powstańczej z jej hasłem „wszystko albo nic”. Wzorca wykorzeniającego myślenie w kategoriach realizmu politycznego. Drugim celem jest podsycanie niechęci do Rosji, utożsamianej z ZSRR. Bo przecież „wyklęci” walczyli z „okupacją sowiecką”. W listopadzie 2015 r. na zebraniu inaugurującym pracę nad Strategią Polityki Historycznej odpowiedzialny za nią w PiS prof. Jan Żaryn stwierdził: „My wszyscy jako Polacy jesteśmy już dziećmi Żołnierzy Wyklętych”. Mylił się, ponieważ kult „wyklętych” spotkał się i nadal spotyka z oporem różnych środowisk, nie tylko lewicowych. Kult ten trafił do przekonania jedynie szeroko rozumianej katolickiej i nacjonalistycznej prawicy. Natomiast w pozostałej części społeczeństwa wywołał m.in. reakcję w postaci upomnienia się o pamięć ofiar zbrodni podziemia antykomunistycznego. Już w 2007 r. prof. Romanowski stwierdził: „Obecna dziś w społecznym obiegu opowieść o narodowej historii przestaje być magistra vitae, staje się nauczycielką bezmyślności, papką dla maluczkich. Tu wszystko, co krwawe, uzyskuje automatyczną waloryzację dodatnią, a wszystko, co stanowi przejaw tak często niekonwencjonalnej, idącej pod prąd obiegowych opinii, myśli politycznej, jest automatycznie – jako nieatrakcyjne lub niewygodne – spychane w niebyt. Tymczasem, gdyby poważnie traktować konsekwencje polskiej polityki historycznej, zagraża ona wręcz bytowi narodowemu. Rozumiem bowiem, że można czcić Józefa Kurasia – »Ognia«. Jednak nie można go czcić bez Stanisława Mikołajczyka, Karola Popiela, Eugeniusza Kwiatkowskiego, Stanisława Stommy, bo różnie wyglądały polskie zmagania z niewolą”. Rok później napisał: „Bo przecież to nie jest tak, że każdy partyzant walczący z bronią w ręku przeciw władzy ludowej zasługuje na automatyczne i bezwarunkowe uznanie. Ruch zbrojny pozbawiony (także przez działanie aparatu terroru) szerszego zaplecza musiał nieuchronnie wyrodnieć, przeradzać się w bandytyzm. (…) Podejrzenie, że IPN manipuluje źródłami, staje się tym bardziej zasadne, że na konferencjach naukowych o Kurasiu – »Ogniu« dwukrotnie (10 III 2007 i 25 XI 2008) uniemożliwiono wystąpienie Ludomirowi Molitorisowi. Człowiek ten, sekretarz generalny Towarzystwa Słowaków w Polsce, utrzymuje, że IPN – szerzący oficjalnie kult »Ognia« – dysponuje dokumentacją jego zbrodni. Tyle że jej nie ujawnia”. Zacieranie granic Na inny aspekt gloryfikacji podziemia antykomunistycznego zwrócił uwagę publicysta Krzysztof Serafiński. Jego zdaniem pierwotnym skutkiem wypromowania pojęcia










