Opór przeciw mitologii

Opór przeciw mitologii

Hajnowka, woj podlaskie, 23.02.2020. 5. Hajnowski Marsz Pamieci Zolnierzy Wykletych zorganizowany przez srodowiska narodowe, m.in. Oboz Narodowo-Radykalny ONR i Mlodziez Wszechpolska. Kontrowersje wsrod mieszkancow Hajnowka wzbudzilo szczegolnie promowanie marszu za pomoca wizerunku postaci kpt Romualda Rajsa ps. Bury. Dowodzona przez Rajsa 3. Wilenska Brygada NZW na przelomie stycznia i lutego 1946 roku dokonala pacyfikacji bialoruskich wsi w powiecie bielskim i hajnowskim, zabijajac 79 osob, w tym kobiety i dzieci. Sledztwo IPN potwierdzilo te zarzuty N/z proba zatrzymania marszu przez Obywateli RP,Image: 500542840, License: Rights-managed, Restrictions: , Model Release: no, Credit line: Michal Kosc / Forum

PiS i IPN coraz trudniej narzucić kult „żołnierzy wyklętych” Kult powojennego podziemia antykomunistycznego, dla którego przyjęto propagandowe określenie „żołnierze wyklęci”, stał się razem z tzw. dekomunizacją fundamentem polityki historycznej Zjednoczonej Prawicy. Jej celem jest – jak to ujął prof. Bronisław Łagowski – delegalizacja PRL. Opowieść o antykomunistycznym podziemiu przybrała formy karykaturalne szczególnie po 2015 r. Za pomocą wykreowanego mitu o „powstaniu antykomunistycznym”, które miało trwać od 1944 do 1963 r., usunięto z pola widzenia opozycję mikołajczykowskiego PSL, powojenną odbudowę i rozwój kraju oraz Październik ‘56 i jego następstwa. Natomiast mitem o 180 tys. (a nawet 300 tys.) uczestników tego „powstania” usunięto w cień wojenny wysiłek Polski Podziemnej, w tym Armii Krajowej. Tworząc mitologię „wyklętych”, nie dbano o prawdę historyczną i zaliczono do tej grupy także ofiary stalinizmu, w tym tych, którzy w powojennym podziemiu nie uczestniczyli i byli mu przeciwni, np. gen. Fieldorfa. Koresponduje to z zupełnym zafałszowaniem historii PRL. Cały okres lat 1944-1989 spięto klamrą z napisem „totalitaryzm” lub „okupacja sowiecka”. Nie ma tam stopniowej ewolucji ustrojowej PRL po 1956 r., awansu społecznego i cywilizacyjnego ogromnych rzesz społeczeństwa, rozwoju kultury czy industrializacji kraju. Jest wyłącznie terror komunistyczny, którym rozgrzesza się zbrodnie „żołnierzy wyklętych”. Dlatego słusznie prof. Andrzej Romanowski zauważył, że „PiS-owska »polityka historyczna« była w istocie wyzwaniem rzuconym Polsce i jej tradycji. Zarówno w Muzeum Powstania Warszawskiego, jak w wystąpieniach prezydenta Lecha Kaczyńskiego, jak wreszcie w szerzonym przez Instytut Pamięci Narodowej kulcie powojennego »podziemia niepodległościowego«, »żołnierzy wyklętych« i »ostatnich leśnych«, liczyło się tak naprawdę tylko jedno: upływ krwi. To był ten jedyny miernik patriotyzmu (…)”1. Wzorzec nowego obywatela W kulcie „żołnierzy wyklętych” chodzi nie tyle o oddanie sprawiedliwości uczestnikom podziemia antykomunistycznego i przywrócenie pamięci ofiarom stalinizmu (notabene już przywróconej w epoce przedpisowskiej), ile o wykreowanie nowego wzorca obywatela, nawiązującego do XIX-wiecznej tradycji powstańczej z jej hasłem „wszystko albo nic”. Wzorca wykorzeniającego myślenie w kategoriach realizmu politycznego. Drugim celem jest podsycanie niechęci do Rosji, utożsamianej z ZSRR. Bo przecież „wyklęci” walczyli z „okupacją sowiecką”. W listopadzie 2015 r. na zebraniu inaugurującym pracę nad Strategią Polityki Historycznej odpowiedzialny za nią w PiS prof. Jan Żaryn stwierdził: „My wszyscy jako Polacy jesteśmy już dziećmi Żołnierzy Wyklętych”. Mylił się, ponieważ kult „wyklętych” spotkał się i nadal spotyka z oporem różnych środowisk, nie tylko lewicowych. Kult ten trafił do przekonania jedynie szeroko rozumianej katolickiej i nacjonalistycznej prawicy. Natomiast w pozostałej części społeczeństwa wywołał m.in. reakcję w postaci upomnienia się o pamięć ofiar zbrodni podziemia antykomunistycznego. Już w 2007 r. prof. Romanowski stwierdził: „Obecna dziś w społecznym obiegu opowieść o narodowej historii przestaje być magistra vitae, staje się nauczycielką bezmyślności, papką dla maluczkich. Tu wszystko, co krwawe, uzyskuje automatyczną waloryzację dodatnią, a wszystko, co stanowi przejaw tak często niekonwencjonalnej, idącej pod prąd obiegowych opinii, myśli politycznej, jest automatycznie – jako nieatrakcyjne lub niewygodne – spychane w niebyt. Tymczasem, gdyby poważnie traktować konsekwencje polskiej polityki historycznej, zagraża ona wręcz bytowi narodowemu. Rozumiem bowiem, że można czcić Józefa Kurasia – »Ognia«. Jednak nie można go czcić bez Stanisława Mikołajczyka, Karola Popiela, Eugeniusza Kwiatkowskiego, Stanisława Stommy, bo różnie wyglądały polskie zmagania z niewolą”. Rok później napisał: „Bo przecież to nie jest tak, że każdy partyzant walczący z bronią w ręku przeciw władzy ludowej zasługuje na automatyczne i bezwarunkowe uznanie. Ruch zbrojny pozbawiony (także przez działanie aparatu terroru) szerszego zaplecza musiał nieuchronnie wyrodnieć, przeradzać się w bandytyzm. (…) Podejrzenie, że IPN manipuluje źródłami, staje się tym bardziej zasadne, że na konferencjach naukowych o Kurasiu – »Ogniu« dwukrotnie (10 III 2007 i 25 XI 2008) uniemożliwiono wystąpienie Ludomirowi Molitorisowi. Człowiek ten, sekretarz generalny Towarzystwa Słowaków w Polsce, utrzymuje, że IPN – szerzący oficjalnie kult »Ognia« – dysponuje dokumentacją jego zbrodni. Tyle że jej nie ujawnia”. Zacieranie granic Na inny aspekt gloryfikacji podziemia antykomunistycznego zwrócił uwagę publicysta Krzysztof Serafiński. Jego zdaniem pierwotnym skutkiem wypromowania pojęcia

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 10/2021, 2021

Kategorie: Opinie