Czy rozpoczęty proces przeciwko Andrzejowi Sośnierzowi, byłemu szefowi Śląskiej Kasy Chorych, zakończy jego fenomenalną karierę? Związkowcy z „Sierpnia ’80” nazywali go najgorszym AWS-owskim egzemplarzem przyspawanym do stołka. Zniszczył m.in. śląską oparzeniówkę i parę innych placówek, by ułatwić otwieranie prywatnych gabinetów swoim zaufanym. Przed wyborami prezydenckimi tygodnik „Wprost” umieścił go na liście potencjalnych Giullianich. Kariera Andrzeja Sośnierza jest rzeczywiście fenomenem. Sam powiedział kiedyś o sobie: „Przecież jestem wieczny”. W 1991 r. Sośnierz (był jednym z pierwszych w kraju, którzy wprowadzili diagnostykę ultrasonograficzną stawów biodrowych u dzieci) został lekarzem wojewódzkim w Katowicach. Choć od tego czasu trafiał na łamy prasy, pierwszy raz zrobiło się o nim tak głośno pięć lat później. Wówczas gdy grupa posłów ze śląskiego SLD domagała się jego zdymisjonowania za nieprawidłowości przy budowie Centrum Onkologii w Gliwicach, bo 88 mln zł miało wystarczyć na sfinalizowanie budowy, a starczyło tylko na stan surowy i sprzęt. Nic nie wskórali. Spróbowali ponownie kilka miesięcy później, gdy znany był już wstępny raport NIK stwierdzający, że lekarz wojewódzki naruszył dyscyplinę budżetową i wykazał niewystarczający nadzór inwestorski. I tym razem Sośnierz pozostał na stanowisku. Obronił się błędami… centralnego planisty. Kiedy premierem został Jerzy Buzek, Sośnierza wymieniano jednym tchem jako jednego z głównych kandydatów do objęcia teki ministra zdrowia. Kasa zamiast rządu Ale ministrem ostatecznie nie został. Został za to w 1999 r. szefem Śląskiej Kasy Chorych, dysponującej wielomiliardowym budżetem. Potem wielokrotnie pokazywał i udowadniał, że to najlepsza tego rodzaju instytucja w Polsce, ale jednocześnie wyliczono, że koszty utrzymania urzędników Śląskiej Kasy Chorych są najwyższe w kraju, sięgając rocznie 60 mln zł. Zatrudniająca 200 osób mniej (przy tej samej liczbie objętych ubezpieczeniem zdrowotnym pacjentów) wydawała o 21 mln mniej, a w dodatku podpisywała siedem razy więcej kontraktów. Bardzo szybko doszło też do wojny z ówczesnym Urzędem Nadzoru Ubezpieczeń Społecznych. Wojna UNUZ z Sośnierzem prowadziła czasem do absurdalnych sytuacji. Gdy kontrolerzy chcieli na przykład sprawdzić Szpital Miejski nr 6 na ul. Raciborskiej w Katowicach, okazało się, że ten od paru lat już… nie istnieje. Gdy przyszli do Centrum Pediatrii w Chorzowie, dyrektor Grzegorz Szpyrka (jednocześnie wicemarszałek śląski) oświadczył im, że nie ma podstawy prawnej kontroli. To wtedy z ust rzecznika UNUZ padły słowa, że na Śląsku obowiązuje „lex Sośnierz”. Jak nie kijem, to chipem Sośnierz był zawsze człowiekiem idącym z duchem czasu. Postanowił więc, że tradycyjne książeczki zdrowia zostaną zastąpione chipami. Przetarg na wykonanie systemu wygrała firma ComputerLand, choć rada śląskiej kasy szybko zakwestionowała uprawnienia zarządu do rozstrzygania o przetargu, gdy w rachubę wchodziła kwota przekraczająca milion złotych, bo taką górną granicę wyznaczał zarządowi na czele z Sośnierzem statut. Nic się jednak nie stało. Lekarze pierwszego kontaktu też nie narzekali, bo dostali 2,5 mln zł na rozprowadzenie kart. Był to jednak początek kolejnej wojny – tym razem wojny chipowej. Szef UNUZ żądał wprost odwołania dyrektora Śląskiej Kasy Chorych, a sprawę chipów oddał do prokuratury. Wreszcie Naczelny Sąd Administracyjny uznał, że chipy wprowadzono legalnie, uchylił także wniosek szefa UNUZ o odwołanie Sośnierza. Batalia o stołek szefa ŚKCh trwała, ale rada kasy nijak nie potrafiła odwołać Sośnierza. A gdy nawet odwołała, to zaraz potem znów powołała. Dopiero dwa lata temu w sierpniu Sośnierza usunął zmieniony skład rady, w którym przewagę uzyskał SLD. Pozornie w konflikcie o kasy chorych i kształt reformy zdrowia wygrał wtedy minister Łapiński, ale Sośnierz nie został wcale przegranym. Zyskał opinię człowieka bezkompromisowego, zdolnego przeciwstawić się warszawce. Nad jego głową jednak zaczęły się zbierać czarne chmury, gdy wyszły na jaw sprawy związane z Fundacją „Zamek Chudów”. Nie ma sprawy Fundację „Zamek Chudów” Sośnierz założył w 1995 r. i został jej dożywotnim prezesem. Celem fundacji była odbudowa XVI-wiecznego zamku w Chudowie koło Gliwic wraz z otaczającym go parkiem i położonym w pobliżu spichlerzem. Ale zamek i spichlerz były ruiną, a otaczający je teren – śmietnikiem. Z 4 tys. na koncie fundacja nie miała żadnych szans, by cokolwiek tu zdziałać. A jednak… Od 1999 r., czyli od czasu, gdy Sośnierz został
Tagi:
Mirosław Nowak









