Ostrzyc Strzyżynę

Ostrzyc Strzyżynę

Dyrektor Instytutu psychiatrii i Neurologii zlikwidowała świetny ośrodek leczenia uzależnień. Wbrew opinii sanepidu i straży pożarnej

Koszmarne zadupie. Jadę już kawał drogi po dziurach. Kilkanaście kilometrów na południe od Warki. Ani śladu cywilizacji. Wiedzieli, gdzie alkoholików wsadzić! Do sklepu ładnych parę kilometrów.
Aż nagle wjeżdżam w las. Ośnieżona aleja wygląda jak z filmu. Drogą przechodzi lis. Powoli. Ma gdzieś moją obecność. To on jest u siebie. Zbliżam się do ośrodka. Zapiera mi dech w piersiach. Warto było przyjechać.
Ośrodek Terapii Uzależnień w Strzyżynie. Oddział Instytutu Psychiatrii i Neurologii w Warszawie. Przyjeżdżały tu całe rodziny uzależnionych od alkoholu i od narkotyków. Przechodziły tu przez dwa tygodnie terapię. Chwilami koszmarną. Za to skuteczną.
Pięć ładnych, murowanych domków i duży budynek. Ogród. Wypielęgnowany, wprost niezwykły. Plac zabaw, plac do gry w piłkę. Aż się prosi, żeby usłyszeć głosy bawiących się dzieci. Ale to przeszłość. Ośrodek stoi pusty już drugi rok. Bo dyrektorka Instytutu Psychiatrii i Neurologii ma inne plany co do tego miejsca.

Ignorowanie
– Ten ośrodek generuje zbyt wysokie koszty – słyszeli terapeuci od dyrektor Danuty Ryglewicz już dawno. Gdy tylko PiS doszło do władzy.
Uzależnieni poprosili dyrektorkę o spotkanie. Żeby ratować ośrodek. Nawet nie odpowiedziała na prośbę. Wprowadzili więc koszyczek. Stał na stole w świetlicy. Pacjenci zrzucali się w ten sposób na drobne remonty, naprawy, dodatkowe wydatki.
W 2007 r. Danuta Ryglewicz wystąpiła po raz pierwszy do Rady Naukowej Instytutu z propozycją sprzedaży ośrodka. Wtedy też rozmawiała często o Strzyżynie z ministrem Piechą. Ten popierał sprzedaż. Tym bardziej że podobno pod gabinetem już czekał chętny na to miejsce. Ponoć kolega z PiS.
Rada naukowa widziała jednak dobro pacjentów i nie zgodziła się na likwidację ośrodka. Nakazała wprowadzenie programu naprawczego. Nigdy nie został wdrożony ani nawet opracowany przez dyrekcję. A pacjenci nadal zrzucali się do koszyczka. I prosili o spotkanie z dyrektorką. Reakcja? Żadna. Powstało Stowarzyszenie Strzyżyna założone przez pracowników i terapeutów ośrodka. Też prosili o spotkanie, mieli program naprawczy. Ich również dyrektor Ryglewicz zlekceważyła. Programem naprawczym zajął się dr Bohdan Woronowicz, największy autorytet, jeśli chodzi o leczenie uzależnionych. Wykazał, że po wprowadzeniu pewnych usprawnień i zmianie umowy z NFZ ośrodek nie będzie generował żadnych strat! Dyrektorka rozmawiać z nim nie chciała, ale Woronowicz to Woronowicz. Sława. Znalazła zatem inny powód do zamknięcia Strzyżyny. Stan sanitarny. Utrzymywała, że nie mogą tam przebywać pacjenci. Tymczasem wnioski z kontroli sanepidu były jasne – żadnych zastrzeżeń. Następnym powodem zamknięcia ośrodka miało więc być zagrożenie pożarowe. Kłopot w tym, że straż pożarna z Kozienic stwierdziła, że wszystko jest w idealnym porządku. Stowarzyszenie zaczęło zbierać środki. W pierwszym kwartale 2009 r. przeznaczyli na ratowanie ośrodka 25 tys. zł. Żeby odciążyć instytut. Poza tym wszyscy pracowali za darmo. Nie było żadnej umowy o pracę ani żadnej umowy-zlecenia. Tymczasem dyrekcja w tym okresie znalazła koszty z umów-zleceń. Pojawiły się wyliczenia księgowe, że na pracowników ze Strzyżyny instytut wydał sporą kasę. Na tych, którzy pracowali za darmo…
W 2009 r. zamknięto ośrodek. Według dyrektor Ryglewicz wymaga on gruntownego remontu. Stanu faktycznego zobaczyć nie można, bo pani dyrektor wydała zakaz wchodzenia tam komukolwiek. Z dziennikarzami nie rozmawia. Ośrodek w znakomitym stanie – w protokołach sanepidu, straży pożarnej i gminnych z 2010 r. stoi jak byk: stan doskonały, z pełnym zapleczem, czeka na przejęcie. Tylko wejść i organizować wczasy czy szkolenia. I kasa leci.

Władza czyni cuda
Danuta Ryglewicz co jakiś czas pokazuje, że nikt jej nie podskoczy. Neurochirurg prof. Waldemar Koszewski stworzył w instytucie znakomity oddział neurochirurgii. Na poziomie światowym. Zebrał najlepszy zespół w Europie. Założył sobie, że na jego oddziale nie będzie kolejek. I tak się stało. Jego zespół operował dzień i noc. Nie było kolejek, nie było łapówek, przyjeżdżali pacjenci z całego świata. Pisały o tym gazety. Dyrektorka wytrzymała to cztery miesiące. Powiedziała, że chirurdzy… wyłudzają pieniądze ze szpitala, dlatego wykonują tyle operacji. Uznała, że zarabiają za dużo, i zdecydowała, że operacje odbywać się będą tylko do godz. 15. Znowu znalazła straty, jakie ponosi szpital. Pacjenci ustawili się w kolejce. Operacje neurologiczne „na szybko”, ratujące życie, były wykonywane w innych szpitalach. Sprzęt medyczny stał niewykorzystany. Wreszcie prof. Koszewski odszedł wraz ze swoim zespołem. Oddział zamknięto. W październiku 2008 r. po godz. 15 na dyżurze zostawała tylko pielęgniarka. Zamiast chorych pilnowała kosmicznej wprost aparatury medycznej. Ostatni wpis do raportu: „Przygotowano klinikę do przekazania komisji zdawczo-odbiorczej w związku z zakończeniem pracy”.

Kosztowny potas
Dyrektor Ryglewicz zamknęła też jedyny w kraju oddział detoksykacyjny dla dzieciaków uzależnionych od narkotyków. Wszyscy pamiętają, jak nastolatki w piżamach zerkały z utęsknieniem przez okienko oddziału zamkniętego. Ale tylko dzięki detoksowi być może w ogóle żyły. Już nie mają szpitalnego oddziału z programem terapeutycznym dostosowanym do ich wieku. Pani dyrektor uznała, że… generuje zbyt wysokie koszty. Sześć łóżek szpitalnych i magnez z potasem podawane dożylnie tak drastycznie ograbiły szpital, że trzeba było zamknąć oddział. Może gdyby terapeuci nie mieli takich sukcesów, dałaby spokój. Ale to o nich się mówiło, a nie o niej.
Podobnie zareagowała niedawno. Oddział leczenia nerwic to przede wszystkim znakomity zespół terapeutyczny. Prowadzi zajęcia od rana do wieczora. Z oddziału wychodzi wielu wyleczonych pacjentów. Cóż zrobiła dyrekcja? Stwierdziła, że zajęcia są tylko do późnego popołudnia, a potem pacjenci mają kolację i idą spać. Jak w każdym szpitalu. Ale nie w tym szpitalu. – Nie będę płaciła za hotel – stwierdziła Ryglewicz. I postanowiła zamknąć oddział. Zrezygnowała, bo zrobiła się koszmarna awantura.

Zwykłe pijaki
– Byłem wrogiem dla siebie i innych – mówi Marcin, alkoholik. – Byłem jak dzikie zwierzę. Dopiero gdy trafiłem do Strzyżyny, zrozumiałem, czym jest moja choroba. I zrozumieli to moi bliscy, równie okaleczeni jak ja. Głównie dzieci. To tu dochodziliśmy do siebie.
Ośrodek w Strzyżynie przyjął do tej pory przeszło 4 tys. pacjentów. To kilka tysięcy uratowanych rodzin. Kilka tysięcy dzieci, które nie boją się wracać do domów, mają gorący obiad i odpowiedzialnych rodziców. Nie jest tu lekko. Zakaz picia, gry, seksu. Nie ma komórek, wyjść ani odwiedzin. Mimo to uzależnieni uważają to miejsce za raj. – Po raz pierwszy ktoś do mnie powiedział po ludzku „Alka” – mówi Alina, narkomanka. – Tu wyszłam z nałogu.
Pierwszy eksperymentalny turnus terapeutyczny w Strzyżynie zorganizował dr Bohdan Woronowicz. Tam zaczynał wprowadzać w Polsce Program Dwunastu Kroków. – Takich miejsc jak w Strzyżynie i takiej atmosfery nie ma nigdzie na świecie – stwierdził dr Woronowicz.
Powinien jeszcze dodać, że takich efektów terapeutycznych też nie ma nigdzie indziej. Mówią o tym sami uzależnieni. Taką samą opinię mają także… okoliczni księża. I ks. Paweł, który w instytucie prowadzi wykłady z duchowości. Był nawet gotowy rozmawiać z dziennikarką, by ratować uzależnionych. Tak dobrej woli nie wykazała dyrektor Danuta Ryglewicz…
„W związku z faktem, iż Ośrodek Rehabilitacyjno-Szkoleniowy w Strzyżynie nie spełnia wymogów zawartych w rozporządzeniu Ministra Zdrowia z dnia 10 listopada 2006 r. w sprawie wymagań, jakim powinny odpowiadać pod względem fachowym i sanitarnym pomieszczenia i urządzenia zakładu opieki zdrowotnej (Dz. U. z 2006 r. Nr 213 poz. 1568 z późn. zm.), z uwagi na bezpieczeństwo pacjentów, w roku 2010 zaprzestano prowadzenia w ośrodku w Strzyżynie turnusów rehabilitacyjnych”, twierdzi, za dyrektorką, ministerstwo. Tymczasem mamy protokoły sanepidu i straży pożarnej, mówiące, że to kłamstwo. A brak fachowców? Czyżby taki fachowiec jak dr Woronowicz (sława międzynarodowa) to dla ośrodka w Strzyżynie za mało? I cała plejada profesorów, i znakomitych terapeutów…
O planach dyrekcji instytutu nie wiedziało też Ministerstwo Zdrowia. Dopiero nasze pytania otworzyły oczy ministerialnym urzędnikom. Dyrekcja nadal z uporem utrzymuje, że ośrodek jest w ruinie i potrzebuje remontu. Ma widać nadzieję, że nikt nie przyjedzie na to zadupie i nie zobaczy, jak jest naprawdę.
Danuta Ryglewicz zapewniła ministra zdrowia, że będzie budować tam nowy ośrodek. Po co? Stary spełnia wszelkie warunki do dalszej owocnej pracy. No, chyba że chce się wygenerować dodatkowe koszty…

Byłam, widziałam
Byliśmy, widzieliśmy. I wiemy, że ten, kto przejmie to niezwykłe miejsce, zrobi doskonały biznes. A co z uzależnionymi? A kto by się tam jakimiś pijakami przejmował? Przecież nie lekarz, dyrektor placówki, który ustawowo ma im pomagać… Lekarz, który składał przysięgę Hipokratesa.
„Działamy w trosce o zdrowie pacjentów, niosąc wszechstronną pomoc w zaburzeniach psychicznych i nerwowych” – taki napis wisi nad wejściem do Instytutu Psychiatrii i Neurologii w Warszawie jako motto szpitala. Czyżby?

Wydanie: 08/2011, 2011

Kategorie: Kraj

Komentarze

  1. chrobotek46
    chrobotek46 27 lutego, 2011, 12:32

    Czy naprawdę kraj jest bezsilny wobec jednej autorytarnej baby? Chyba ma popleczników w ministerstwie, skoro rozwala, co dobre, i nie ponosi konsekwencji. Czy naprawdę nie można pozbyć się jej ? Niezrozumiały jest jej upór w niszczeniu wszystkiego, co dobre. Jak nie wiadomo o co chodzi, to wiadomo, że chodzi o pieniądze. Zainteresowani, pragnący tanio nabyć atrakcyjne obiekty potrzebują kogoś bezwzględnego, jak ta pani. Może warto się dowiedzieć, kto przymierza się do kupna. Ślepota zwierzchników tej osoby mogłaby być porażająca, gdyby nie to iż wydaje się być celowa, dając po cichu przyzwolenie na jej działalność.

    Odpowiedz na ten komentarz
  2. stan
    stan 21 czerwca, 2011, 11:44

    Zniszczono coś co dało wielu ludziom wierzyć,że świat może jeszcze dać im szansę na cudowne życie.Niekonserwowany osrodek zniszczeje dlatego ,że ktoś nie widzi innych potrzebujących.

    Odpowiedz na ten komentarz
  3. majan
    majan 5 maja, 2014, 10:41

    Bylem w Strzyzynie na drugim turnusie od jej powstania i nie pije juz ponad dwadziescia lat i czuje sie szczesliwy i mam pogode ducha czego tez serdecznie zycze pani Ryglewicz.
    majan

    Odpowiedz na ten komentarz

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy