Ożywić jazz

Ożywić jazz

Czy uda się przywrócić dawną rangę festiwalu Jazz Jamboree? Rocznie odbywa się w Polsce około stu festiwali jazzowych. Ale liczy się tylko kilka z nich. Najważniejszy, a zarazem największy to Jazz Jamboree, o którym w ostatnich latach mówiono: „skostniały”, „zramolały”, „podupadły”. Długo zastanawiano się, jak ten festiwal ożywić i przywrócić do niegdysiejszej rangi, aż w końcu, w tym roku, jego kierownictwo powierzono Mariuszowi Adamiakowi. Jest to czołowa postać polskiego środowiska jazzowego, wieloletni szef klubu Akwarium, twórca międzynarodowego festiwalu Warsaw Summer Jazz Days. Fani jazzu mają nadzieję, że dzięki niemu nobliwy Jazz Jamboree odświeży swoją formułę i wniesie twórczy ferment do rodzimego jazzu. Od kilku lat właśnie Warsaw Summer Jazz Days stał się imprezą budzącą największe zainteresowanie fanów tego gatunku, jednocześnie wywołującą skrajne emocje. Fani cenią go za to, że prezentuje awangardowy, oryginalny jazz, przy czym stawia głównie na czołowych muzyków amerykańskich, zaś naszych traktuje bezkompromisowo, bez fałszywych sentymentów. Z kolei przeciwnicy oburzają się, że Adamiak „dyskryminuje” rodzimych wykonawców, bo polskich muzyków wszystkich edycji można policzyć na palcach jednej ręki, a lansuje wykonawców zagranicznych, którzy tworzą jakieś przeintelektualizowane utwory, niewiele mające wspólnego z tradycyjnym jazzem, pozbawione przyrodzonej temu gatunkowi spontaniczności. Tak więc Adamiak stał się „kością niezgody” w rodzimym środowisku jazzowym, zwłaszcza wśród członków Polskiego Stowarzyszenia Jazzowego, które kiedyś było monopolistą w organizowaniu imprez. Jego antagoniści oburzają się, że awangardowy festiwal Warsaw Summer Jazz Days destrukcyjnie wpływa na szacowny Jazz Jamborree i w dużym stopniu odpowiada za jego kryzys. No a teraz Adamiak ma prowadzić oba festiwale. Ale jest więcej powodów, dla których Mariusz Adamiak jest w środowisku postacią kontrowersyjną. Przede wszystkim głośno mówi, że „polski jazz jest do kitu”, zaś „o wspaniałej kondycji polskiego jazzu mówią tylko niektórzy dziennikarze, którzy się na tym nie znają”. Jego zdaniem, jest kilka przyczyn tłumaczących spadek zainteresowania jazzem. Po pierwsze, większość festiwali jazzowych prowadzą ludzie starsi, którzy nie chcą dopuszczać nowych kierunków tej muzyki. Po drugie, sporo zamieszania powodują dyskusje, co jest, a co nie jest jazzem, w związku z którymi wielu młodych muzyków z założenia odżegnuje się od jazzu. On sam stosuje proste kryteria: „Jazz to muzyka nowoczesna, wolna, improwizowana i niekomercyjna”. I po trzecie, w Polsce „pokutuje wizerunek tak zwanych div jazzowych, czyli dam, które śpiewają pseudojazz, a który to wizerunek dodatkowo kreuje telewizja”. I po czwarte, młodzi muzycy nie potrafią sami się promować, w związku z czym „nie istnieją” na rynku. Przejaw snobizmu Dzisiejszy Jazz Jamboree nie ma już tej rangi, co w czasach PRL, kiedy był najważniejszym festiwalem w Europie Środkowowschodniej. Zresztą wtedy festiwal miał znaczenie ponadartystyczne, obyczajowe: jazz był symbolem nonkonformizmu w sztuce, ale także w obyczajowości i mentalności. Tym bardziej że nie dotarł do nas jeszcze progresywny rock, który na Zachodzie stał się wyrazem buntu młodego pokolenia. U nas wyrazem buntu był jazz. W warszawskiej Sali Kongresowej nasza młodzież spotykała rówieśników z NRD, Węgier, Czechosłowacji, zafascynowanych nie tylko nowym gatunkiem muzycznym, ale także stylem życia swoich zachodnich kolegów, „dzieci kwiatów”: ruchem hippisów, narkotykami, swobodą obyczajową. Dla nich Sala Kongresowa zamieniała się, na kilka dni, w kawałek Ameryki nad Wisłą. W kuluarach palono trawkę, afiszowano się jaskrawymi koszulami i „wycieranymi” dżinsami. Na koncerty, które odbywały się dwa razy dziennie, przyjeżdżały gwiazdy światowe, takie jak Miles Davies, Herbie Hancock, Sonny Sollins, Chick Corea. O skali mody i snobizmu na jazz świadczy choćby pamiętny koncert Michała Urbaniaka w warszawskiej Filharmonii w 1973 roku: tłum fanów wyłamał metalową barierkę oddzielającą hall od kuluarów, co sprawiło, że był to ostatni koncert z cyklu Jazz w Filharmonii. Jazz ponadpolityczny Kiedy po roku 1989 jazz został odideologizowany i przestał być wyrazem nonkonformizmu oraz przejawem snobizmu, wyraźnie stracił na popularności. Organizatorzy imprez jazzowych i promotorzy jazzu przekonali się, że jest to taki sam towar jak każdy inny, podlegający twardym prawom rynku. O sytuacji tego gatunku wiele mówi fakt, że najsłynniejszy klub jazzowy Europy

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2001, 44/2001

Kategorie: Kultura
Tagi: Ewa Likowska