Szanujmy wspomnienia

Szanujmy wspomnienia

Ratujmy kino Iluzjon! Na razie jeszcze nie przed likwidacją, ale przed rozsypką Czy warszawskie studyjne kino Iluzjon, jedyne miejsce w stolicy, gdzie można zobaczyć filmy Bergmana i Bunuela, przestanie istnieć? Raczej nie, ale jedno jest pewne: ta zasłużona placówka wymaga szybkiego remontu. Wołają o to skrzypiące fotele, fatalny ekran, mizerne nagłośnienie i brak klimatyzacji, a także miłośnicy ambitnych filmów, którzy w obronie swojego ulubionego kina gotowi są zachować się jak Rejtan. Zwłaszcza że niedawno pojawiły się pogłoski o rychłej śmierci Iluzjonu. Ostatecznej. Zaczęło się od artykułu w stołecznej edycji „Gazety Wyborczej” sprzed miesiąca. Alarm! Właściciel Iluzjonu, podlegająca wojewodzie mazowieckiemu spółka Max-Film, dzierżawiąca budynek dawnego kina Stolica Filmotece Narodowej, chce dobudować do niego kilkupiętrowy gmach, najzwyklejszy multipleks, żeby ożywić skwer Słonimskiego przy ulicy Narbutta. Do tego biura, podziemny parking, kluby, ale też bibliotekę i archiwum filmowe. Tym samym – wieszczono – Iluzjon faktycznie przestałby istnieć. Ratunkiem byłoby wpisanie go do rejestru zabytków; taką procedurę podjął niedawno stołeczny konserwator zabytków. Alarm okazał się skuteczny – powstał społeczny komitet obrony Iluzjonu, pojawiły się listy protestacyjne, a nawet strona internetowa na ten temat – ale niepotrzebny. Tak przynajmniej uważa prezes Max-Filmu, Krzysztof Andracki, który w rozmowie z „Przeglądem” stara się rozwiać czarne chmury: – Artykuł w „Gazecie Wyborczej” spowodował niepotrzebne zamieszanie. Owszem, półtora roku temu, w ramach przeglądu różnego rodzaju możliwości inwestycyjnych, zastanawialiśmy się nad ewentualnym wybudowaniem na skwerze obok Iluzjonu pawilonu, w którym znalazłyby się dwie sale kinowe, miejsce na bibliotekę dla Filmoteki Narodowej i ewentualnie jakieś pomieszczenia klubowe. Tego pomysłu jednak nigdy nie rozpatrywaliśmy serio, ponieważ taka inwestycja wydała nam się mało atrakcyjna z punku widzenia interesów Max-Filmu. O co więc chodzi? Według Andrackiego, komuś mogło zależeć, by wywrzeć jakiś nacisk na jego spółkę, zaznacza jednak, że strategia rozwoju Max-Filmu jest nastawiona głównie na inwestycje poza Warszawą, oprócz budowy centrum biurowo-usługowo-kinowego w miejscu dawnego kina Praha. – W kwietniu otwieramy pięciosalowe kino w Tychach, przygotowujemy się budowy kina w Płocku, złożyliśmy wniosek o pozwolenie na budowę kina w Siedlcach. To są inwestycje, które wyczerpują nasze plany na dwa najbliższe lata. Skwer wokół warszawskiego Iluzjonu jest obecnie poza naszym zainteresowaniem – przekonuje. I dodaje: – Dziennikarz „Gazety” napisał, że my tam chcemy zbudować biurowiec. Jak go zapytałem, skąd on o tym wiem, powiedział mi: „Wydedukowałem”. Tak się rodzą plotki. Chcę przy okazji zaznaczyć, że w koncepcji, nad którą myśleliśmy, nigdy nie było chęci zburzenia Iluzjonu. Nieco inaczej widzi to Tadeusz Markiewicz, animator Inicjatywy „Ratujmy Iluzjon”, wokół której skupili się miłośnicy kina. – Cieszę się ze słów prezesa Andrackiego – mówi „Przeglądowi”. – Widocznie nasza akcja, zapoczątkowana po artykule w „Wyborczej”, odniosła dobry skutek. Ludzie dowiedzieli się o planach Max-Filmu i zostały one wstrzymane. Obawiam się jednak, że pomysł wybudowania obok Iluzjonu multipleksu jeszcze powróci. Zwłaszcza że pół roku temu był on naprawdę realny. Max-Film, choć w swoich założeniach ma promocję ambitnego kina, głównie zajmuje się przecież budową kinowych molochów, a warszawski skwer Słonimskiego to wspaniałe miejsce na taką inwestycję – twierdzi. – Na razie czekamy. Zarówno Andracki, jak i Markiewicz, a także szef Filmoteki Narodowej, która zarządza Iluzjonem, Waldemar Piątek, widzą bezwzględną potrzebę modernizacji tego kina. Przy skwerze Słonimskiego działa ono od 10 lat, wcześniej miało siedzibę przy ulicy Żurawiej w budynku Ministerstwa Gospodarki, skąd, nie bez protestów, zostało eksmitowane. Dziś to magiczne miejsce, w którym można obejrzeć arcydzieła światowej i polskiej kinematografii, niszczeje w oczach: kto był, ten wie, kto nie był, niech wyobrazi sobie, jak baśniowa atmosfera „Źródła” Bergmana pryska pośród chwiejących się foteli, odrapanych tynków i zrywającej się co jakiś czas taśmy filmowej. Niektórzy dostrzegają w tym swoistym klimacie atut, ale lada dzień ów klimat stanie się nie do zniesienia. Według Waldemara Piątka, Iluzjon nie jest odpowiednio doinwestowany od kilkudziesięciu lat.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 10/2006, 2006

Kategorie: Kultura