Palestyńska gorączka

Palestyńska gorączka

Młodzi Palestyńczycy pokazali, że nie życzą sobie dalszego rozdzierania ojczyzny Tegoroczny maj był dla Palestyny miesiącem niezwykle gorącym i nic nie wskazuje na to, aby kolejne były chłodniejsze. A upał przynosi burze. Na zmianę klimatu zanosiło się jednak od dawna, co potwierdzały rozmaite prognozy. Zwłaszcza te z pierwszych miesięcy 2011 r., kiedy przez świat arabski przeszło rewolucyjne tsunami, zmiatające autokratów rządzących w Tunezji i Egipcie. Wielu zadawało sobie pytanie, kiedy huragan przemian dotrze do Ziemi Świętej. W końcu już od jakiegoś czasu mówiło się o możliwości wybuchu trzeciej intifady, której sprzyjały zarówno bezkompromisowa polityka Izraela wobec Palestyńczyków, jak i trwający od wiosny 2007 r. wewnętrzny konflikt w Autonomii Palestyńskiej. Młodzież kontra elity Młodzi Palestyńczycy różnią się od arabskich rówieśników tym, że nieraz dali się poznać jako wojownicy. Jednak dotychczasowe dwa powstania tylko prowokowały Izrael do zmasowanego odwetu. Tym razem nauczeni tunezyjsko-egipskim doświadczeniem Palestyńczycy wkraczają na ścieżkę protestu bez przemocy, wykorzystując internet jako narzędzie informowania o przejawach izraelskiej agresji i mobilizowania do sprzeciwu. Mobilizacja ma wymiar wewnętrzny oraz międzynarodowy, co skutkuje powstawaniem na całym świecie organizacji popierających sprawę palestyńską. Okazuje się bowiem, że przemyślany protest bez przemocy przynosi lepsze rezultaty, a ruchy solidarnościowe zaczynają wpływać na politykę rządów wobec konfliktu izraelsko-palestyńskiego. Przyjęło się, że powstające ruchy przybierają nazwy upamiętniające daty pierwszych ważnych demonstracji. 15 marca ulice palestyńskich miast zapełniły się protestującymi. Tak narodził się Ruch 15 Marca. Tym razem nie był to bunt przeciwko Izraelowi, ale ważny sygnał dla palestyńskich polityków po obydwu stronach barykady – Fatahu władającego Zachodnim Brzegiem oraz Hamasu rządzącego w Strefie Gazy. Przez cztery lata nie udało się ich pogodzić, choć egipska dyplomacja robiła wiele, aby liderzy obydwu ugrupowań się pojednali. Partie nie mogły jednak się porozumieć w kwestii podziału władzy. Fatahowi trudno było przełknąć fakt, że to islamiści wygrali wybory parlamentarne w 2006 r. Hamas natomiast nie uległ izolacji zgotowanej mu przez społeczność międzynarodową, przez co nie wyrzekł się przemocy, skazując się na dalsze potępienie. W połowie marca palestyńska młodzież pokazała, że nie życzy sobie dalszego rozdzierania ojczyzny. Sygnał został właściwie odczytany. Prezydent Mahmud Abbas zintensyfikował niemrawe do tej pory starania o zjednoczenie, a lider Hamasu, Khaled Mashal, zrozumiał, że czas bezkompromisowego politycznego islamu odchodzi do lamusa i trzeba ludziom zaoferować kreatywne rozwiązania. Młodzi Arabowie opowiadają się za trzecią drogą między islamizmem a autorytaryzmem. Jest nią demokracja, rozumiana najprościej – jako rządy ludzi. Ustrój ten nie jest bowiem odgórnie przypisany do jednej – np. zachodniej – cywilizacji, choć również nie może być przynoszony na bagnetach, jak chcieli Amerykanie w Iraku. Wolność oznacza remedium nie tylko na polityczne, ale i społeczne problemy. Nie od dziś wiadomo, że warunki życia w Autonomii Palestyńskiej nie są łatwe. Zachodni Brzeg jest podziurawiony izraelskimi osiedlami (żyje w nich ponad pół miliona ludzi), które łączą kontrolowane przez Izrael drogi. Cierpią szczególnie rolnicy mieszkający w okolicach muru bezpieczeństwa – wrzynającego się w palestyńską ziemię i dzielącego ją tak, że trudno im docierać do własnych pól. Strefa Gazy to z kolei miejsce zamieszkania 1,5 mln Palestyńczyków – w większości uchodźców skazanych na łaskę ONZ. Gdyby nie to, że kwitnie tam olbrzymia szara strefa (nieformalna ekonomia), a przez lata rozwijał się przemyt z Egiptu – dzięki podziemnym tunelom, przez które szmuglowano wszystko, od broni po środki higieniczne – obszar ten doświadczałby permanentnej klęski humanitarnej. Palestyńskie pojednanie Podział w Autonomii Palestyńskiej był korzystny dla prawicowych rządów w Jerozolimie, które – stosując sprawdzoną taktykę dziel i rządź – mogły bezkarnie kolonizować Zachodni Brzeg i organizować zbrojne wypady do Strefy Gazy. Tłumaczyły to – zgodnie z zasadą odpowiedzialności zbiorowej – terrorystyczną aktywnością Hamasu. Ten uczynił ze Strefy Gazy swój przyczółek, wystrzeliwując stamtąd prymitywne rakiety, które spadały na izraelską ziemię i zabijały jej Bogu ducha winnych mieszkańców. Tu też obowiązuje grupowa odpowiedzialność. Słaba i skłócona Palestyna to silniejszy Izrael. Taki stan rzeczy nie mógł trwać wiecznie. Na początku

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2011, 23/2011

Kategorie: Świat
Tagi: Michał Lipa